Czułam, że przy nim nikt mnie nie skrzywdzi. Trochę szkoda, że znów zapomniałam o tym, że osobą, która krzywdziła mnie najbardziej, był właśnie on. Ale chwilowe poczucie szczęścia rekompensowało nawet największe krzywdy.
Tytuł: Burn the Hell. Runda trzecia
Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’
Data wydania: 28.09.2022
Wydawnictwo: beYA
Liczba stron: 600
Moja ocena: 8/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
Niech świat płonie w ogniu, który rozpaliliśmy.
Victoria Joseline Clark próbuje żyć nowym życiem. Życiem, w którym nie ma miejsca na chaos i mrok. Na problemy, krzyki, niepewność i strach. Na ból duszy i ciała. Na to wszystko, co wniósł w nie Nathaniel Shey. Tyle że nie jest łatwo uwolnić się od magii spojrzenia czarnych oczu tego toksycznego chłopaka, nawet jeżeli osiemnastolatka już wie, że ich głębia może mieć zabójczą moc. Nie ma cudownego klawisza, po którego naciśnięciu można wykasować wspomnienia. Te złe, ale też te dobre. Victoria odcina przeszłość i usuwa jej ślady ― choćby za cenę zerwania znajomości, zbyt mocno przywołujących pamięć minionych miesięcy… Niestety, to nie działa. Nathaniel Shey nie chce odejść, mimo że właściwie odszedł już dawno. Przeszłość jest jak kotwica, trzymająca życie Victorii na uwięzi i niepozwalająca jej ruszyć ku przyszłości. A kiedy Nate nagle, po pięciu miesiącach rozłąki, staje na drodze dziewczyny, płomień, który cały czas się tlił, rozpala się na nowo. Piękny i niszczycielski. Możesz zamknąć oczy, ale to nie sprawi, że świat zniknie
Wiem, że mnie nie kochał. Że byłam tylko narzędziem w jego rękach. Ale gdyby stanął teraz obok mnie i powiedział, że mam spalić to miejsce razem z wami wszystkimi, bez zastanowienia wyciągnęłabym zapalniczkę.
Końcówka roku to czas kiedy, chęć skończenia zaczętych spraw staje się silniejsza niż wcześniej, a zbliżający się nowy rok motywuje nas tym jeszcze bardziej. Dlatego mając też na uwadzę dość pracowitą pierwszą połowę nowego roku, za cel na jego koniec wzięłam sobie przeczytanie całej trylogii Hell, dając sobie tym samym możliwość na zanurzenie się w literackim świecie bezopamiętania.
Pierwsze dwie rundy mimo tego, że wzbudziły we mnie pozytywne odczucia, nie zostały przeze mnie uplasowane zarówno jako dobre jak i średnie, określenie, że po prostu były w moim odczuciu jest jak najbardziej trafne, tym bardziej nie spodziewałam się, że kolejna część zmusi mnie do pewnego rodzaju wewnętrznej walki ze sobą, by otwarcie przyznać, że coraz bardziej przepadam w historii.
Pierwszym co rzuca się w oczy już po paru stronach, jest dużo większa dynamika wydarzeń w porównaniu do wcześniejszych tomów, gdy to akcja zarówno była powolniejsza jak i nie działo się aż tak dużo. W tym przypadku jesteśmy zasypywani z każdej strony czymś nowym. I o ile na początku wywołało tu we mnie wiele obaw, gdyż jestem typ typem dziwnego czytelnika, który nie lubi gdy jest za nudno, ale nie przepada, gdy dzieje się też za dużo i ciężko nadążyć nad fabułą, tak tutaj nie stanowiło to dla mnie czegoś negatywnego, a wręcz stało się pozytywnym aspektem książki.
Jeśli chodzi o bohaterów, coraz bardziej pod tym względem podziwiam autorkę, gdyż wykreowanie postaci zarówno pierwszoplanowych jak i drugoplanowych na tak dobrym poziomie to niełatwe zadanie, tym bardziej przy tak licznym gronie, które co rusz powiększa się o nowe postacie zarówno te bardziej zamieszane w historię, jak i te typowo epizodyczne. Tym razem ważną rolę odgrywają Mia i Chris, którzy po burzliwym zakończeniu pewnego etapu w życiu Victorii, muszą wykazać się jeszcze większą cierpliwością względem niej niż wcześniej. Empatyczna, lojalna i z dużą potrzebą bycia odpowiedzialną za innych to słowa, które perfekcyjnie opisują Mię Roberts. Starającą się być postacią, która zawsze stara się być oparciem dla tych, którzy tego potrzebują, nawet kosztem własnych emocji i potrzeb. Sama jej postać jest bardzo ciekawa i budzi też raczej pozytywne odczucia, jednak w pewnych momentach jej pozytywne cechy są zbyt wyolbrzymione, przez co sprawiała wrażenie infantylnej. Nie ukrywam w tych momentach, moje odczucia względem niej bardzo zmieniły się i nie postrzegam jej już tak dobrze jak wcześnie, podważając tym samym szczerość jej intencji. Z kolei Chris to postać, od której od samego początku bije coś, co sprawia, że nie da się go nie polubić i czytelnik wręcz łaknie więcej akcji z nim. Choć z pozoru spokojny i nie dokończa pewny siebie, okazuje się być najbardziej nieprzewidywalnym bohaterem, a przy tym z poczuciem humoru, potrafiącym rozładować każdą chwilę napięcia.
Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.
Podsumowując uważam “Burn the hell. Rudna trzecia” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za historię, która idealnie wpisuje się w moje aktualne potrzeby czytelnicze. Łącząc w sobie różnorodne emocje (tak zdarzyło mi się popłakać, ale nie wiecie tego jak coś) z dynamiczną akcją, która sprawia, że ciężko oderwać się, choć na chwilę, dlatego chcąc sięgnąć po nią, warto zarezerwować sobie na nią więcej czasu, gdyż gwarantuje, odłożenie jej, choć na chwilę, to bardzo trudna walka.
„Burn the Hell. Runda trzecia" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)