Mistrzowskie łączenie humoru, sarkazmu i emocjonalnej głębi to cechy charakterystyczne dla twórczości Meghan Quinn. Nie można zapomnieć przy tym o bohaterach i ich skomplikowanych relacjach, które bawią, wzruszają, a czasem doprowadzają do łez i elektryzującej chemii między postaciami. Już przy poprzedniej książce autorka pokazała, jak dobrze można wszystkie te elementy, by całość była spójna i barwa, a przy tym zabawna. Sięgając po “Jak ja go nie cierpię”, miałam nadzieję, że i tym razem historia skradnie moje serce.
Tytuł: Jak ja go nie cierpię
Autor: Megan Quinn
Data wydania: 17.07.2024
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 524
Moja ocena: 6/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
Dlaczego trzymam w ramionach pudełko ze skradzionymi pamiątkami? To się nazywa… zemsta!
Zawaliłam ostatni semestr studiów i postanowiłam wrócić do rodzinnego miasta, by poszukać pocieszenia w ramionach mojego chłopaka. Tymczasem on rzucił mnie, bo niby jestem nudna! Zazwyczaj nie jestem złośliwa, ale tego nie mogłam już znieść. I to właśnie dlatego trzymam pudełko z jego najcenniejszymi rzeczami… które komuś ukradł. Plan? Oddać pudełko prawowitemu właścicielowi i wydać mojego byłego. Przekona się, czy faktycznie jestem nudna. Jednak plany rzadko idą tak, jak by się chciało. Nie zdążyłam nawet podrzucić właścicielowi pudełka z notatką, a już zostałam oskarżona przez niego o popełnienie przestępstwa. Oto i on – Hayes Farrow. Zrzęda, arogant i taki przystojniak, że aż trudno choćby spojrzeć mu w oczy. Nie wspominając już o tym, że jest śmiertelnym wrogiem mojego brata, i samo to wystarczy, by trzymać się z daleka od tego… atrakcyjnego palanta. Żeby jeszcze bardziej skomplikować moje i tak już skomplikowane życie, Hayes oferuje mi wybór: zgłosi mnie na policję i wniesie oskarżenie… chyba że odpracuję swoją domniemaną winę. Ale jak mam pracować dla kogoś, kogo nie cierpię? Tyle że praca dla Hayesa okazuje się wcale nie taka straszna, jak się spodziewałam. Nienawiść, jaką do niego żywię, zaczyna przeradzać się w coś innego – uczucie, o które wobec niego nigdy bym się nie podejrzewała. Jak jednak zareaguje mój brat, gdy dowie się, że pracuję dla jego wroga? Chyba wolałby zobaczyć mnie w pomarańczowym kombinezonie…
Jedną z rzeczy, która potrafi zachęcić mnie do sięgnięcia lektury, a która w ostatnim czasie jest tą najczęściej decydującą, są motywy pojawiające się w powieści. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam, że w tym przypadku mamy do czynienia z gwiazdą rocka, enemis to lovers i różnicą wieku, wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po nią, by poznać losy bohaterów i tym samym powrócić do początków swojej przygody z czytaniem, gdy to młodsza wersja mnie zakochiwała się w książkach, w których muzyka i artyści grała pierwsze skrzypce. Mimo że od tego etapu minęło sporo czasu, dalej gdy tylko mam okazję, sięgam po takowe książki i dalej z równie sporym zaangażowaniem, poznaję historię, zakochując się w niej strona po stronie coraz bardziej.
Na samym początku warto wspomnieć o stylu pisania autorki, który jest lekki i bardzo przyjemny, a przy tym równie wciągający. I o ile sam początek był walką z samą sobą, by nie odłożyć książki na bok, tak gdy wdrożyłam się w styl autorki, toczyłam walkę, by choć na chwilę odłożyć ją i skupić się na czymś innym.
Równie dobrym aspektem są bohaterowie i ich kreacja, w żaden sposób nie odbiega ona poziomem od wcześniejszej książki autorki, a wręcz podnosi ona poprzeczkę względem kolejnych. Sami bohaterowie to postacie ciekawe i barwne, a do tego nieprzewidywalne, co tyczy zarówno postaci pierwszoplnowych jak i tych drugoplanowych, o których nie mogłabym zapomnieć. Hattie porównałabym do huraganu, nie tylko patrząc przez aspekt jej życia, ale i osobowości. Podobnie jak huragan, nie pozwala się ignorować, a jej obecność jest odczuwalna wszędzie, gdzie się pojawia. To samo tyczy się jej determinacji i pewności siebie. Przy tym wszystkim jest również silną kobietą, która nie odpuszcza, kiedy na czymś jej zależy mimo trudności. Jest również inteligentna, ambitna i pełna pasji, a także nie boi się mówić tego, co myśli. Hayes mimo schematyczności swojej osobowości jest przyjemną postacią i idealnie wpasowującą się w fabułę książki. Na początku poznajemy go jako aroganckiego, zimnego i bardzo irytującego, a przy tym momentami nieszczerego w dobrych intencjach. Jego zachowanie bywa odbierane jako lekceważące lub protekcjonalne, co dodatkowo podsyca niechęć zarówno Hattie jak i czytelnika. W miarę rozwoju fabuły okazuje się, że skrywa własne obawy i słabości, prezentując nam się jako postać przede wszystkim bardziej złożona, ale i sympatyczniejsza.
Aspekt, który może rozczarować młodszych odbiorców, tyczy się ograniczenia wiekowego. Książka przeznaczona jest dla dorosłego czytelnika (18+), sięgając po nią, proszę, pamiętajcie o tym.
Mimo wielu elementów, które są bardzo dobre, pojawił się jeden szczegół, który sprawił, że ocena uległa zmianie niestety na gorszą, tym samym w mojej opinii odebrał on historii “to coś”, sprawiając, że stała się ona bardziej pospolitą w budowie książką. A rozchodzi się tutaj o zakończenie, które wywołało u mnie ogromną frustrację przez pojawiające się dramaty, w moim odczuciu, będące napędzane na siłę, po to, by zbudować “fałszywe” napięcie i niepewność względem relacji bohaterów. W momencie gdy relacja między Hattie a Haysem rozwija się swoim tempem i bardzo naturalnie, wprowadzone kompilację wydają się niepotrzebne i przesadzone, budując tym samym złudne wrażenie pogłębiania relacji i rozwoju, których realnie nie nastąpił.
Podsumowując, uważam “Jak ja go nie cierpię” autorstwa Meghan Quinn za książkę mającą ogromny potencjał nie tylko w stylu pisania czy zawartym humorze, ale i w bohaterach i fabule, która podołała, całej reszcie odbiegając od niej poziomem. Mimo tego, że znaczna część książki wywołała mój zachwyt, zakończenie sprawiło, że przestało liczyć się to w tak dużym stopniu na przekór tego, wiem, że z ogromną chęcią wrócę do niej, tym razem jednak może bez poznawania zakończenia. I choć rozum w tej chwili mówi inaczej, posłucham się serca i polecę Wam tę historię mimo tej wady, gdyż mimo to warto ją poznać.
Jeżeli chodzi o romanse, to ja ostatnio przekonuję się do takich osadzonych w fantastyce. Zatem książka, o której wspominasz w notce póki co nie leży w moim kręgu zainteresowań, więc sobie ją odpuszczę.
OdpowiedzUsuńJeśli interesuje Cię romans osadzony w fantastyce, polecam zapoznać się z recenzją "Złowieszczego daru", która dostępna jest już na naszym blogu :D
Usuń