Po pierwszym tomie pt. “Icebreaker” nie sposób było nie zastanawiać się nad historią Henry’ego, który swoim pojawieniem się wzbudził ogromną ciekawość. Stąd śmiałym, aczkolwiek trafnym stwierdzeniem będzie, że premiera “Daydream” jest jedną z bardziej wyczekiwanych przez fanów jego postaci, jak i autorki.
Tytuł: Daydream
Autor: Hannah Grace
Data wydania: 25.03.2025
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 450
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
Zasada numer 1: nie zakochuj się. Ale zasady są po to, by je łamać.
Henry Turner ma wiele na głowie – trzeci rok studiów, nowe wyzwania jako kapitan drużyny hokejowej i wyjątkowo niesympatycznego profesora. Kiedy przez przypadek trafia na spotkanie klubu książki, poznaje Halle Jacobs – studentkę, która więcej czasu poświęca pisaniu niż życiu towarzyskiemu. Halle, pochłonięta nauką i własnymi literackimi ambicjami wciąga Henry’ego w świat książek i zasad, które tak łatwo złamać. Daydream to opowieść o ambicjach i namiętnej miłości, która może przyjść w najmniej spodziewanym momencie. W tle urokliwe Maple Hills, pełne emocji relacje i wybory, które mogą odmienić wszystko. Czy Henry i Halle odważą się zmierzyć z uczuciami, które wykraczają poza granice przyjaźni? Czy ich marzenia okażą się warte ryzyka?
Od chwili, gdy poznałam pierwszy tom serii Maple Hills, wiedziałam, że to właśnie historia Henry’ego będzie tą najbardziej wyczekiwaną przeze mnie. Już wtedy jego postać wzbudziła ciekawość, sympatię i pytania, na których poznanie odpowiedzi początkowo się nie zanosiło. Nic więc dziwnego, że premiery “Daydream” wyczekiwałam z taką niecierpliwością, a zarazem im bliżej niej, tym więcej pojawiało się zarówno pytań, jak zostanie poprowadzona jego historia jak i wątpliwości odnośnie tego, czy autorka podoła tak wysoko postawionej poprzeczce przez poprzednie dwa tomy?
Jednym z pozytywnych aspektów, który sprawia również, że z taką wielką chęcią wracam do książek autorki, jest styli pisania. Jeśli ktoś zna moje recenzje, wie, że zawsze staram się zwrócić na to uwagę, bo choć nie jest to aspekt, który znacząco wpływa na ocenę, to jednak ma ogromne znaczenie dla samego odbioru historii. A to jakim stylem operuje Hannah Grace, jest dla mnie definicją idealnej historii - lekki, płynny i niezwykle przyjemny, dzięki czemu czytanie staje się czystą przyjemnością. Autorka doskonale balansuje między emocjami a humorem, tworząc narrację, która wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Jej sposób budowania dialogów jest naturalny, przez co postacie wydają się autentyczne, a ich rozmowy pełne chemii i charakteru. Dzięki temu historia nie tylko angażuje, ale wręcz otula czytelnika, sprawiając, że ciężko się od niej oderwać, a w chwilach gdy to się uda, myśli i tak są przy losach bohaterów.
Największym autem historii i czymś, co urzekło od samego początku, a zarazem bardzo oczywiste jest to, że bohaterowie ze sobą rozmawiają. W świecie romansów prawie zawsze spotykamy się ze sporami, które wynikają z niedomówień, niepotrzebnych tajemnic lub unikaniem pewnych kwestii. W przypadku relacji Halle i Henry’ego nie pojawia się to, obydwoje starają się wyrażać swoje myśli i uczucia, a gdy pojawia się problem, nie uciekają od rozmowy, tylko próbują to rozwiązać. Nie ma tu zbędnych, sztucznie tworzonych konfliktów – zamiast tego dostajemy relację, w której emocje i wzajemne zrozumienie grają pierwsze skrzypce.
Zaraz po tym na podium staje kreacja bohaterów, która nie zaskoczę osoby znające twórczość autorki, ale jest serio dobra. Przez całą książkę przewija się wiele postaci, mniej lub bardziej znaczących, a jednak każda ma swoją osobowość i na tle innych jest ona widoczna. Główna bohaterka Halle nie tylko sprawiła, że byłam ciekawa jej historii i polubiłam ją, ale również w kilku kwestiach utożsamiałam się z nią, co w moim przypadku nie zdarza się za często, o ile w ogóle. Osobowość Halle należy do tych bardziej spokojnych, jest niepewna i lękliwa, choć nie brakuje jej ani determinacji, ani siły czy odwagi. Nie czeka na zmiany, które samoistnie nastąpią, a sama wpływa na to jak ma wyglądać jej życie. Wielokrotnie pokazana jest jej wewnętrzna walka między tym co powinna, a czego chce, bo choć serce i rozum w tej kwestii jest zgodne, Halle ma tendencję do stawiania innych ponad sobą. Zbrodnią byłoby pominięcie bohatera, od którego tak naprawdę to wszystko się zaczęło. Henry to postać, która od samego początku zdobywa serce czytelnika swoją charyzmą i ciepłem. Z początku wydaje sie być zamkniętym, może nawet aż nazbyt próbując żyć w swojej “bańce”, z czasem jednak ujawnia on swoje demony i wewnętrzne konflikty. Przy tym nie pozwala, by cokolwiek stanęło mu na drodze do spełnienia marzeń, bo choć nie wszystko ułatwia mu tę drogę i wpierw musi zrozumieć siebie, to jest ambitny i pełen pasji. Łączy w sobie cechy typowego bohatera, który jest sportowcem, ale również te uważane w społeczeństwie jako “niemęskie”.
Nie obyłoby się również bez wspomnienia o postaciach drugoplanowych, których większa część stanowią już znani nam bohaterowie z poprzednich części. Choć nie mają oni jakiejś znaczącej roli w relacji bohaterów, ich towarzystwo i obecność są fajnym dodatkiem. Każdy z tych bohaterów wnosi coś wyjątkowego – czy to poprzez zabawne dialogi, czy przyjacielskie wsparcie, tworzą oni niepowtarzalną atmosferę, która wciąż towarzyszy głównym postaciom. Ich interakcje z Halle i Henrym dodają lekkości, a ich własne historie, choć często drugorzędne są miłą odskocznią od głównej historii.
Podsumowując “Daydream” autorstwa Hannah Grace to historia, która nie odbiega poziomem od poprzednich części, a nawet skłonna jestem do stwierdzenia, że swoją nietypowością pod pewnymi względami wyróżnia się na ich tle, nie stanowiąc jedynie kontynuacji serii, a odrębną historię, która ma wiele do opowiedzenia. To obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów serii, a także dla każdego, kto szuka komfortowej i uroczej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)