poniedziałek, 24 lutego 2025

"Wyspa luzu" - Jolanta Kosowska

07:00:00 0 Comments

 

"Nikt tak naprawdę nie zna nawet samego siebie. Samego siebie też można zaskoczyć."

Okładka książki Wyspa luzu Jolanta Kosowska

 

Autor: Jolanta Kosowska 

Wydawnictwo: Zaczytani 

Data premiery: 05. 02. 2025

Autor recenzji: Magdalena Kwapich

 Liczba stron: 266

W moim odczuciu: 6/10

    Jolanta Kosowska w swojej powieści "Wyspa luzu" zabiera czytelnika na grecką wyspę Kos, oferując nie tylko wciągającą historię o miłości, rozstaniu i życiowych wyborach, ale również prawdziwą ucztę dla zmysłów. Autorka, jak to ma w zwyczaju, z niezwykłą pieczołowitością opisuje krajobrazy, smaki i zapachy odwiedzanych miejsc, czyniąc z lektury coś więcej niż jedynie literacką przygodę. To niemal podróż do serca greckiej kultury i mentalności, której mottem mogłoby być słynne „siga, siga”, czyli „powoli, powoli”.


    Historia skupia się na losach Michała i Natalii,  dawnych kochanków, którzy rozstali się w bolesnych okolicznościach. Michał nie potrafił w przeszłości właściwie ocenić sytuacji, ulegając wpływom innych i opuszczając Natalię w kluczowym momencie. Dopiero po latach, podczas spotkania ze starymi znajomymi, dowiaduje się, jak bardzo się pomylił. Postanawia odnaleźć Natalię, co prowadzi go na malowniczą wyspę Kos, gdzie przyjdzie mu zmierzyć się z przeszłością i własnymi błędami.


    Kosowska prowadzi narrację z perspektywy zarówno Michała, Natalii, jak i Rafała, przyjaciela z lat studenckich, który odegrał istotną rolę w życiu bohaterki. Taki zabieg pozwala lepiej zrozumieć motywacje postaci, choć momentami można odnieść wrażenie, że bohaterowie zbyt długo analizują te same wydarzenia, co prowadzi do dłużyzn, zwłaszcza w pierwszych stu stronach powieści. Michał jawi się jako postać dość niekonsekwentna, z jednej strony przedstawiony jest jako zakochany bez pamięci, a z drugiej uległy wobec matki, która tak łatwo wpłynęła na jego decyzje. Jego wewnętrzne rozterki są nieco naciągane, a droga do dojrzalszego spojrzenia na życie wydaje się czasami mało przekonująca.


    Mocnym punktem powieści są natomiast opisy greckiej wyspy, jej przyrody i zabytków. Kosowska z niezwykłym talentem maluje słowami obraz Lasu Pawi, Asklepiejonu, słonego jeziora Alikes z kroczącymi flamingami czy ruin zamku Paleo Pyli. Jej plastyczny język sprawia, że niemal czuć morską bryzę i aromatyczne potrawy serwowane w miejscowych tawernach. To właśnie ten aspekt książki sprawia, że czytelnik może poczuć się jak turysta zwiedzający Kos i być może zainspiruje się do odwiedzenia tej wyspy w rzeczywistości.


    Jeśli chodzi o warstwę fabularną, to niestety trudno uniknąć wrażenia przewidywalności. Historia Natalii i Michała jest oparta na schematach znanych z innych książek autorki, dawni kochankowie spotykają się po latach, muszą skonfrontować się z przeszłością, a finał ich historii jest raczej oczywisty i nie zaskakuje niczym nowym. Moment, w którym akcja nabiera tempa, to bez wątpienia przyjazd Michała na wyspę Kos, od tego momentu książka wciąga znacznie bardziej niż jej początkowa, nieco rozwlekła część.


    Warto również wspomnieć o postaciach drugoplanowych. Szczególnie na plus wyróżnia się babcia Michała, ciepła, mądra kobieta, której podejście do życia i miłości budzi sympatię. Z kolei Rafał, określany przez Natalię jako „prawdziwy przyjaciel”, jest postacią, której losy i decyzje wydają się bardziej intrygujące niż te głównych bohaterów. To on w najtrudniejszych chwilach okazał się opoką, podczas gdy Michał wybrał drogę ucieczki.

    Podsumowując, "Wyspa luzu" to powieść, która z pewnością znajdzie swoich odbiorców wśród miłośników ciepłych, romantycznych historii osadzonych w malowniczych zakątkach Europy. Plastyczne opisy, przyjemny styl narracji i wakacyjna aura to jej niewątpliwe atuty. Jednak dla osób szukających bardziej złożonych emocji i mniej przewidywalnych zwrotów akcji może okazać się zbyt „cukierkowa” i sztampowa. To książka, która relaksuje i pozwala na chwilę oderwać się od codzienności, ale niekoniecznie na długo zapada w pamięć.

sobota, 22 lutego 2025

"Niemożliwe życie" - Matt Haig

07:30:00 0 Comments

 Nigdy nie jest za późno, by zacząć nowe życie!

Okładka książki Niemożliwe życie Matt Haig

 

Autor: Matt Haig 

 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka 

 

Data premiery: 04. 02. 2025 

 

 Autor recenzji: Magdalena Kwapich

 

Liczba stron: 472

 

W moim odczuciu: 8/10


 

    Matt Haig po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w snuciu opowieści, które łączą elementy fantastyczne z głęboką refleksją nad życiem. "Niemożliwe życie" to książka, która wciągnęła mnie od pierwszych stron i na długo pozostanie w mojej pamięci. Historia emerytowanej nauczycielki Grace Winters, której spokojną egzystencję burzy niespodziewany list, jest poruszającą podróżą zarówno w głąb siebie, jak i w egzotyczny krajobraz Ibizy. To właśnie ten ostatni aspekt szczególnie mnie zaskoczył, dotąd wyspa kojarzyła mi się jedynie z słońcem i imprezami, ale Haig przedstawia jej zupełnie inne, bardziej tajemnicze i duchowe oblicze.

    Opowieść zaczyna się od otrzymania przez Grace informacji o niespodziewanym spadku, domu po dawnej przyjaciółce. Bohaterka, zamiast tkwić w znajomej rutynie, postanawia wyruszyć w podróż, która okazuje się czymś więcej niż tylko zmianą miejsca zamieszkania. "Niemożliwe życie" jest bowiem historią o poszukiwaniu siebie, o odwadze, by zostawić przeszłość za sobą, ale także o tym, jak bardzo przeszłość wpływa na naszą teraźniejszość. Choć bohaterka jest już po siedemdziesiątce, nadal staje przed wyzwaniami, które zmuszają ją do przewartościowania dotychczasowego życia. Demony przeszłości nie dają jej spokoju, żal, poczucie winy i niespełnione marzenia splatają się z teraźniejszością, domagając się konfrontacji. Ibiza staje się dla niej nie tylko miejscem nowego początku, ale także areną wewnętrznej walki, której wynik zdecyduje o tym, czy odnajdzie spokój.

    Forma książki, list do młodego, zagubionego w życiu człowieka, nadaje jej dodatkowej głębi. Grace pragnie, by jej historia stała się inspiracją, by pokazać, że nigdy nie jest za późno na nowy początek. Haig przypomina nam, że to, co wydaje się magią, często jest jedynie częścią świata, której jeszcze nie rozumiemy. Ta filozoficzna refleksja sprawia, że powieść nabiera uniwersalnego przesłania, zachęca do otwartości, do spojrzenia na rzeczywistość z nowej perspektywy.

    Ważnym wątkiem, który szczególnie mnie poruszył, jest walka o zachowanie naturalnego piękna Ibizy. Haig kreśli obraz wyspy z miłością i szacunkiem, ale jednocześnie zwraca uwagę na zagrożenia wynikające z komercjalizacji i degradacji środowiska. To przestroga przed tym, co może spotkać nie tylko to jedno miejsce, ale cały świat, jeśli nie zaczniemy traktować natury z należnym jej szacunkiem. Książka skłoniła mnie do refleksji nad tym, jak łatwo przyzwyczajamy się do piękna wokół nas i jak rzadko naprawdę je doceniamy. Czy potrafimy jeszcze zachwycić się zachodem słońca, szumem fal, aromatem kawy o poranku? A co, jeśli to wszystko pewnego dnia zniknie?

    Dodatkowo, książka zaskakuje elementami fantastycznymi. Motyw "La Presencii" przypomniał mi  historie z pogranicza sci-fi, a sposób, w jaki autor wplata nadprzyrodzone aspekty w realistyczną narrację, sprawia, że granica między tym, co możliwe, a tym, co niemożliwe, zaciera się w niezwykle naturalny sposób.

      Choć rzadko sięgam po fantastykę, "Niemożliwe życie" wciągnęło mnie całkowicie. To książka, która porusza, bawi, wzrusza i zostawia w sercu ślad. Pokazuje, że życie, niezależnie od wieku i doświadczeń, wciąż może nas zaskakiwać. To opowieść o akceptacji, o odwadze do zmian, ale także o wybaczaniu, przede wszystkim sobie. Jeśli szukacie lektury, która skłoni Was do refleksji i otworzy na nowe możliwości, gorąco polecam tę książkę. Ja sama czuję, że jej przesłanie zostanie ze mną na długo.
 A może ta książka stanie się dla mnie wskazówką, że czas zacząć nowe życie i nie obawiać się zmian?


piątek, 21 lutego 2025

Przegląd projektów społecznych #15

15:00:00 0 Comments

 

Hejka! Wracamy po przerwie! Kolejna edycja Olimpiady Zwolnionych Z Teorii trwa. Zaciekawieni? Oto kilka projektów:
Olga Sulek i Karolina Kacprzyk




#77 Eco Zone

Licealiści stworzyli projekt Eco Zone, aby zawalczyć o Naszą Planetę. „Mimo alarmujących i ostrzegających informacji, wiele osób nadal nie decyduje się na realne działania w celu pomocy Ziemi".

Ich projekt skupia się na organizacji warsztatów stacjonarnych w szkołach podstawowych, zachęcając tym samym najmłodszych do poszerzenia swojej świadomości ekologicznej. Jedną z najciekawszych i kreatywnych inicjatyw jest gra terenowa przeprowadzona przy pomocy technologii. W dalszych etapach projektu planują sondy ulicznej oraz wywiady z osobami zajmującymi się ochroną środowiska. 

Ich działania możecie obserwować i wspierać w internecie! Są na takich platformach jak: Instagram, Youtube, TikTok czy Facebook. 





#78 LearnUp

Projekt "LearnUp" to inicjatywa, która powstała, aby zmienić podejście uczniów do nauki i pomóc im odkryć skuteczne metody przyswajania wiedzy. Jest odpowiedzią na rosnący problem z uczeniem się u młodych ludzi.

W ramach "LearnUp" organizowane są warsztaty edukacyjne, które będą odbywać się do końca marca w Krakowie. Uczniowie, biorący udział w spotkaniach, mają szansę na rozwój praktycznych umiejętności, które pozwolą im osiągać lepsze wyniki bez niepotrzebnego stresu i frustracji. Dodatkowo, ich działania obejmują aktywności na mediach społecznościowych – Instagramie, Facebooku, TikToku – gdzie dzielą się wiedzą i angażują młodzież poprzez posty, ankiety, ciekawostki oraz wywiady z ekspertami.

Problem, który porusza "LearnUp", jest szczególnie istotny w kontekście wyzwań edukacyjnych współczesnej młodzieży. Badania pokazują, że uczniowie często spotykają się z trudnościami, a brakuje im narzędzi, które pozwoliłyby radzić sobie z ogromnym zakresem materiału lub skomplikowanymi zadaniami. 

Celem projektu jest nie tylko poprawa wyników, ale również motywacja i budowanie pewności siebie. Chcą, aby proces nauki stał się dla uczniów bardziej satysfakcjonujący i angażujący, dzięki czemu będą mogli zrealizować swój potencjał w pełni.






#79 Szczypta Dobroci

Uczniowie III LO im. Stefana Batorego w Chorzowie podjęli się realizacji projektu, w którym każdy za symboliczną cegiełkę będzie mógł wesprzeć kobiety i dzieci w potrzebie. 

Akcja "Szczypta Dobroci" ma na celu pomoc kobietom, które doświadczyły przemocy fizycznej lub psychicznej albo muszą zmierzyć się z trudną sytuacją materialną, samotnym wychowaniem dziecka. Licealiści podjęli współpracę ze Stowarzyszeniem Po-Moc, które aktualnie skupia się na budowie Centrum Rodziny im. Św. Józefa w Katowicach. Chcą wspomóc tę inicjatywę w nietypowy sposób, bo poprzez wydanie kulinarnego ebooka z ulubionym przepisami znanych osób ze świata sportu, nauki i sztuki. W publikacji pojawią się przepisy od m.in. Piosenkarki Darii ze Śląska, siatkarki Agnieszki Kąkolewskiej czy dziennikarki radiowej Katarzyny Węsierskiej. Wykorzystają również inne formy angażowania lokalnej społeczności, dzięki którym zbiorą środki. Pieniądze zostaną przeznaczone na zakup produktów żywnościowych dla osób w kryzysie, podstawowych środków higieny (pieluch dla najmłodszych, ręczników papierowych, środków do prania) i wyposażenie Centrum Rodziny. 

Zapraszamy do zaobserwowania "Szczypty Dobroci" na Facebooku oraz Instagramie, ponieważ znajdziecie tam więcej informacji o ich działaniach oraz zbiórce elektronicznej na portalu Zrzutka.pl.







#80 Realizac(ja)

Projekt „Realizac(ja)” to inicjatywa związana z Olimpiadą „Zwolnieni z teorii”, która obejmuje serię wydarzeń organizowanych w pięciu województwach. Celem projektu jest wsparcie młodych ludzi, którzy dopiero odkrywają swoje pasje oraz ścieżki zawodowe. Wydarzenia są skierowane do młodzieży, pomagając jej w rozwoju osobistym i zawodowym.

Jednym z kluczowych punktów projektu jest spotkanie zorganizowane dla uczniów szkół średnich na Politechnice Łódzkiej. To jedno z większych wydarzeń, które miało na celu inspirowanie młodych ludzi do odkrywania swojej drogi zawodowej i dostarczanie im praktycznych narzędzi do rozwoju pasji, które mogą przynieść korzyści w przyszłości. Podczas spotkania, prelegentka Alicja Razmus podzieliła się swoim doświadczeniem, oferując cenne wskazówki dotyczące wyboru ścieżki zawodowej oraz motywacji do działania.

W ramach projektu odbywają się również inne spotkania, które nie tylko inspirują, ale także budują przestrzeń do tworzenia wspierającej społeczności. Uczestnicy mają szansę na konkretną pomoc oraz porady, które wspierają ich w pełnym wykorzystaniu swojego potencjału.

Dodatkowo, grupa projektowa aktywnie działa w mediach społecznościowych, gdzie beneficjenci regularnie otrzymują dawkę motywacji oraz informacji na temat samorealizacji. Dzięki tym platformom młodzi ludzie mają stały dostęp do inspirujących treści, które pomagają im w rozwoju oraz w codziennym dążeniu do realizacji osobistych celów.

Realizac(ja) zaprasza do obserwowania ich poczynań!

https://linktr.ee/realizacja



















#81 Spirr

W dzisiejszym świecie wielu nastolatków zmaga się z problemami psychicznymi, stresem i poczuciem przytłoczenia. Czasami wystarczy jedna rozmowa, by poczuć się lepiej – właśnie to oferuje Spirr. To innowacyjna aplikacja i strona internetowa (https://spirr.pl), która łączy sztuczną inteligencję z wiedzą psychologiczną, pomagając użytkownikom w radzeniu sobie z trudnymi emocjami. 

Spirr to coś więcej niż chat bot. To wirtualny pomocnik psychologiczny, trenowany we współpracy z ekspertami. Może wspierać w codziennych trudnościach, pomóc złagodzić stres przed egzaminem, a także zaoferować skuteczne techniki na stany lękowe czy ataki paniki. Aplikacja posiada interaktywne ćwiczenia terapeutyczne, takie jak oddechy w kwadracie czy technika pięciu zmysłów, które pomagają odzyskać kontrolę nad emocjami i wrócić do równowagi. Spirr jest dostępny zarówno dla tych, którzy potrzebują drobnego wsparcia, jak i dla osób przeżywających poważniejsze kryzysy. 

Jeśli AI wykryje, że sytuacja wymaga interwencji specjalisty, zasugeruje kontakt z terapeutą lub podpowie, gdzie szukać pomocy. To narzędzie, które nie ocenia, nie narzuca – po prostu towarzyszy, słucha i wspiera. 

Czasami to, co wydaje się przytłaczające, jest tylko w naszej głowie. Spirr pomaga spojrzeć na problem z innej perspektywy, oferując praktyczne wskazówki i troskliwe wsparcie zawsze wtedy, gdy tego potrzebujesz.


czwartek, 20 lutego 2025

"Coffee on Ice" - Lori Rave

12:30:00 0 Comments

Nie tylko Feniks odradza się z popiołów. Człowiek, który stał się cieniem, też pragnie odżyć, nawet jeśli wcześniej tylko wegetował.




Tytuł: Coffee on Ice


Autor: Lori Rave


Data wydania: 28.01.2025


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 400


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Mason Crawford jest przekonany, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna odpadła z walki o Puchar Stanleya, nic gorszego nie może się wydarzyć. Temu nieokiełznanemu dwudziestodziewięciolatkowi porażka nigdy nie przychodziła łatwo. Mason nie spodziewa się jednak, że wraz z innymi zawodnikami zostanie poinformowany o nagłej zmianie trenera. Sprawę dodatkowo komplikuje to, że nowym trenerem drużyny zostaje mężczyzna, którego córkę Mason doskonale pamięta. W końcu nieczęsto zdarza mu się wylewać kawę na piękną dziewczynę unikającą jego wzroku. Avery Swanson nigdy nie lubiła wyróżniać się z tłumu, ale nie jest to takie proste, jeśli za ojca ma się jednego z najlepszych trenerów hokeja w kraju. Avery woli spędzać czas w swoim pokoju, na uczelni lub w kawiarni, w której pracuje. Gdy pojawia się na arenie podczas spotkania ojca z drużyną, którą ten ma trenować, zauważa wśród zawodników pewnego mężczyznę. I nie może o nim zapomnieć, mimo że powinna. Mason nie zamierza pozwolić Avery po raz kolejny tak łatwo uciec. Hokeiści mają przecież walkę we krwi, prawda?



Niektóre historie porywają nas od pierwszych stron, ale nie w sposób, w jaki się tego spodziewamy. Czasem pojawiając się w naszym życiu, ich celem nie jest zaspokojenie chwilowej ciekawości, a pokazanie nam historii, która stworzy przestrzeń do powrotu. Wracają do nas w momentach, gdy wydaje nam się, że zamknęliśmy ją na dobre, by niespodziewanie, znów po nie sięgnąć.



Jedną z tych historii okazało się - “Coffee one Ice”. Książka, która nie kończy się wraz z przewróceniem ostatniej strony, a zostaje w głowie, przywołując emocje i zmuszając do ponownego przeżycia losów bohaterów. Jest przy tym niezwykle otulająca, niczym ciepły koc w zimowy dzień, daje poczucie bezpieczeństwa i komfortu, wzbudzając przy tym wiele emocji wywołujących od łez smutku, po te szczęścia. 



Nie ukrywam, przy debiutach najwięcej obaw zaraz po kreacji bohaterów budzi aspekt fabuły. To od jej wykonania wiele zależy, począwszy od dobrego poprowadzenia, po odpowiednią dynamikę i rozwinięcie poszczególnych wątków. W tym przypadku nie mogę przyczepić się do niczego oprócz jednej rzeczy, a dokładniej przeskoku o trzy miesiące, który wydaje się pójściem na łatwiznę w rozwoju relacji. Zamiast uczestniczyć w procesie poznawania się i budowania zaufania, towarzyszymy bohaterom już po tym kluczowym procesie, tym samym autorka odnosi się do sytuacji, które miały wtedy miejsce.



Od pierwszych stron urzekający jest styl pisania autorki, jak to zazwyczaj w tego typu książkach — niezwykle lekki i przyjemny. Historia należy zdecydowanie do tych wolniejszych, jednak nie jest na siłę przedłużana, dialogi nie wybrzmiewają sztucznie, a opisy, choć czasem wydają się zbędne, nie przytłaczają.



Rzadko kiedy spotykane jest, aby osobowości głównych postaci były do siebie podobne, zazwyczaj opierają się one na przeciwieństwach. W tym przypadku jednak autorka pozytywnie zaskakuje, odbiegając od schematu i przedstawiając Avery i Masona jako postacie podobne do siebie. Avery to nieśmiała i spokojna bohaterka. Nie należy do osób, które wychodzą przed szereg czy skupiają na sobie uwagę w towarzystwie. Przez sytuacje z przeszłości woli pozostać w cieniu i nie wychylać się nie tylko w gronie znajomych, ale również w opinii publicznej.  Mimo to nie jest całkowicie wycofana ani bierna, a jej rozwój w trakcie historii pokazuje, że potrafi odnaleźć się w relacji opartej na zaufaniu, a zmierzenie się z prawdą i danie sobie drugiej szansy, nie jest czymś złym. Mason to z kolei postać odbiegająca od typowego schematu hokeisty zamiast zamkniętego w sobie gbura lub nazbyt pewnego siebie kobieciarza, dostajemy postać, która nie wpisuje, że w żadną z tych ram. Zdecydowanie bliżej mu do osobowości “golden retrievera”.  Mason to uosobienie ciepła, lojalności i pozytywnej energii. Nie ma w nim cienia arogancji czy dystansu, który często charakteryzuje sportowców w romansach hokejowych. Zamiast tego jest otwarty, troskliwy i zawsze gotowy do wsparcia, zarówno w drobnych gestach, jak i w poważniejszych momentach.



Nie można nie wspomnieć o Patricku, czyli synu Avery, który skradł moje serce od pierwszych stron. Patrick to ogromny słodziak, który do historii wnosi mnóstwo ciepła i uroku, a dodatkowo nie stanowi tylko wspomnienia w tle, ale aktywnie uczestniczy w historii. Jego obecność wpływa na dynamikę relacji między głównymi bohaterami, wnosząc do nich radość, niewinność i szczerość, które często balansują z bardziej poważnymi momentami fabuły.



Warto również zaznaczyć, że historia porusza trudne tematy, takie jak molestowanie seksualne, gwałt oraz przemoc psychiczna i fizyczna. Autorka z dużą wrażliwością podchodzi do tych kwestii, ukazując nie tylko cierpienie bohaterów, ale także ich drogę do uzdrowienia i odnalezienia siły, by stawić czoła przeszłości. 



Podsumowując, uważam “Coffee on Ice” autorstwa Lori Rave za historię, która powinna znaleźć się obowiązkowo na liście ‘do przeczytania’ dla osób, które kochają romanse hokejowe. Lekki i przyjemny styl pisania w połączeniu z historią, od której ciężko się oderwać, sprawiają, że jest to idealna historia na zimowy wieczór.  Avery i Mason to postacie, które zaskakują świeżością w świecie romansów hokejowych, a dodatek w postaci Patricka wprowadza do książki ciepło i serce, sprawiając, że opowieść staje się jeszcze bardziej poruszająca. Fabuła, mimo że niepozbawiona pewnych schematów, oferuje także momenty zaskoczenia i głębi, które trzymają czytelnika w napięciu. „Coffee on Ice” to książka, która potrafi wciągnąć i rozczulić, a jednocześnie sprawić, że chcemy więcej.



Coffee on Ice" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


środa, 19 lutego 2025

"Spektrum. Ursydy" - Nanna Foss

12:30:00 0 Comments

Czas leczy rany. To takie bardzo śmieszne powiedzenie. Czas niczego nie leczy. Zasklepia tylko rany brzydkimi, zrogowaciałymi bliznami. Ból się zmienia, jest mniej ostry, ale nie znika. Rozrasta się do środka i pod bliznami, jak infekcja, aż całkowicie człowieka zjada.




Tytuł: Spektrum. Ursydy


Autor: Nanna Foss


Data wydania: 15.01.2025


Wydawnictwo: Driada


Liczba stron: 530


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Gdy miałam dziesięć lat, umarłam. Gdyby nie chłopak o szarych oczach, byłaby to moja jedyna śmierć. Ale otrzymałam drugą szansę. Szansę, której nie zamierzałam zmarnować.


Szesnastoletnia Nasrin spotyka chłopaka, który uratował jej życie, gdy była mała. Tylko że on jej nie pamięta i wciąż ma tyle samo lat co wtedy. Ale Nasrin jest absolutnie pewna, że to ten sam chłopak, chociaż teraz jest niewidomy. Jego przyjaciele są wobec niej nieufni. Rozmawiają o tajemniczych i przerażających istotach z cienia i o podróży w czasie. Nasrin nie chce zostać wplątana w ich dziwny projekt, ale desperacko pragnie zmienić COŚ w przeszłości. COŚ konkretnego. I kto wie, może jej się to uda, jeśli dołączy do grupy. Jeśli gruntownie to przemyśli. Jeśli podejmie właściwe decyzje. Czy jednak można zmienić coś, co już się wydarzyło? Wkrótce się tego dowie. To tylko kwestia czasu…



Są historie, które w swój świat wciągają tak bardzo, że odłożenie ich choćby na chwilę wydaje się wręcz niemożliwe. Każda kolejna strona budzi jedynie poczucie pragnienia więcej. Sprawiają, że zamykając jeden tom, otwiera się kolejny, gotowy do przeczytania. Są niczym narkotyk, im więcej się go poznaje, tym silniejsza staje się chęć, by poznać jeszcze więcej…



W poprzednim tomie mieliśmy tendencję dość wartkiej akcji, w której ciężko o chwilę spokoju. Tym razem wracamy jednak do początku i pierwszego tomu, gdy to niekiedy fabuła wydaje się być rozwleczona, by w odpowiednich momentach nabrać odpowiedniego tempa. I choć normalnie te chwile spokojniejsze mogłyby wydać się nużące, tak ciężko nazwać je, w momencie gdy umila ja zabawa formatem tekstu przypominające urwane myśli, wspomnienia a niekiedy wiersze. Aspekt ten nie tylko wpływa pozytywnie na wizualny odbiór historii, ale również wprowadza coś nowego. Dzięki temu, kiedy tempo ponownie przyśpiesza, czytelnik nie jest znużony, a jeszcze bardziej zaangażowany w losy bohaterów.



Po raz kolejny mamy do czynienia ze zmianą perspektywy. Tym razem z pełnej energii Pi, na Nasrin, której świat przepełniony jest mrokiem, a ona sama bywa autodestrukcyjna. I choć początkowo miałam wiele, ale, do decyzji podjętej przez autorkę, z czasem polubiłam bohaterkę i to, co wprowadziła swoim pojawieniem się.



Same odczucia względem Nastrin były początkowo podobne co do jej perspektywy. Nie byłam jej fanką i fakt, że uczestniczy we wszystkim, nie polepszał sytuacji, z czasem jednak jej postać stała się bardziej zrozumiała i chętną do pokazania siebie nie tylko jako przepełnionej poczuciem straty i żalu, ale jako ktoś, kogo nie definiuje ból.  Jej nieoczekiwana więź z Adrianą, która z początku zdawała się być tylko kolejnym rozdziałem w jej życiu, przekształca się w niezwykle interesującą relację. Obie bohaterki, w różny sposób, zaczynają się rozwijać, a ich historia staje się jednym z najmocniejszych punktów całej książki. 



Spośród wszystkich wątków, jeden wydał mi się tym najciekawszym, którym warto z Wami się podzielić. Szalona naukowczyni Iris i sekrety skrywane przez nią w laboratorium. Wątek budzący gęsią skórkę, ale i jeszcze więcej zainteresowania wszystko to potęguje jeszcze bardziej ochotę, by poznawać dalsze losy bohaterów, zwłaszcza gdy z samą Iris pozostało jeszcze parę niewiadomych.



Podsumowując, uważam “Spektrum. Ursydy” autorstwa Nanna Foss za zdecydowanie najlepszą z trzech części, choć każda z nich jest na wysokim poziomie, to przy tym tomie bawiłam się zdecydowanie najlepiej. Dzięki wątkom pełnym tajemnic, mrocznych postaci i nieoczekiwanych zwrotów akcji,  nie tylko rozwija się świat przedstawiony, ale także budowane napięcie. Po takim zakończeniu nie pozostaje nic innego jak ze zniecierpliwieniem wyczekiwać kolejnych.


wtorek, 18 lutego 2025

"Puck me up" - Ludka Skrzydlewska

12:30:00 0 Comments

Romanse hokejowe mają w sobie coś wyjątkowego, połączenie adrenaliny z głębokim uczuciem, to coś, co w większości przypadków skrada moje serce. Sam hokej to sport pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, siły i determinacji, a kiedy połączy to się z uczuciem, które rozwija się na tle rywalizacji i pasji, ciężko przejść obok takiej historii obojętnie. I to właśnie ta mieszanka sprawia, że hokejówki są tak uzależniające, a każde zwycięstwo czy porażka nie tylko ma znaczenie na lodzie, ale również w życiu bohaterów.





Tytuł: Puck me up


Autor: Ludka Skrzydlewska


Data wydania: 16.07.2024


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 432


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Hazel Woods, zawodowa ghostwriterka, pisze to, czego celebryci nie potrafią napisać sami. Jest świetna w swoim fachu – ma znakomity warsztat, zapewnia dyskrecję i nie marzy o sławie. Anonimowość jej służy, zwłaszcza że nie czuje się do końca swobodnie w swojej skórze. Ten stan nie potrwa już jednak długo, bowiem gdy Hazel przyjmuje zlecenie napisania książki dla pewnego fińskiego hokeisty, jej życie zmieni się diametralnie, a bezpieczne pozostawanie w cieniu stanie się tylko wspomnieniem. Mikael „Mikko” Heikkinen, przybysz z Europy, jest gwiazdą jednej z kanadyjskich drużyn NHL. Każdemu jego krokowi towarzyszy uwaga tłumu reporterów. Czujnym przedstawicielom mediów nie umyka oczywiście to, że u boku hokejowego supermana coraz częściej pojawia się Hazel Woods. A ponieważ Mikko nie chce, by ktoś się dowiedział, kim naprawdę jest jego towarzyszka, proponuje dziewczynie pewien układ…



Swoje pierwsze spotkanie z twórczością autorki miałam jakieś dwa lub trzy lata temu, gdy to sięgając z przypadku, zakochałam się w jej stylu pisania. Historia, którą wtedy poznałam była dosłownie magiczna, czytałam ją, nie mogąc się oderwać, a to jak dobrze wykreowani byli bohaterowie, zachwyca mnie do tej pory. Ta jedna historia sprawiła, że byłam pewna, iż kiedyś jeszcze powrócę do jej książek, tym razem by poznać ich więcej. Sięgając po latach, po twórczość autorki jak sobie obiecałam, zamiast ponownego oczarowania, poczułam gorycz rozczarowania. Choć nie zabrakło tutaj lubianych przeze mnie elementów, poczułam się, tak jakbym miała do czynienia z zupełnie inną autorką nie tylko przez styl pisania, ale również kreacje bohaterów poziomem znacznie odbiegającą.



Jak wspomniałam wcześniej, sporym rozczarowaniem okazała się również kreacja postaci, a najbardziej głównej bohaterki Hazel. Postać mająca świetne perspektywy do pokazania się jako barwna, nieśmiała i wycofana, okazuje się niezwykle powierzchowna. I o ile jestem w stanie zrozumieć jej rozumowanie i zamknięcie na świat, w którym wygląd zewnętrzny ma decydujące znaczenie, tak ilość jej myśli i działań uzależnionych od tego w pewnym momencie bywa przytłaczająca. Zamiast skupić się na wartościach w ludziach, koncentruje się tylko na aspektach, które sama wytyka sobie. Nie chce być oceniana przez wygląd, ale zarazem sama to robi. W pewnym momencie dochodzi do sytuacji, że nawet gdy spojrzy na nią chłopak, który adoruje ją i podkreśla wielokrotnie jej piękno, ona interpretuje to w sposób umniejszający sobie. Kiedy przystojniak spojrzy na nią, pierwsze co pojawia się w jej głowie to zaprzeczenie, że zrobił to, bo jak ktoś taki mógłby spojrzeć na kogoś takiego (tutaj pada nacisk na podkreślenie jej wyglądu) i, że na pewno spojrzał na dziewczynę siedzącą obok. Zamiast skupić się na rozwoju wewnętrznym, relacjach z innymi czy umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach, cała jej egzystencja kręci się wokół wyglądu, przez co łatwo ją ocenić jako płytką i zamkniętą na głębsze aspekty życia. Przez większą część starałam się ją zrozumieć, nawet przez aspekt, że sama kiedyś też tak myślałam, jednak zabrakło mi, aby autorka w pewnym momencie wpłynęła na jej postrzeganie siebie i tego, aby Hazel sama zaczęła postrzegać siebie jako kobietę nie tylko wartościową, ale i piękną niezależnie od tego, czy usłyszy to od mężczyzny, czy nie, bo to nie definiuje prawdziwego piękna.



Mojego serca nie zdobył również Mikko, który przez większą część historii przypomina typowego gbura, który nie chętnie zawiera głos nawet w sytuacjach, które wychodzą z jego inicjatywy i to dla niego stanowią priorytet. Bardzo ciężko jest go polubić, przez pryzmat tego, że niewiele o nim wiadomo. Nawet w sytuacjach, które powinny wywołać jakiekolwiek emocje czy reakcje, Mikko milczy, co sprawia, że jego postać staje się niezrozumiała i wręcz irytująca.  Zamiast być intrygującym bohaterem o złożonej osobowości, Mikko pozostaje zamkniętą, pozbawioną jakiejkolwiek wartości postacią, której brak komunikacji i emocjonalnej otwartości nie dodają mu żadnej atrakcyjności.



W tym wszystkim zabrakło również perspektywy Mikko, oprócz paru dodatkowych rozdziałów, wszystkie wydarzenia poznajemy oczami Hazel. Co nie stanowiłoby minusu, o ile, nieznana przeszłość Heikkinena nie wpływałaby tak znacząco na ich losy i zarazem nie budziła zagubienia. Zawarcie jej nie tylko pomogłoby w zrozumieniu jego zachowań, ale również pozwoliło poznać lepiej jego historię, zwłaszcza tę dotyczącą małżeństwa i córki, tym bardziej gdy ze strzępki, które dostajemy w niewielkiej ilości, budzą ciekawość czytelnika. Zarazem stanowiłoby to równomierne poznawanie przeszłości obu bohaterów, bo w przypadku Hazel wiemy dużo więcej.



Co do samej fabuły nie mam wiele “ale”, jak każda ma swoje lepsze i gorsze strony jednak w ogólnym rozrachunku stanowi dobry fundament, na którym mogłaby opierać się ciekawa historia. Wydarzenia są przemyślane i przede wszystkim spójne, tworząc intrygujący zarys. Tempo akcji należy w większości do tego wolniejszego, choć bywają momenty, w których niemiłosiernie pędzi i czytelnik co rusz zasypywany jest czymś nowym. Mimo przewidywalności niektórych wątków bawiłam się serio dobrze, pomimo tych słabszych momentów.



Podsumowując, uważam “Puck me up” autorstwa Ludki Skrzydlewskiej za książkę, która od samego początku miała ogromny potencjał, jednak mierzyła się z równie trudnym zadaniem — sprostaniem dość wysokim oczekiwaniom. Na plus jest sam fakt, że autorka zdecydowała się odejść od przyjętych standardów piękna i zaprezentować inaczej bohaterkę, na minus to, w jakim kierunku to poszło, zwłaszcza gdy odbiorcami są młode dorosłe. Temat samych bohaterów mam wrażenie, że poruszyłam w pełni i żałuje, że ich kreacja wygląda tak, a nie inaczej. Niemniej jednak sama fabuła w sporym stopniu obroniła całość i sprawiła, że na pewno sięgnę po kolejną książkę autorki, by dowiedzieć się, jak wypadają na tle losów Hazel i Mikko.



Puck me up" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


poniedziałek, 17 lutego 2025

"Spektrum Geminidy" - Nanna Foss

12:30:00 2 Comments

Sens to nie jest coś, co ci się przytrafia, tylko twój sposób poradzenia sobie z tym. Jeśli twoje życie nie ma sensu, to jest to twoja wina.




Tytuł: Spektrum. Geminidy

Autor: Nanna Foss


Data wydania: 15.11.2018


Wydawnictwo: Driada


Liczba stron: 656


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Pi i jej przyjaciele próbują dowiedzieć się, co sprawia, że dzieją się z nimi tak dziwne rzeczy… I dlaczego? Każdy trop, na który natrafiają, może mieć kluczowe znaczenie dla ich przetrwania. Problem tylko w tym, że wciąż pojawiają się nowe zagadki: tajemnicze sny, wiadomości na sekretarce telefonu… z przyszłości, człowiek w czerwonej bluzie z kapturem.


Wkrótce odkrywają, że inni też zmagają się z podobnymi wyzwaniami. Ale czy mogą im zaufać? Komu w ogóle mogą ufać? Wydaje się, jakby wszystko było z góry przewidziane i jakby miało się skończyć źle. Naprawdę źle.



Coraz powszechniejszym elementem literatury staje się klątwa drugiego tomu, gdy to sięgając po kontynuujące, spodziewamy się historii, która zachwyci nas tak samo, o ile nie bardziej, od swojej poprzedniej części.  Niestety, często zamiast dynamicznej akcji i pogłębienia wątków dostajemy spowolnienie fabuły, zbyt długie przygotowanie do wielkiego finału i bohaterów, którzy zamiast się rozwijać, krążą w miejscu. 



Sięgając po “Spektrum. Geminidy” obawiałam się, że i tę serię dosięgnie wcześniej wspomniana klątwa. Zasiane ziarenko wątpliwości, towarzyszyło przez dłuższą chwilę, jakby czekało, na szansę wykiełkowania. Czy fabuła okaże się mniej intrygująca? A może bohaterowie staną się bardziej rozmyci? Na szczęście na te i inne pytania, odpowiedź była jedna i to ta sprzyjająca pozytywnej opinii. Śmiało i bez zawahania się mogę powiedzieć, że Nanna Foss doskonale wie, jak poprowadzić swoją opowieść, by utrzymać napięcie i zaoferować czytelnikowi jeszcze więcej emocji, tajemnic oraz nieoczekiwanych zwrotów akcji.



Widoczne od pierwszych stron jest narzucone dość szybko tempo akcji i to, że autorka nie bawi się w spokojnie ponowne wprowadzanie nas w świat, a rzuca od razu w wir wydarzeń, nie tracąc choćby chwili. Sporym plusem jest to, że przy tak pędzącej fabule, nie dostajemy wszystkich odpowiedzi tak szybko. Im dalej zagłębiamy się w historię, tym więcej pojawia się pytań i niewiadomych, jeszcze bardziej oddalających nas od końca.



Powiewem świeżości jest zmiana perspektywy z Emilii na Pi, co pozwala nam jeszcze dogłębniej poznać historię i skupić się na innych aspektach, dając szansę na spojrzenie na wydarzenia z innej perspektywy. Ze spostrzeżeń skrytej i zamkniętej w sobie bohaterki, przechodzimy w sposób myślenia, który budzi jedynie więcej ciekawości. Jej sposób myślenia jest pełen sprzeczności, nieco zagmatwany, co dodaje historii pewnej tajemniczości i pogłębia nasze zainteresowanie jej postacią. Zamiast tradycyjnego wprowadzenia do wydarzeń, autorka pozwala Pi na odkrywanie swoich myśli i emocji w sposób pełen niedopowiedzeń.



Nie mogłabym nie wspomnieć o stylu pisania autorki, który w pierwszej części wydał mi się najzwyczajniej poprawny i niezbyt warty wspomnienia. Tutaj jednak zmienia się to, gdyż dostajemy znacznie więcej opisów podróży w czasie i elementów paranormalnych ujętych w przyjemnie opisowy sposób. 



Podsumowując, uważam “Spektrum. Geminidy” autorstwa Nanna Foss za kontynuację, która pod żadnym względem nie zawodzi, a wręcz podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej.  Choć odpowiedzi na niektóre pytania wciąż pozostają w sferze domysłów, to właśnie ta niepewność sprawia, że jeszcze bardziej chce się sięgnąć po kolejny tom.


piątek, 14 lutego 2025

"Brzydcy ludzie" - Żaneta Pawlik

07:30:00 0 Comments

 Czy potrafisz odnaleźć piękno, nawet wtedy jest ono ukryte pod fasadą brzydoty?

 

Okładka książki Brzydcy ludzie Żaneta Pawlik

 

Autor: Żaneta Pawlik

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Data premiery: 21. 01. 2025

Autor recenzji: Magdalena Kwapich

 Liczba stron: 352

W moim odczuciu: 8/10


    “Brzydcy ludzie” Żanety Pawlik to powieść, która zaskakuje swoją głębią i autentycznością, podejmując temat starości, zagadnienia rzadko eksplorowanego zarówno w literaturze, jak i mediach. Autorka mistrzowsko ukazuje, jak w życiu radość i smutek splatają się ze sobą, jak piękno rodzi się właśnie z obecności brzydoty, a prawda nabiera szczególnego znaczenia w kontraście z kłamstwem. W tle tej refleksyjnej opowieści o życiu, wyborach, obowiązkach i poświęceniu, buduje się skomplikowana  sieć relacji rodzinnych, w której każda postać staje się świadectwem różnych aspektów ludzkiej egzystencji.

 Centralną postacią jest Henryk Bocianowski, osiemdziesięcioletni, emerytowany tramwajarz, zamieszkujący samotnie. Początkowo wydaje się zgorzkniałym, narzekającym staruszkiem, ale z czasem odkrywamy, że w głębi duszy jest ciepłym, wrażliwym człowiekiem, pragnącym czuć się potrzebnym.  Codzienność Henryka to samotne dni spędzane na porządkowaniu starych fotografii, słuchaniu muzyki klasycznej oraz próbach odnalezienia siebie w świecie, który coraz mniej zwraca na niego uwagę. Jego postać to idealne połączenie determinacji, niezłomności i głębokiej refleksji nad przemijaniem. Pomimo fizycznych ograniczeń, jakie narzuca starzenie, Henryk nie poddaje się biernemu cieniowi upływającego czasu, a swoim nieprzejednanym charakterem i ciętym humorem odmienia stereotypy związane z wiekiem.

    Równolegle z Henrykiem, autorka kreśli barwne portrety innych bohaterów, którzy nadają opowieści dodatkowy wymiar. I spośród nich wyróżnia się postać Gertrudy, córki Henryka, która przez całe życie poświęca się innym. Truda nie ma czasu dla siebie, biegając między pracą, domem i opieką nad schorowanym ojcem. Jej poświęcenie, choć nacechowane miłością, wprowadza do rodzinnego życia nieustanny konflikt, między chęcią pomocy a potrzebą zachowania autonomii przez Henryka. Konflikt ten rodzi pytania o granice obowiązków wobec najbliższych i o to, czy miłość zawsze musi oznaczać rezygnację z własnych potrzeb, a postawa  Trudy pokazuje, jak społeczne oczekiwania potrafią przytłoczyć, gdy ciągle stawiamy potrzeby bliskich ponad własne.Podobnie jest z Anielą, która również rezygnuje ze swoich marzeń i szczęścia, by tylko wypełniać oczekiwania otoczenia.

    Nie sposób pominąć postaci Andrzeja, męża Trudy, cynicznego człowieka skupionego na sobie. Jego zachowanie zdaje się wynikać z bolesnego dzieciństwa, którego cienie próbuje zatuszować poprzez życie w dobrobycie, co nie pomaga budować zdrowych relacji, a jedynie pogłębia rodzinne konflikty.

    Kolejną ciekawą postacią jest Sandra, samotna matka, która wraz ze swoim synem  Alanem decyduje się opiekować nad Henrykiem, zamieszkując w jego mieszkaniu. Choć intencje Sandry są dobre, nie zawsze udaje jej się sprostać obowiązkom, co dodatkowo komplikuje życie starszego mężczyzny.

    Książka stawia przed czytelnikiem ważne pytania: Czy poświęcenie dla innych naprawdę daje szczęście? Czy robienie dobra kosztem własnego komfortu czyni nas lepszymi? Historia pokazuje, że ciągłe zaniedbywanie własnych potrzeb może prowadzić do frustracji, a granice w relacjach rodzinnych są niezwykle ważne. Truda i Aniela są doskonałymi przykładami tego, jak brak równowagi między dawaniem a braniem może pozbawić człowieka szansy na prawdziwe szczęście.

    „Brzydcy ludzie” to także opowieść o tym, jak społeczeństwo zapomina o starszych ludziach. Henryk, początkowo przedstawiany jako narzekający staruszek, powoli odkrywa w sobie siłę, by na nowo odnaleźć radość życia. Spotkania z innymi seniorami, codzienne rozmowy i drobne akty pomocy pokazują, że nawet w podeszłym wieku można odnaleźć sens i ciepło relacji międzyludzkich.  Żaneta Pawlik udowadnia, że starość nie musi być wyłącznie okresem samotności czy rezygnacji, ale może być czasem, w którym człowiek jeszcze raz rozlicza się z przeszłością, stawia czoła nowym wyzwaniom i, być może, odkrywa na nowo sens miłości oraz wartości, które nadają życiu głęboki wymiar.

    Powieść zachwyca dynamicznym, plastycznym, czasem ciętym językiem, gdy sytuacja tego wymaga, z pewną dozą czarnego humoru. Autorka z wyczuciem balansuje między ironią a szczerością, unikając nadmiernej sentymentalności, co sprawia, że ból i urok starości przedstawione są w sposób niezwykle autentyczny.

    Podsumowując, Żaneta Pawlik w prosty i bezpośredni sposób opowiada historię, która zmusza do refleksji nad sensem poświęcenia, granicami w relacjach rodzinnych oraz tym, jak traktujemy osoby starsze. Książka nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ale skłania do zadawania pytań o to, czy warto rezygnować z siebie dla innych, i jak można lepiej wspierać tych, którzy w podeszłym wieku czują się niewidzialni. To lektura, która porusza, zmusza do myślenia i zostawia czytelnika z głębokim wrażeniem.




niedziela, 9 lutego 2025

"Spektrum. Leonidy" - Nanna Foss

12:30:00 0 Comments

Eloquium est argentum, silentium est aurum. ~ Nie jest się słabym, jeśli się samemu ustanawia reguły. Gdy się zna odpowiedzi, ale samemu decyduje, kiedy je wypowiedzieć. Nie jest się słabym, gdy się człowiek kontroluje.




Tytuł: Spektrum. Leonidy


Autor: Nanna Foss


Data wydania: 27.11.2017


Wydawnictwo: Driada


Liczba stron: 544


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy to się właściwie zaczęło? Gdy ta staruszka oskarżyła nas o spowodowanie końca świata? Gdy miałam sen o świecących dłoniach? Gdy kompas wypalił na naszych dłoniach rany?


Emi – piętnastoletnia dziewczyna – tworzy rysunek przedstawiający chłopca o turkusowych oczach, noszącego tajemniczy pryzmat na szyi. Zaskoczona odkrywa następnego dnia, że postać okazuje się nowym uczniem w klasie. Wkrótce zauważa szereg przedziwnych zdarzeń – pojawienie się trójkątnych blizn na dłoniach czy niezwykłe i niezrozumiałe umiejętności kolegów. Trudno odróżnić jej rzeczywistość od snu, choć mimo to próbuje za wszelką cenę zachować przytomność umysłu. Los stawia przed Emi nieoczekiwane wyzwania, w tym między innymi podróże w czasie. Jakich odkryć dokonuje bohaterka? Jakie podejmuje decyzje?



Rzeczywistość potrafi piekielnie boleć. Ale można się nauczyć zagryzać w sobie ból.(...) Tak samo, jak można się nauczyć zagryzać w sobie strach. Jeśli się uwierzy, że można.



Swoje czytelnicze wybory w tym roku, śmiało mogę już w tym momencie nazwać bardzo chaotycznymi i zróżnicowanymi, choć dalej w większości skupiam się na romansach, książki pomiędzy nimi stanowią dla mnie zawsze największą zagadkę. Nigdy nie wiem, czy sięgnę po znany i lubiany gatunek, a może odważę się poznać twórczość kogoś nowego. Większość wyborów wynika bardziej z impulsu i czystego przypadku niż świadomego wyboru, ale to właśnie w tym nieprzewidywalnym podejściu tkwi pewna magia – pozwala mi odkrywać historie, które być może w innym wypadku bym ominęła. „Spektrum. Leonidy” to właśnie jedna z tych książek, które trafiły w moje ręce niespodziewanie, a mimo to od pierwszych stron wzbudziły we mnie ogromną ciekawość.



Kluczowym aspektem przy poznawaniu twórczości autorki, autora lub osoby autorskiej jest dla mnie styl pisania, tym bardziej gdy historia wydaje się być bardziej wymagająca, zwracam na to szczególną uwagę. W sposobie pisania Nanny Foss pierwsze co rzuca się w oczy to sformułowania, które dla młodszych odbiorców mogą wydać się przestarzałe. Poza tym powieść jest napisana bardzo przyjemnie, pozwala przywiązać się do bohaterów i poznać ich. Choć rozłożenie akcji jest nierównomierne, momentami tempo wydarzeń przyspiesza w zawrotnym tempie, by później nagle zwolnić, to jednak nie przeszkadza to w zaangażowaniu się w historię. Widać również, że autorka kieruje książkę do młodszych czytelników, ale jednocześnie nie upraszcza fabuły do tego stopnia, by starsi odbiorcy czuli się znudzeni. 



Jedną z najmocniejszych stron historii są bohaterowie i ich różnorodność charakterów. Autorka zadbała o to, by nie byli jedynie tłem dla wydarzeń, ale mieli własne cele, emocje i dylematy. Z jednej strony mamy do czynienia z bohaterami bardziej zamkniętymi w sobie, ostrożnymi w podejmowaniu decyzji, z drugiej zaś aroganckich, ale o wesołym usposobieniu, pewnych siebie i wybuchowych. Mimo tego każdy z nich ma w sobie poczucie odpowiedzialności zarówno za siebie samego, jak i o innych.



Leonidy to początek dłuższej serii, dlatego pod względem fabuły nie miałam sporych oczekiwań, liczyłam na dobre wprowadzenie i poznanie, co znakomicie udało się osiągnąć autorce. Kończąc pierwszy tom, zostawia czytelnika z wieloma pytaniami bez odpowiedzi, większą ilością zagwostek, ale i ogromną ciekawością, która nie pozwala zapomnieć o tym co się przeczytało.



Podsumowując “Spektrum. Leonidy” autorstwa Nanna Foss to historia, która wciąga już od pierwszych stron, łącząc w sobie elementy tajemnicy, dramatu, ale i aspektów paranormalnych, która zwiększają tylko ciekawość czytelnika. Choć jest to dopiero początek większej serii już teraz mamy do czynienia z wieloma mocno wykreowanymi pozytywnymi stronami powieści. Różnorodność bohaterów, ich skomplikowane osobowości i emocjonalne zmagania, w połączeniu z ciekawą akcją, tworzą intrygującą historię, która nie pozwala zapomnieć o sobie i zmusza do sięgnięcia po kontynuację.