tytuł: Kwintesencja wszystkiego
autor: Suzie Sheehy
wydawnictwo: Zysk i s-ka
data wydania: 30 kwietnia 2004
liczba stron: 520
moja ocena: 7/10
Kiedy młody człowiek zaczyna
edukację szkolną i słyszy nazwy przedmiotów : chemia, fizyka, biologia, oczami
wyobraźni widzi już sceny niczym z Breaking Bad i amerykańskich szkół, pełne wybuchów,
imponujących eksperymentów i pasji do nauki. A później przychodzi (brutalne)
zderzenie z rzeczywistością. Spędzanie godzin na czytaniu o
naukowcach i ich odkryciach nie ma nic wspólnego z tym czego uczeń się
spodziewał. I jest niewątpliwie jednym z powodów, dla których ciężko jest w nim
zaszczepić faktyczną pasję do nauki i odkryć.
A teraz –
Czy wiecie, że kiedy Wilhelm
Rentgen (tak, ten Rentgen!) zaczął prace nad badaniem promieniowania jego żona
uciekła przerażona z jego pracowni, kiedy zobaczyła kliszę ze zdjęciem swojej ręki,
bo było widać na niej kości?
Czy wiecie, że kiedy Ernest
Rutherford zainteresował się budową atomu odkrył że najbliższym porównaniem
jest „katedra”, w której centrum znajduje się jądro, a ujemnie naładowane elektrony krążą „po ścianach”. A pomiędzy tymi
dwiema cząstkami jest zasadniczo pustka.
I nie chodzi tu bynajmniej o
nazwiska czy daty, ale o to, że nauka może być ciekawa. Bardzo często postrzegamy
bowiem naukowców jako niedościgłe ideały, geniuszy, którzy stali ponad szarym tłumem,
a w rzeczywistości byli to przecież zwykli ludzie. Moim zdaniem jest to jedno z
przesłań jakie niesie ze sobą „kwintesencja wszystkiego”.
Oczywiście, podstawowy cel książki
to nadal edukacja i wzbogacanie wiedzy. Opisywanie sytuacji, podawanie anegdotek,
których nie poznajemy w szkole, dzięki którym historie stają się bardziej dynamiczne.
Pomimo, że czytelnik „laik” może w niektórych momentach czuć się nieco przytłoczony
fachowością terminologii, daję wam słowo, że jeśli macie otwarty umysł i znudziło
was już scrollowanie tiktoka czy facebooka, przy odrobinie samozaparcia nie
zrazi was to do całości. W rzeczywistości bowiem książka pisana jest na tyle
prosto, że nawet osobie, która z fizyką czy chemią miała do czynienia kilka lub
więcej lat temu sprawi przyjemność czytelniczą. Najważniejsze to się nie
poddawać. I drążyć. Zadawać pytania. Wątpić. Kierować się ciekawością. I to
założenie również jest spójne z tym czego uczy książka. Czy badacze mogli się
poddać? Machnąć ręką na badania, bycie nazywanym szaleńcem, krzywe spojrzenia i
oddać się prostemu życiu pozbawionemu głębszego sensu? Mogli. Czy to zrobili?
Nie. A co byłoby gdyby zaniechali swoich wysiłków? Cóż, współczesna medycyna i
inne dziedziny nauki z pewnością nie wyglądałyby tak samo. „Kwintesencja
wszystkiego” nie skupia się bowiem jedynie na tym, co działo się w XIX i XX
wieku, ale prowadzi akcję każdej z opowiastek aż do czasów współczesnych, pokazując
jak te badania i metody, które dziś mogą się wydawać nieco prymitywne, wpłynęły
na współczesny świat. Warto o tym pamiętać, bo te 12 odkryć, które wybrała autorka,
rzeczywiście zrewolucjonizowały naukę.
Mam szczerą nadzieję, że „Kwintesencja
wszystkiego” stanie się początkiem całej serii książek, które będą odnosiły się
nie tylko do chemii czy fizyki, ale również historii, sztuki czy biologii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)