czwartek, 1 sierpnia 2024

kwintesencja wszystkiego

 


tytuł: Kwintesencja wszystkiego


autor: Suzie Sheehy


wydawnictwo: Zysk i s-ka


data wydania: 30 kwietnia 2004


liczba stron: 520


moja ocena: 7/10



Kiedy młody człowiek zaczyna edukację szkolną i słyszy nazwy przedmiotów : chemia, fizyka, biologia, oczami wyobraźni widzi już sceny niczym z Breaking Bad i amerykańskich szkół, pełne wybuchów, imponujących eksperymentów i pasji do nauki. A później przychodzi (brutalne) zderzenie z rzeczywistością. Spędzanie godzin na czytaniu o naukowcach i ich odkryciach nie ma nic wspólnego z tym czego uczeń się spodziewał. I jest niewątpliwie jednym z powodów, dla których ciężko jest w nim zaszczepić faktyczną pasję do nauki i odkryć.


A teraz –


Czy wiecie, że kiedy Wilhelm Rentgen (tak, ten Rentgen!) zaczął prace nad badaniem promieniowania jego żona uciekła przerażona z jego pracowni, kiedy zobaczyła kliszę ze zdjęciem swojej ręki, bo było widać na niej kości?


Czy wiecie, że kiedy Ernest Rutherford zainteresował się budową atomu odkrył że najbliższym porównaniem jest „katedra”, w której centrum znajduje się jądro, a ujemnie naładowane  elektrony krążą „po ścianach”. A pomiędzy tymi dwiema cząstkami jest zasadniczo pustka.


I nie chodzi tu bynajmniej o nazwiska czy daty, ale o to, że nauka może być ciekawa. Bardzo często postrzegamy bowiem naukowców jako niedościgłe ideały, geniuszy, którzy stali ponad szarym tłumem, a w rzeczywistości byli to przecież zwykli ludzie. Moim zdaniem jest to jedno z przesłań jakie niesie ze sobą „kwintesencja wszystkiego”.  


Oczywiście, podstawowy cel książki to nadal edukacja i wzbogacanie wiedzy. Opisywanie sytuacji, podawanie anegdotek, których nie poznajemy w szkole, dzięki którym historie stają się bardziej dynamiczne. Pomimo, że czytelnik „laik” może w niektórych momentach czuć się nieco przytłoczony fachowością terminologii, daję wam słowo, że jeśli macie otwarty umysł i znudziło was już scrollowanie tiktoka czy facebooka, przy odrobinie samozaparcia nie zrazi was to do całości. W rzeczywistości bowiem książka pisana jest na tyle prosto, że nawet osobie, która z fizyką czy chemią miała do czynienia kilka lub więcej lat temu sprawi przyjemność czytelniczą. Najważniejsze to się nie poddawać. I drążyć. Zadawać pytania. Wątpić. Kierować się ciekawością. I to założenie również jest spójne z tym czego uczy książka. Czy badacze mogli się poddać? Machnąć ręką na badania, bycie nazywanym szaleńcem, krzywe spojrzenia i oddać się prostemu życiu pozbawionemu głębszego sensu? Mogli. Czy to zrobili? Nie. A co byłoby gdyby zaniechali swoich wysiłków? Cóż, współczesna medycyna i inne dziedziny nauki z pewnością nie wyglądałyby tak samo. „Kwintesencja wszystkiego” nie skupia się bowiem jedynie na tym, co działo się w XIX i XX wieku, ale prowadzi akcję każdej z opowiastek aż do czasów współczesnych, pokazując jak te badania i metody, które dziś mogą się wydawać nieco prymitywne, wpłynęły na współczesny świat. Warto o tym pamiętać, bo te 12 odkryć, które wybrała autorka, rzeczywiście zrewolucjonizowały naukę.


Mam szczerą nadzieję, że „Kwintesencja wszystkiego” stanie się początkiem całej serii książek, które będą odnosiły się nie tylko do chemii czy fizyki, ale również historii, sztuki czy biologii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)