Niekonwencjonalny kryminał retro w świątecznej otoczce czyli “Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna”
Autor: Anne Meredith
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: 26. 11. 2024
Autor recenzji: Magdalena Kwapich
Liczba stron: 300
W moim odczuciu: 6/10
Anne Meredith, czyli Lucy Beatrice Malleson (1899–1973), to autorka znana ze swoich kryminałów, głównie tych z serii o detektywie Arthurze Crooku, publikowanej pod pseudonimem Anthony Gilbert. W „Portrecie mordercy” odchodzi od tradycyjnego schematu zagadki detektywistycznej, oferując czytelnikom historię, w której sprawca morderstwa jest znany od początku. Powieść, choć intrygująca w swojej konstrukcji, pozostawiła mnie z mieszanymi uczuciami.
Akcja toczy się w świątecznej scenerii, w ogromnym, starym domu Kings Poplars, gdzie zjeżdża się rodzina Adriana Graya, despotycznego ojca sześciorga dzieci, które żyją w cieniu jego decyzji, zarówno tych finansowych, jak i osobistych. Podobieństwa do innych klasycznych kryminałów, takich jak „Morderstwo w Boże Narodzenie” Agathy Christie, są wyraźne – mamy tu bogatego, lecz niesympatycznego gospodarza, zgromadzonych wokół niego członków rodziny o mrocznych sekretach oraz morderstwo w rodzinnych murach.
Gray, ten zgorzkniały patriarcha, zaprasza najbliższych do swojego domu na Wigilię, co staje się preludium do tragedii – morderstwa, którego dokonuje jeden z członków rodziny. W odróżnieniu od Christie u Meredith kluczowy twist fabularny polega na tym, że czytelnik od samego początku wie, kto jest mordercą.
Rodzina Graya to zbiór postaci pełnych wad, których problemy i ambicje tworzą tło fabularne. Adrian Gray to przykład toksycznego patriarchy: bezduszny, apodyktyczny, niemal odczłowieczony w swojej pogardzie dla dzieci i ich problemów. Jego synowie i córki są równie niesympatyczni, co czyni ich trudnymi do zapamiętania w pozytywnym świetle. Richard, najstarszy syn, to ambitny karierowicz, który prowadzi podwójne życie – z jednej strony jest wzorowym mężem zimnej i wyniosłej Laury, z drugiej utrzymuje kochankę, co wpędza go w spiralę długów i kłamstw. Amy, najstarsza córka, jest kobietą pozbawioną większych ambicji, niemal niewidzialną w rodzinnych konfliktach. Olivia, druga córka, i jej mąż Eustace to bezwzględna para, która bez skrupułów manipuluje otoczeniem w imię własnych interesów. Isobel, żona Harrego, i Hildebrand, niespełniony artysta wyklęty przez ojca, wprowadzają element tragizmu, choć ich charaktery wydają się zbyt sztampowe.
Wszyscy z nich mają swoje powody, by żywić do Graya urazę, a każdy z członków rodziny ma swoje tajemnice, które Meredith stopniowo ujawnia. Motywacje bohaterów krążą wokół pieniędzy, chciwości i rodzinnych uraz, co dodatkowo potęguje napięcie. Jednak brak wyraźnie pozytywnych postaci sprawia, że trudno nawiązać z nimi emocjonalną więź. Dla mnie, jako czytelniczki, żaden z bohaterów nie był na tyle intrygujący, by wciągnąć mnie w ich losy. Przez rozbudowane wprowadzenie, pełne szczegółowych opisów i retrospekcji, miałam wrażenie, że akcja rozwija się zbyt wolno, a sama historia traci na dynamice.
Jednym z mocniejszych punktów książki jest jej zakończenie. Choć od początku znamy sprawcę, Meredith zaskakuje w finałowych rozdziałach, subtelnie zmieniając naszą perspektywę. Nie jest to może plot twist na miarę Christie, ale wystarczająco intrygujący, by wywołać refleksję nad moralnością i motywami bohaterów.
Książka, mimo swoich zalet, mnie rozczarowała. Choć ma w sobie pewien urok retro, wynikający z tego, że została napisana w latach 30., to narracja i styl trącą myszką. Dialogi bywają sztywne, a bohaterowie przerysowani, co nie pozwala w pełni zanurzyć się w świat przedstawiony. Poza tym, brak elementu detektywistycznej zagadki, zwykle tak istotnego w kryminałach tamtej epoki, sprawia, że fabuła miejscami się dłuży.
Mimo
tych wad, „Portret mordercy” ma swoje zalety. Świąteczny klimat, zimowa
sceneria i rodzinne konflikty czynią ją książką, która może przypaść do
gustu miłośnikom klasycznych kryminałów. To jednak powieść bardziej dla
koneserów gatunku niż dla przeciętnego czytelnika szukającego
wciągającej fabuły. Jeśli ktoś ceni introspektywny styl narracji i
psychologiczną głębię, może znaleźć tu coś dla siebie. Dla mnie jednak
„Portret mordercy” pozostanie książką, która nie do końca spełniła moje
oczekiwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)