Każdy z nas wnosi do świata coś nowego, jakąś małą część siebie, która go zmienia. Bez względu na to, czy wywołuje ona negatywne, czy pozytywne zmiany, to jednak go przeobraża.
Tytuł: Miasto pogrzebanych nadziei
Autor: Monika Rutka
Data wydania: 14.08.2024
Wydawnictwo: beYA
Liczba stron: 376
Moja ocena: 8/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
WYSTARCZY CHWILA NIEUWAGI, JEDNA NIEWŁAŚCIWA DECYZJA, A WSZYSTKO, CO BUDOWALIŚMY, MOŻE RUNĄĆ NICZYM DOMEK Z KART. WTEDY TRZEBA ZACISNĄĆ ZĘBY I... PO PROSTU RUSZYĆ DALEJ
Poniedziałkowy wieczór wywraca dom rodziny Wellingtonów do góry nogami. Uderza niczym piorun, rykoszetem rani także ich przyjaciół. Dla Jane ta sytuacja okazuje się bardzo trudna do udźwignięcia. Dziewczyna raczej trwa, niż żyje, utrzymywana na powierzchni dzięki Luke'owi. To on jest głosem rozsądku i uzmysławia Jane, że wszystko, przed czym ucieka, dawno ją wyprzedziło; że musi w końcu zmierzyć się z rzeczywistością i depczącą jej po piętach przeszłością. Nieświadomi tego, jak wiele w ciągu minionego tygodnia zmieniło się w życiu ich bliskich i przyjaciół, Luke i Jane wracają do Formby. Jeszcze nie wiedzą, że piorun był dopiero początkiem burzy. A nad nią człowiek przecież nie ma kontroli.
Dotarło do mnie, że szczęście to podmuch wiatru, który muska naszą skórę. To ciepły posiłek, czas… To ludzie. Ci, których tak kochamy i którzy rozświetlają nasz dzień. Ci, dzięki którym nasze życie nabiera barw, chcemy więcej mówić albo zwyczajnie – czujemy się komfortowo
Powrót do twórczości Moniki Rutki to po raz kolejny powrót do książki, która nie jest formą ucieczki, a przystanią, która pozwala nam zwolnić i cieszyć się chwilą, lub po prostu zatrzymać się w miejscu, by złapać chwilę wytchnienia, skupiając się na tu i teraz, a nie na tym co wydarzy się za chwilę, goniąc przy tym niepotrzebnie za domniemaniami. Każda kolejna książka autorki pogłębia to uczucie, sprawiając, że sięgając po daną historię, nie tylko skupiam się na walorach literackich, ale również tym, czy sprawiła, że całą uwagę skupiłam w jej wnętrzu.
Po moich wcześniejszych opiniach o książkach autorki raczej nikogo nie zaskoczę jeśli powiem, że po raz kolejny przepadłam w historii bezpowrotnie. Aspektem, który rzuca nam się jako pierwsze w oczy, jest to, w jak piękny sposób została ujęta bardzo prosta historia, zdecydowanie z książki na książkę, widać jak styl pisania zmienia się i staje się on głębszy, a jednocześnie dalej bardzo przystępny dla każdej grupy odbiorczej. Stworzona tym atmosfera jest pełna opisów, które subtelnie oddają emocje bohaterów i piękno otaczającego ich świata. Prozaiczne chwile życia codziennego, zyskują wcześniej wspominanej głębi, sprawiając, że czytelnik ciągle łaknie więcej i więcej.
Poznane postacie w pierwszym tomie, dalej zaskakują czytelników, dając szansę poznania ich jeszcze bardziej i zrozumienia, zwłaszcza w sytuacji, która poruszy mury spokojnego domu rodziny Wellingtonów. Jane będąca w pierwszym tomie bohaterką osadzoną w smutku i zagubieniu, a dodatkowo toczącą wewnętrzną walkę z panującym chaosem, przechodzi coś na wzór przemiany. Dalej zmaga się z wewnętrzną walką, jednak pracuje nad zmianą swojej postawy, zrozumieniem siebie i swoich emocji co dostrzegamy przez pryzmat terapii. Dodatkowo staje się bardziej świadoma swoich potrzeb i pragnień, które wcześniejsze wydarzenia zaburzyły. Nie tylko Jane przechodzi przemianę, dostrzegamy ją również w przypadku Haydena. Tajemniczość, bezczelność, opiekuńczość i czułość to dalej jego cechy, jednak teraz mamy okazję poznać go bardziej, dzięki ukazaniu jego własnych problemów i walk, które musi toczyć każdego dnia. Nie mogłabym pominąć postaci, która wnosi zdecydowanie bardzo dużą ilość bólu i zagubienia, a jest nią Miles. Dzieciak, który w poprzednim tomie był małym promykiem słońca, a który teraz stał się ulewą, której końca nie zwiastuje się prędko. Żal i smutek stają się nieodłącznym jego elementem, tak samo jak zmagania z pogodzeniem się z utratą bliskiego przyjaciela.
Mimo samych plusów, jakie chciałbym wymieniać, nie mogę nie wspomnieć o tym, zwłaszcza, że moje ocena nie jest aż tak wysoka jak na historię bez żadnych niuansów. O ile pierwszy tom nie wzbudził takiego odczucia, tak w tym pojawiło się przeczucie, że coś nie do końca mi gra w tej historii. Mimo że fabuła jest wciągająca, a bohaterowie cudownie wykreowanie, pojawia się pewien dyskomfort, który ciężko określić, czym jest wywołany.
Podsumowując, uważam “Miasto pogrzebanych nadziei” autorstwa Moniki Rutki za książkę, która jest bardzo dobą kontynuacją, a dodatkowo historią, którą wyróżnia styl pisania autorki sprawiający, że pozornie prosta fabularnie historia, zyskuje niewyobrażalną głębię. Również bohaterowie to silna podstawa, która wznosi historię na wyżyny, zarówno pierwszoplanowi jak i drugoplanowi, każdy z nich zasługuje na poświęcenie choć chwili, by zagłębić się w to, co prezentują swoją postawą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)