środa, 28 sierpnia 2024

"Wakacyjny switch-off" - Beth Reekles

12:30:00 2 Comments

Wiesz… Nie musisz być najlepsza we wszystkim. To nic złego, nie wiedzieć co się robi.




Tytuł: Wakacyjny switch-off


Autor: Beth Reekles


Data wydania: 31.07.2024


Wydawnictwo: Storylight


Liczba stron: 480


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Trzy zupełnie różne dziewczyny. Ta sama wakacyjna plaża.

Luna, Rory i Jodie nie znają się, ale każda z nich pragnie przed czymś uciec. Luna niespodziewanie zerwała ze swoim chłopakiem. Rory musi wymyślić jakiś sposób na zakomunikowanie rodzinie, że chce realizować swoją artystyczną pasję Jodie czuje się zagubiona zarówno w życiu, jak i w miłości. Wszystkie dziewczyny są w drodze do tego samego kurortu. Co się wydarzy, kiedy ścieżki ich życia przetną się pod gorącym słońcem? Czy ich tegoroczne wakacje okażą się niezapomniane?



Okres wakacyjny zbliża się już wielkimi krokami ku końcowi zwłaszcza dla uczniów, tym samym po raz ostatni i dla mnie dlatego, by choć jeszcze na chwilę odpłynąć myślami i skupić się na czymś innym niż nadchodząca klasa maturalna i wybory z nią związane, zdecydowałam zapoznać się z  “Wakacyjny switch-off” autorstwa Beth Reekles, w której twórczości parę lat temu zakochałam się i która w swoich powieściach ma wszystko, co powinna mieć idealna książka wakacyjna, nie tylko lekki styl pisania, ale i coś przez co, człowiek zapomina, że znajduje się w zupełnie innym miejscu niż bohaterowie. 



Zarówno po tej powieści jak i poprzednich nasuwa się jedno stwierdzenie względem stylu pisania autorki, mianowicie ma ona dar do tworzenia ciepłych i otulających historii, które dodatkowo wciągają czytelnika od pierwszych stron. Narracja prowadzona jest w sposób lekki i angażujący z dużą dawką humoru, ale i zachowaną równowagą przez refleksje bohaterek. Dodatkowo opisy letnich przygód Luny, Rory i Jodie jak wspomniałam wcześniej, wprowadzają czytelnika w sielankową atmosferę wakacji, sprawiając, że pojawia się niechęć, by odłożyć książkę na bok choćby na chwilę.



Na wyróżnienie zasługują również bohaterowie, a dokładniej Luna, Rory i Jodie to zestawienie tej trójki w resorcie, który jak się okazało, pomaga w detoksie od technologii, nadaje całej barwności historii. I choć z pozoru każda z nich przyjeżdża na wakacje z innymi celami jak i zupełnie inną przeszłością, okazuje się, że łączy je wiele, o czym zresztą same przekonają się. Lunę poznajemy jako postać, której kreacja skupia się na tym, że jest po niedawnym zerwaniu z chłopakiem, który miał być tym jedynym, rzeczywistość okazała się jednak inna i musi odnaleźć siebie na nowo. Z czasem gdy skupia się na tu i teraz, okazuje się spokojną i introwertyczną postacią z bardzo dużą wrażliwością na otaczający świat. Z początku detoks wydający się katorgą, zmienia się w okazję do tego, by przemyśleć kolejne kroki na nowej drodze życia, którą będzie szła sama, a największym cierpieniem okazuje się brak dostępu do e-booka (Luna I feel you). Rory stanowi zupełne przeciwieństwo Luny, jest bardzo energiczną i towarzyska, wręcz posunę się do stwierdzenia, że ona żyje dla innych, co odnosi się nie tylko do jej bycia towarzyską, ale również do tego co robi i do czego dąży, stawiając innych ponad siebie. Początkowo z trudem akceptuje brak dostępu do technologii, z czasem zaczyna jednak dostrzegać, że bycia ciągle online nie wpływa na nią jak i na innych pozytywnie i choć z trudem, akceptuje ten fakt. W resorcie Rory przechodzi swoistą przemianę – uczy się, jak czerpać radość z chwil offline i jak ważne jest bycie obecnym tu i teraz, zarówno dla siebie, jak i dla przyjaciółek. Jodie z całej trójki była najbardziej sceptycznie nastawiona na cały wyjazd, konieczność porzucenia, choć na chwilę życia zawodowego i odstawienie technologii, nie jest czymś, co robi z przyjemnością, jednak zdecydowanie najszybciej akceptuje ten aspekt wakacji i traktuje to jako okazję, do nie tylko odpoczynku, ale również i zrozumienia, że w tym całym dążeniu do bycia najlepszą w pracy, na studiach warto zwolnić i poświęcić chwilę sobie, swoim przyjaciołom i budowaniu nowych relacji.



Podsumowując, uważam “Wakacyjny switch-off” autorstwa Beth Reekles za książkę wartą uwagi, jeśli szukacie czegoś, co pomoże Wam odpocząć, zaangażuje w fabułę, ale i nie przytłoczy.  A przy tym nada się ona zarówno dla starszych czytelników dostarczając rozrywki jak i dla młodszych  przypominając, jak ważne jest, aby czasem zwolnić tempo, odciąć się od cyfrowego świata i skupić na tym, co naprawdę ma znaczenie.



czwartek, 15 sierpnia 2024

„Na złej drodze" - Paola Barbato

12:00:00 0 Comments

 

Noc i zlecenie jak każde inne - odebrać przesyłkę, przewieźć ją z punktu A do punktu B i odebrać wynagrodzenie, które pozwoli przeżyć do następnego wypadu. Co mogłoby pójść nie tak? Otóż tak się składa, że wszystko! Seria niefortunnych decyzji sprowadza na bohatera śmiertelne niebezpieczeństwo. Jak się przed nim uchronić?


Tytuł: „Na złej drodze" 
 Autor: Paola Barbato
Tłumacz: Tomasz Kwiecień 
Liczba stron: 327
Data polskiego wydania: 31 lipca 2024
Wydawnictwo: Insignis
W moim odczuciu: 7/10
 
Giosciua Gambelli to typ człowieka, którym niczym się nie przejmuje. Nie snuje wielkich planów na swoją przyszłość, a raczej żyje z dnia na dzień. Jest leniwy i brak mu jakichkolwiek ambicji. Nie potrafi odnaleźć swojego miejsca na ziemi a praca go po prostu nudzi. Zakała rodziny, która przynosi jej wyłącznie wstyd. Giosciua jednak nie czuje się z tym źle, a raczej wręcz mu to odpowiada. Po wielu szansach jakie dostawał od rodziców i braci w końcu zostaje wyrzucony z domu. U babci też nie zagrzewa na długo. Koniec końców rodzinna znajduje mu pracę idealną, czyli niewymagającą żadnych umiejętności poza prowadzeniem auta. Giosciua przepracowuje tam aż pięć lat po czym firma upada a on znów zostaje w punkcie wyjścia. Sytuacja się jednak zmienia, gdy pewnego dnia przychodzi do niego nieznajomy mężczyzna, który chce przewieźć do innego miasta kryształowy żyrandol. Warunek jest taki, że Gambelli ma podróżować w nocy i pod żadnym pozorem nie wolno mu otwierać przewożonej paczki. Bohater decyduje się na to zlecenie i tym samym rozpoczyna pracę w niebezpiecznym środowisku.

Giosciua kontynuuje swoją karierę kuriera z tym wyjątkiem, że do tej pory pracował dla legalnej firmy SANIJET, natomiast teraz dostaje tajemnicze zlecenia od niejakiego mężczyzny imieniem Freddy i jego ludzi. Współpraca z nim przebiega bezproblemowo. Freddy zdaje się myśleć o wszystkim i zabezpiecza Giosciua na wypadek kontroli policyjnej przygotowując mu podrobione papiery firmowe. Czternastego marca Gambelli otrzymuje kolejne zlecenie i wszystko idzie gładko do momentu, gdy na jednym z postojów dostrzega przeciek na paczce i wbrew zakazowi postanawia ją otworzyć. Od tej chwili niezbyt błyskotliwy bohater popełnia szereg nieracjonalnych błędów za które przyjdzie mu zaraz słono zapłacić. Tym samym naraża na śmiertelne niebezpieczeństwo zarówno siebie jak i ludzi, których tej nocy odwiedził będąc w trasie. Jak zakończy się ta szalona noc? 
 
Kryminał Paoli Barbato intryguje już samym opisem. Tajemnicza paczka, jazda pod osłoną nocy i niebezpieczeństwo z tym związane to przepis na udany thriller, od którego czytelnicy nie będą mogli się oderwać. Autorka w bardzo ciekawy sposób ujęła kontrast pomiędzy głównym bohaterem a sytuacją, w jaką ten się wplątuje. Z jednej strony mamy bohatera niezdarę, który wywołuje w odbiorcach złość i politowanie, natomiast z drugiej bardzo niebezpieczne zajęcie idealne raczej dla kogoś, kto wykazuje się zdecydowanie większym sprytem i inteligencją. Sama akcja powieści także wydaje się bardzo atrakcyjna, gdyż cała opowieść zamyka się bowiem tylko i wyłącznie w jednej nocy z 14 na 15 marca. Tym samym autorka zabiera nas w emocjonującą i intrygującą podróż, która potrwa jedynie do świtu. Niebanalnym zabiegiem było także wplecenie w historię Gambelliego fragmentów z policyjnego dochodzenia, które nadały całej opowieści atrakcyjnego charakteru tym samym obnażając to, co pod osłoną nocy najciekawsze. Zakończenie nocnej eskapady przyprawi was zaś o ciarki.

Na złej drodze do kryminał, który zdecydowanie was zaskoczy. Polecam szczególnie zwolennikom ciekawych i nieszablonowych thrillerów, które trzymają w napięciu już od pierwszych stron. Jeśli więc macie na tyle odwagi to wraz z Giosciua Gambelli wyruszcie w nocną podróż jego białym fiatem doblo. Tylko uważajcie, możecie nie dojechać w całości!
 

środa, 14 sierpnia 2024

"Ktoś z nas powrócił" - Karen M. McManus

00:00:00 0 Comments

Problem z Simonem był taki, że nigdy nie odchodziło go, dlaczego ludzie kłamią, Większość ludzki kłamie po prostu ze strachu. Nie ma nic gorszego niż prośba, że ktoś pokaże światy tę część ciebie, której nie akceptujesz i której się wstydzisz.




Tytuł: Ktoś z nas powrócił


Autor: Karen M. McManus


Data wydania: 23.07.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 376


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy do miasteczka powraca ktoś zamieszany w mroczną przeszłość czwórki uczniów z Bayview, horror zaczyna się od nowa Od śmierci Simona, autora aplikacji plotkarskiej, życie paczki przyjaciół z Bayview nie było usłane różami. Najpierw cała czwórka musiała udowodnić, że żadne z nich nie jest zabójcą. Następnie nowe pokolenie musiało przechytrzyć mściwego naśladowcę. Teraz wszystko zaczyna się powtarzać. Tajemniczy billboard, który pojawia się w mieście początkowo wydaje się tylko kiepskim żartem, a jego treść brzmi: „Czas na nową grę, Bayview“. Jednak kiedy jedna osoba z grupy przyjaciół znika, staje się jasne, że ta nowa "gra" właśnie zrobiła się śmiertelnie poważna, tyle że nikt nie rozumie jej zasad. Każdy może stać się celem. Simon miał rację co do sekretów - wszystkie w końcu wychodzą na jaw. A Bayview wciąż ukrywa ich wiele…



Powrót do Bayview to coś, czego ogromnie wyczekiwałam od chwili gdy poznałam poprzednie tomy. Dlatego tym bardziej ucieszyłam się z możliwości objęcia patronatem medialnym tej historii i poznania jej wcześniej. Już od pierwszych stron czułam, że jest to bardzo dobra historia, która nie zawiedzie nie tylko mnie, ale również i wszystkich fanów serii. Autorka po raz kolejny udowadnia, jak mistrzowsko potrafi budować napięcie, wciągnąć czytelników w świat tajemnic i zawirowań emocjonalnych, tym samym sprawiając, że  “Ktoś z nas kłamie” nie tylko dorównuje serii, ale również  świetnie funkcjonuje jako samodzielna powieść, bez potrzeby wsparcia poprzednich tomów.



Powrót do Bayview to przede wszystkim powrót do cudownej kreacji bohaterów, która w każdym tomie jest dalej na równie wysokim poziomie, co poprzednio. I o ile dwa wcześniejsze tomy, były ukierunkowane względem głównych postaci, tak tutaj równie ważną rolę odgrywają zarówno bohaterowie z Czwórki z Bayview jak i “młodsze pokolenie” w postaci: Maeve, knoxa i Luisa. Każda z tych postaci w obliczu czekających ich wyzwań, jest bardzo ważna i każda z nich w mniej bądź bardziej aktywny sposób sprzyja działaniu nowej gry. Maeve kontynuje, poszukiwania swojego miejsca, mimo ciągłego chaosu i tajemnic. Nie rezygnuje również z odkrywania prawdy, dzięki biegłości w obsłudze technologii i umiejętnościach hakerskich, przy czym cały czas je rozwija. Sprawiając, że nawet dobrze ukryte tajemnice nie są dla niej nie do zdobycia.  Mimo tego, że Knox pojawił się już w poprzedniej części i grał ważną rolę, cały czas mam wrażenie, że sporą część siebie ukrywa, a jedyne czym można bardziej go zdefiniować, to poczucie niższości, z którym się mierzył i bycie outsiderem. Choć jego kreację można by uznać za niepełną, parząc na całość jego postaci z obu tomów, odczucia, jakie wywołuje tym razem, są dużo bardziej zrozumiałe. Pojawienie się Louisa wnosi do historii nową energię, ale i buduje wątek emocjonalny przez uczucie między nim a Maeve. Jako jedyny z bohaterów nie był, w żaden sposób powiązany z mrocznymi sekretami miasta, przez co ma reputację lojalnego i oddanego przyjaciela, na którym można polegać w każdej sytuacji. Poza tym jest postacią bardzo empatyczną i troskliwą, co sprawia, że nie da się go nie polubić, zwłaszcza gdy dostrzegamy jego drobne gesty względem Maeve. 



Tajemnica oplata fabułę jak pajęcza sieć, która składa się z zaskakujących zwrotów akcji i fałszywych tropów, zmuszający do kwestionowania wszystkiego co się dzieje jak i prawdziwości w intencjach wszystkich postaci. Nie tylko powstaje pytanie “Kto”, ale również “Dlaczego?” i “Jak?”, a każda odpowiedź zmusza do kolejnych pytań i błądzenia  w nie  coraz bardziej oddalając od rozwikłania tajemnicy.



Podsumowując, uważam “Ktoś z nas powrócił” autorstwa Karen M.McManus za historię dopracowaną pod każdym względem, zarówno bohaterowie, fabuła jak i styl pisania jest dalej na bardzo wysokim poziome i w żaden sposób nie odstaje ona od poprzednich części, sprawiając tym samym, że patrząc na serię jako całość, bez podziału na tomy. Kształtuje mi się jednoznaczna opinia twierdząca, że zdecydowanie polecam tę serię każdemu, kto gustuje w thrillerach, ale również osobom, które tak jak ja, nie miały dużej styczności z gatunkiem i próbują odkryć coś, co przekona ich, że warto.


wtorek, 13 sierpnia 2024

"Droga do samozależności" - Jorge Bucay

22:00:00 0 Comments
    Wiem, że mam szczęście do książek, nie wiem jakim cudem, ale mam. Cieszę się, że trafiłam na tę książkę akurat w takim momencie mojego życia i miałam szansę ją przeczytać. Czułam, że moje życie nie jest moje, a zależne od kogoś innego, jak by wewnątrz był ktoś jeszcze, kto tym steruje. Sama odejmowałam sobie prawo do podejmowania decyzji. Chciałam się z tego otrząsnąć, ale nie umiałam zrobić tego pierwszego świadomego kroku. I wtedy trafiłam na Drogę do samozależności.




Tytuł:
 Droga do samozależności

Autor: Jorge Bucay

Data wydania: 25 czerwca 2024

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 170

Moja ocena: 6/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna




    Jorge Bucay jest znanym argentyńskim pisarzem i psychoterapeutą, który w swoich książkach niczym przewodnik czy "wujek dobra rada" pomaga odkryć to, czego sami możemy nie zauważyć, i co więcej nawet nie wiemy, że jest nam to potrzebne. Sam określa siebie jako zawodowego pomocnika. Pisząc przekazuje nam narzędzie z którego możemy skorzystać w drodze do zdrowego egoizmu i przychylniejszego poznawania siebie. Tym razem najważniejszą sprawą, na jaką należy zwrócić uwagę, to fakt, że autor chce szerzyć świadomość wśród czytelników na temat wyborów z jakimi spotykają się codziennie. Zaczyna od omówienia relacji zależnych i jej rodzajów, tego jak może to funkcjonować i jakie niesie za sobą konsekwencje. 


    Budzenie świadomości na temat miejsca człowieka w świecie jest podstawą do dalszych rozważań - człowiek nigdy nie będzie jednostką niezależną. Nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie wszystkich zasobów sami (a to, że zdecydujemy się na pomoc w jakichś kwestiach to już nasz wybór). Droga do samozależności nie jest czymś, co można osiągnąć natychmiast, nie bez powodu nazywana jest drogą. Jest to  idealna lektura pomocnicza, jeśli mamy chęć poznać siebie lub zastanowić nad tym w jakim kierunku chcemy zwrócić naszą energię życiową. Jest to kolejna pozycja, która pozwoliła mi się zatrzymać i przemyśleć jak chcę by wyglądało moje życie, pomogła uspokoić szalejącą gonitwę myśli i otworzyła umysł na nowe możliwości, a także te które sama sobie nieświadomie zamknęłam.


    Wciągnęłam się w tę książkę niesamowicie, bardzo przyjemna w przyswajaniu dzięki przystępnemu językowi i poparciu rozmyślań przykładami (historiami, anegdotami czy przypowieściami). Wymusza to choćby chwilowe zatrzymanie się w danym momencie nad podejmowanymi tematami, co uważam za niezwykle istotne przy lekturach tego rodzaju. Jedynym minusem jest rozwlekanie tematu (choć może to  być także zaleta, jeśli istnieje potrzeba aż takiego rozłożenia na czynniki pierwsze). Wada ta jednak jest znikoma w porównaniu z refleksami i pomocami jakie wyciągnęłam z tekstu. 


    Jeśli tak jak ja lubicie tematy psychologiczne ale zniechęcacie się przy dłuższych wywodach z zawiłą terminologią i zawiłością podejmowanych problemów to "Droga do samozależności" będzie w sam raz, nawet na sam początek (podobnie jak poprzednie publikacje tego autora). Czyta się to niezwykle przyjemnie i na spokojnie można się zrelaksować.


    Polecam z całego serca także wszystkim tym, którzy szukają swojej drogi, nie ważne czy na zewnątrz, czy wewnątrz siebie.
    


Małgorzata Górna

niedziela, 11 sierpnia 2024

"Jak ja go nie cierpię" - Meghan Quinn

12:15:00 2 Comments

Mistrzowskie łączenie humoru, sarkazmu i emocjonalnej głębi to cechy charakterystyczne dla twórczości Meghan Quinn. Nie można zapomnieć przy tym o bohaterach i ich skomplikowanych relacjach, które bawią, wzruszają, a czasem doprowadzają do łez i elektryzującej chemii między postaciami. Już przy poprzedniej książce autorka pokazała, jak dobrze można wszystkie te elementy, by całość była spójna i barwa, a przy tym zabawna. Sięgając po “Jak ja go nie cierpię”, miałam nadzieję, że i tym razem historia skradnie moje serce.




Tytuł: Jak ja go nie cierpię


Autor: Megan Quinn


Data wydania: 17.07.2024


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 524


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Dlaczego trzymam w ramionach pudełko ze skradzionymi pamiątkami? To się nazywa… zemsta!


Zawaliłam ostatni semestr studiów i postanowiłam wrócić do rodzinnego miasta, by poszukać pocieszenia w ramionach mojego chłopaka. Tymczasem on rzucił mnie, bo niby jestem nudna! Zazwyczaj nie jestem złośliwa, ale tego nie mogłam już znieść. I to właśnie dlatego trzymam pudełko z jego najcenniejszymi rzeczami… które komuś ukradł. Plan? Oddać pudełko prawowitemu właścicielowi i wydać mojego byłego. Przekona się, czy faktycznie jestem nudna. Jednak plany rzadko idą tak, jak by się chciało. Nie zdążyłam nawet podrzucić właścicielowi pudełka z notatką, a już zostałam oskarżona przez niego o popełnienie przestępstwa. Oto i on – Hayes Farrow. Zrzęda, arogant i taki przystojniak, że aż trudno choćby spojrzeć mu w oczy. Nie wspominając już o tym, że jest śmiertelnym wrogiem mojego brata, i samo to wystarczy, by trzymać się z daleka od tego… atrakcyjnego palanta. Żeby jeszcze bardziej skomplikować moje i tak już skomplikowane życie, Hayes oferuje mi wybór: zgłosi mnie na policję i wniesie oskarżenie… chyba że odpracuję swoją domniemaną winę. Ale jak mam pracować dla kogoś, kogo nie cierpię? Tyle że praca dla Hayesa okazuje się wcale nie taka straszna, jak się spodziewałam. Nienawiść, jaką do niego żywię, zaczyna przeradzać się w coś innego – uczucie, o które wobec niego nigdy bym się nie podejrzewała. Jak jednak zareaguje mój brat, gdy dowie się, że pracuję dla jego wroga? Chyba wolałby zobaczyć mnie w pomarańczowym kombinezonie…



Jedną z rzeczy, która potrafi zachęcić mnie do sięgnięcia lektury, a która w ostatnim czasie jest tą najczęściej decydującą, są motywy pojawiające się w powieści. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam, że w tym przypadku mamy do czynienia z gwiazdą rocka, enemis to lovers i różnicą wieku, wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po nią, by poznać losy bohaterów i tym samym powrócić do początków swojej przygody z czytaniem, gdy to młodsza wersja mnie zakochiwała się w książkach, w których muzyka i artyści grała pierwsze skrzypce. Mimo że od tego etapu minęło sporo czasu, dalej gdy tylko mam okazję, sięgam po takowe książki i dalej z równie sporym zaangażowaniem, poznaję historię, zakochując się w niej strona po stronie coraz bardziej. 



Na samym początku warto wspomnieć o stylu pisania autorki, który jest lekki i bardzo przyjemny, a przy tym równie wciągający. I o ile sam początek był walką z samą sobą, by nie odłożyć książki na bok, tak gdy wdrożyłam się w styl autorki, toczyłam walkę, by choć na chwilę odłożyć ją i skupić się na czymś innym. 



Równie dobrym aspektem są bohaterowie i ich kreacja, w żaden sposób nie odbiega ona poziomem od wcześniejszej książki autorki, a wręcz podnosi ona poprzeczkę względem kolejnych. Sami bohaterowie to postacie ciekawe i barwne, a do tego nieprzewidywalne, co tyczy zarówno postaci pierwszoplnowych jak i tych drugoplanowych, o których nie mogłabym zapomnieć. Hattie porównałabym do huraganu, nie tylko patrząc przez aspekt jej życia, ale i osobowości.  Podobnie jak huragan, nie pozwala się ignorować, a jej obecność jest odczuwalna wszędzie, gdzie się pojawia. To samo tyczy się jej determinacji i pewności siebie. Przy tym wszystkim jest również silną kobietą, która nie odpuszcza, kiedy na czymś jej zależy mimo trudności.  Jest również inteligentna, ambitna i pełna pasji, a także nie boi się mówić tego, co myśli. Hayes mimo schematyczności swojej osobowości jest przyjemną postacią i idealnie wpasowującą się w fabułę książki. Na początku poznajemy go jako aroganckiego, zimnego i bardzo irytującego, a przy tym momentami nieszczerego w dobrych intencjach. Jego zachowanie bywa odbierane jako lekceważące lub protekcjonalne, co dodatkowo podsyca niechęć zarówno Hattie jak i czytelnika. W miarę rozwoju fabuły okazuje się, że skrywa własne obawy i słabości, prezentując nam się jako postać przede wszystkim bardziej złożona, ale i sympatyczniejsza.



Aspekt, który może rozczarować młodszych odbiorców, tyczy się ograniczenia wiekowego. Książka przeznaczona jest dla dorosłego czytelnika (18+), sięgając po nią, proszę, pamiętajcie o tym.



Mimo wielu elementów, które są bardzo dobre, pojawił się jeden szczegół, który sprawił, że ocena uległa zmianie niestety na gorszą, tym samym w mojej opinii odebrał on historii “to coś”, sprawiając, że stała się ona bardziej pospolitą w budowie książką. A rozchodzi się tutaj o zakończenie, które wywołało u mnie ogromną frustrację przez pojawiające się dramaty, w moim odczuciu, będące napędzane na siłę, po to, by zbudować “fałszywe” napięcie i niepewność względem relacji bohaterów. W momencie gdy relacja między Hattie a Haysem rozwija się swoim tempem i bardzo naturalnie, wprowadzone kompilację wydają się niepotrzebne i przesadzone, budując tym samym złudne wrażenie pogłębiania relacji i rozwoju, których realnie nie nastąpił.



Podsumowując, uważam “Jak ja go nie cierpię” autorstwa Meghan Quinn za książkę mającą ogromny potencjał nie tylko w stylu pisania czy zawartym humorze, ale i w bohaterach i fabule, która  podołała, całej reszcie odbiegając od niej poziomem. Mimo tego, że znaczna część książki wywołała mój zachwyt, zakończenie sprawiło, że przestało liczyć się to w tak dużym stopniu na przekór tego, wiem, że z ogromną chęcią wrócę do niej, tym razem jednak może bez poznawania zakończenia. I choć rozum w tej chwili mówi inaczej, posłucham się serca i polecę Wam tę historię mimo tej wady, gdyż mimo to warto ją poznać.


środa, 7 sierpnia 2024

Tinder jajko

18:27:00 1 Comments



tytuł : Tinder jajko


autor: Michał Toczyński


wydawnictwo: Novae Res


data wydania: 9.04.2024


liczba stron: 416


moja ocena: 8/10






Lubisz czat GPT?


Korzystasz z dostępnych narzędzi AI i masz z tego dużo radości lub pomaga ci to w pracy lub nauce?


A gdyby tak…


Sztuczna inteligencja przejęła władzę nad światem? I nie mówię tu o ludzkości zakutej w kajdany i robotach – tyranach, ale o czymś nieco łagodniejszym. Właśnie taką rzeczywistość opisuje „tinder jajko”. Nie wiemy gdzie ani kiedy dokładnie dzieje się akcja, co nadaje całości tylko bardziej metaforycznego wymiaru. Po „Dniu Osobliwości” AI dochodzi do władzy i od tej pory, świat zmienia się w dziwaczny mix funkcjonowania człowieka i androida. Dochodzi do likwidacji zawodów, internetu, samochodów zastąpionych przez drony. Całość życia ludzi można sprowadzić do skomplikowanych tabeli, wyliczeń i danych analitycznych, które „są zbyt skomplikowane”, aby zwykły człowiek mógł je pojąć.


I jest tylko jeden problem.


AI nie rozumie emocji.


Więc kiedy główny bohater Adam oraz jego partnerka Madrox podejmują decyzję o rozwodzie, po dokonaniu wyliczeń dotyczących szans na znalezienie nowej miłości oraz na awans społeczny u każdego z nich AI proponuje Adamowi udział w eksperymencie. Zostanie mu przydzielona partnerka. Wybrana specjalnie dla niego przez AI. Taka, której obecnośc w jego życiu ma zagwarantować mu szczęście, powodzenie i możliwość życia pełnią piersią.  


Książka jest dość przygnębiająca, ale z tego powodu jest tak bardzo realna i uniwersalna. Mówiąc zupełnie kolokwialnie, uderza po wszystkich problemach gnębiących współczesnego człowieka – samotności, poczuciu bezsensu, wypaleniu, przewidywalności i nudzie. Dzieki temu nabiera jeszcze bardziej uniwersalnego wymiaru, bo – o dziwo! – w ocenie autora, tak wychwalana sztuczna inteligencja nie jest dla nich rozwiązaniem.


Może nam się wydawać, że AI jest naszym przyjacielem (statystyki pokazują zresztą, że szczególnie upodobały ją sobie panie), naszym zwolennikiem, ale tak jak wspomniałam wcześniej – to tylko technologia, która nie rozumie emocji. Pewnie, poprzez wysyłanie SMS z nakazami i zakazami może zatrzymać globalne ocieplenie, poprawić stan środowiska i dokonać niemożliwego, pod warunkiem że te wartości da się sprowadzić do statystyki. Ale wnikanie w zawiłości ludzkiej duszy?


Polubiłam też głównego bohatera. W świecie, w którym społeczeństwo można podzielić na tych, którzy urządzają się w złotej klatce stworzonej przez AI i tych którzy się przeciwko niej buntują, Adam jest osobą która nie boi się zadawać pytań.


Jedyny minus jaki mogłabym zauważyć w powieści to brak zarysowania kontekstu w jakim dzieje się akcja. Wiemy tylko tyle, że był jakiś „Dzień Osobliwości”, jakieś przejęcie władzy przez AI i zasadniczo nic poza tym. Ponieważ osobiście lubię znać całość historii oraz jestem wielką fanką retrospektyw tego elementu nieco mi zabrakło. Z drugiej jednak strony, daje to czytelnikowi możliwość użycia wyobraźni i niejako „dopowiedzenia” sobie reszty. Przyznać bowiem trzeba, że rzeczywistość w której człowiek współistnieje z androidem nie wydaje się już tak bardzo odległa jak choćby 50 lat temu. Co więcej, tego rodzaju „przewrót” wcale nie musi odbyć się w sposób krwawy, obkupiony destrukcją i cierpieniem w klasycznym rozumieniu tego pojęcia. Rewolucja może odbyć się w sposób cichy, niezauważony, krok po kroku codziennie do celu. W końcu czy najlepszą metodą przejęcia kontroli nie jest „gotowanie żaby”?


sobota, 3 sierpnia 2024

"Piękni, lśniący ludzie" - Michael Grothaus

08:00:00 0 Comments

„Piękni, lśniący ludzie” to powieść, która skłania do głębokiej refleksji nad przyszłością. Grothaus maluje obraz społeczeństwa, w którym technologia osiągnęła niemalże doskonałość, a jednocześnie rodzi nowe pytania o to, co znaczy być człowiekiem. Czy w świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję wciąż istnieje miejsce na autentyczność i ludzkie emocje?


Okładka książki Piękni lśniący ludzie Michael Grothaus


Autor: Michael Grothaus

 

  Wydawnictwo: StoryLight


 Data premiery: 15. 05. 2024


 Autor recenzji: Magdalena Kwapich


 Liczba stron: 472


W moim odczuciu: 8/10
 

Michael Grothaus, w swojej drugiej powieści "Piękni lśniący ludzie", wprowadza czytelników w świat przyszłości, który choć wydaje się odległy, jest zaskakująco bliski naszej rzeczywistości. Autor, dzięki swojemu dziennikarskiemu doświadczeniu oraz głębokiemu zainteresowaniu nowoczesnymi technologiami, stworzył wizję świata, w którym rozwój sztucznej inteligencji przynosi tyle samo korzyści, co problemów. To nie jest jednak typowa dystopia, w której maszyny przejmują władzę nad światem. Autor umiejętnie łączy elementy science fiction z coming-of-age, tworząc poruszającą opowieść o dorastaniu, tożsamości i poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, który zmienia się w zawrotnym tempie.


Grothaus buduje świat, który wydaje się znajomy. Autonomiczne samochody, drony dostarczające paczki, roboty pracujące w restauracjach – to wszystko elementy naszej rzeczywistości, choć nieco bardziej zaawansowane. Jednak pod tą pozorną normalnością kryje się wiele tajemnic i niepokoju.


Siedemnastoletni John, główny bohater, jest geniuszem technologicznym, który próbuje odnaleźć się w świecie nowych technologii. Przybywa do Japonii, aby podpisać kontrakt na stworzenie aplikacji tłumaczeniowej. W tle toczy się wojna pomiędzy USA a Chinami, w której bronią nie są karabiny ani bomby, lecz fake-newsy i deep-fake’i. Grothaus w mistrzowski sposób ukazuje nam kulisy tej wojny hybrydowej, demonstrując, jak informacja może stać się najpotężniejszą bronią. Mimo to, John jest bardziej pochłonięty nowymi znajomościami – piękną Japonką Neotnią i jej przyjacielem, byłym zapaśnikiem sumo oraz niezwykłym psem Inu.


John i Neotnia, dwójka centralnych postaci, towarzyszą sobie nawzajem w trudnej podróży w głąb siebie, starając się odnaleźć swoje miejsce  w świecie pełnym niepewności. John to młody, wybitny programista. Neotnia, z kolei, to tajemnicza Japonka, postać owiana tajemnicą, która przyciąga Johna jak magnes, zwłaszcza jej  niezwykły wygląd i zachowanie pozwalające na  stopniowe odkrywanie kolejnych warstwy jej osobowości. Ich relacja wydaje nam się zarówno bliska, jak i niepokojąca, ale  nabiera innego wymiaru, gdy John odkrywa tajemnicę Neotni. To odkrycie burzy jego świat, zmuszając go do przemyślenia autentyczności ich więzi i tego, co oznacza być człowiekiem. 


Grothaus w mistrzowski dla mnie sposób przedstawił tę dwójkę młodocianych bohaterów, stwarzając ich wnikliwy i dogłębny portret psychologiczny. Z niezwykłą subtelnością ukazuje wewnętrzne zmagania bohaterów,  lęki i pragnienia., a  ich związek, pełen napięcia i wzajemnego fascynacji ukazuje,  jak bardzo możemy się zmienić pod wpływem drugiej osoby. Te postacie były dla mnie bardzo wiarygodne i zapadły mi w pamięć na długo i skłoniły  do głębokiej refleksji nad naturą ludzkiej tożsamości.


Grothaus bardzo umiejętnie stwarza atmosferę i emocje, powoli przeprowadzając czytelnika przez kolejne wydarzenia, opisując je pięknym językiem. Spotkanie Neotni i jej twórcy, który z czasem przestał traktować ją jak projekt, staje się jednym z najbardziej wzruszających momentów powieści. Te sceny, pełne delikatności i czułości, potrafią poruszyć do łez.


"Piękni lśniący ludzie" to powieść, która z łatwością mogłaby stać się scenariuszem filmowym. Grothaus buduje napięcie z niemal filmową precyzją, dynamiczne dialogi oraz wciągające opisy tworzą świat, który jest zarówno fascynujący, jak i przerażający. Autor, mając za sobą doświadczenie w pisaniu literatury faktu na temat deep-fake’ów i cyberkultury, z powodzeniem wplata te elementy w swoją powieść, nadając jej głębi i realizmu. Chociaż w książce pojawiają się szczegółowe opisy dotyczące programowania i kodowania kwantowego, Grothaus pisze w sposób przystępny, nie wymagając od czytelnika specjalistycznej wiedzy.


Jednym z najbardziej intrygujących aspektów powieści jest sposób, w jaki Grothaus przedstawia Japonię. Kraj ten jawi się jako oaza spokoju, choć naznaczona bolesnymi wspomnieniami II wojny światowej. John, amerykański programista z rodziną zaangażowaną w pomoc humanitarną, docenia względny pokój i stabilność Japonii, jednocześnie zdając sobie sprawę z cieni przeszłości,  bo odkrywa, jak głęboko rany wojny i tragedia Hiroszimy wciąż tkwią w pamięci kolejnych pokoleń. Grothaus zręcznie ukazuje różne warstwy japońskiego społeczeństwa, od młodych ludzi po starsze pokolenie hibakusha – osoby, które przeżyły bombardowania atomowe.


Podsumowując, “Piękni lśniący ludzie” to powieść, która pozostawia trwały ślad w sercu czytelnika. To podróż przez neonowe ulice Tokio, pełna wzruszeń, zaskoczeń i głębokich refleksji. Historia Johna i Neotni to  też dowód na to, że nawet w najbardziej technologicznym świecie, to ludzkie uczucia są najważniejsze, bo ta książka przypomina , że prawdziwe piękno tkwi w prostocie i autentyczności relacji międzyludzkich.


Czy w świecie przyszłości nadal będziemy potrzebować ludzkiego ciepła? Czy technologia może zastąpić prawdziwe uczucia? Odpowiedzi na te pytania poszukajcie w “Pięknych lśniących ludziach” albo we własnym sercu, bo  powieść zmusza ona czytelnika do własnych przemyśleń. Jedno jest pewne – ta książka na długo zapadnie w pamięć!




piątek, 2 sierpnia 2024

"To lato będzie inne" - Carley Fortune

00:00:00 0 Comments

Czuję się tak, jakbym zbyt długo biegła. Potrzebuje przestrzeni, żeby zadać sobie ważne pytania, i ciszy, by móc usłyszeć odpowiedzi. Muszę zacząć od nowa.




Tytuł: To lato będzie inne


Autor: Carley Fortune


Data wydania: 31.07.2024


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 408


Moja ocena: 9.5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Tego lata dotrzymają obietnicy. Tego lata nie ulegną pokusie. To lato będzie inne.


Lucy spędza wakacje w domku na plaży na Wyspie Księcia Edwarda. Felix jest miejscowym, w którego towarzystwie Lucy bardzo dobrze się bawi. Problem w tym, że Lucy nie wie, że Felix to młodszy brat Bridget, jej najlepszej przyjaciółki. Ale powodów, przez które powinni trzymać się od siebie z daleka, jest więcej… Dlatego przyrzekają sobie, że już nigdy więcej nie powtórzą pewnej gorącej nocy. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Co rok Lucy ucieka na wyspę z Bridget, by odetchnąć nadmorskim powietrzem oraz zakosztować świeżych ostryg i rześkiego vinho verde. Zawsze zaczyna się od długiego spaceru po skąpanej w złocistym słońcu plaży u stóp wysokich czerwonych klifów. I za każdym razem Lucy obiecuje sobie, że nie skończy w łóżku Felixa. Do tej pory – niezależnie jak bardzo zauroczona Felixem – Lucy nie angażowała się w tę relację emocjonalnie. Kiedy jednak Bridget ucieka z Toronto na tydzień przed ślubem, Lucy rzuca wszystko, by podążyć za nią na wyspę. Ma misję: pomóc Bridget przejść przez kryzys i… oprzeć się w końcu jedynemu mężczyźnie, któremu nigdy nie potrafiła powiedzieć nie. Ale tym razem blask w oczach Felixa i jego zalotne żarty zostają zastąpione czymś nowym, czymś, przez co Lucy zaczyna się zastanawiać, na ile jej serce jest naprawdę bezpieczne.



Życie moje jest prawdziwym cmentarzem nadziei.



W czasie gdy błądzę między myślami a rzeczywistością, poszukuję książek, które pomogą uciec mi od jednego i drugiego w fikcję literacką, przenosząc tym samym w miejsca, gdzie liczy się tu i teraz, a moje myśli przejmuje podążanie za losami kogoś innego. I choć kierunków jest wiele, największą uwagę przykuła podróż na Wyspę Księcia Edwarda, która swoimi malowniczymi krajobrazami i beztroskimi miejscami, staje się nie tylko scenerią, ale również integralnym elementem narracji, oddziałując na losy bohaterów i kształtując ich jutro. 



Pierwsze spotkanie z autorką zawsze budzi wiele oczekiwań, zwłaszcza gdy słynie ona z bardzo dobrych historii, które urzekają czytelników już od pierwszych stron nie tylko stylem pisania, ale i złożonymi postaciami czy wciągającą fabułą. Dlatego mimo ogromnej ekscytacji i dobrego przeczucia podchodziłam do historii Lucy ze sporymi obawami. Jak się okazało, autorkę śmiało, można nazwać mistrzynią w opisywaniu niespełnionych związków, gdyż wychodzi jej to po prostu fantastycznie. A twierdzę tak patrząc zarówno na pojedyncze aspekty książki, te negatywne jak i pozytywne oraz na całokształt, który niezaprzeczalnie wywołuje zachwyt.



Coś, co przykuło moją uwagę już po paru rozdziałach, było to, jak autorka z wyczuciem buduje napięcie między postaciami. Pokazując nam przebieg ich relacji, ich późniejsze losy stają  nam się  bardziej zrozumiałe i realne, rozumiejąc co, połączyło tę dwójkę, dostrzegamy dużo więcej. Konflikty, tajemnice, niewypowiedziane słowa i walka z tym co powinno się zrobić, a tym, co chce się zrobić, nadają historii i bohaterom głębi i intensywności. Dodatkowo tak namacalne napięcie i emocje buzujące między nimi, sprawiły, że z ogromnym zaangażowaniem śledziłam ich losy.



Skoro już o bohaterach wspomniałam, warto poświęcić im chwilę uwagi. Lucy mimo przeciwności losu, który rzuca jej kłody pod nogi, próbując jak najbardziej pogrążyć w rozpaczy i zagubieniu, stara się walczyć, nie dając sobie choćby chwili wytchnienie i pogrążenia się w tej rozpaczy. Dociera do momentu, którego każdy woli uniknąć, jednak to pozwala jej spojrzeć na obecne życie z zupełnie innej perspektywy, a nam pozwala dostrzec w jej kreacji wielowymiarowość. Jej bycie zarówno silną jak i wrażliwą, bojąca się podjąć pewnych decyzji, jednak odważną, robiąc krok ku odnalezieniu siebie. A przede wszystkim pokazuje, że czasem warto zwolnić i poświęcić czas sobie, a nie zatracać się w ciągłym gnaniu do przodu, nie zważając na tłumione potrzeby i marzenia. Jeśli chodzi o Felixa, co tutaj mogę powiedzieć, ma gadane i potrafi urzec. Swoją kreacją odbiega od przyjętych standardów w literaturze i prezentuje postawę bardziej pożądaną w realnym życiu, co urzekło mnie jeszcze bardziej. Poznając jego kreację, na pierwszy plan wysuwa się bijące od niego ciepło, którym otula każdą napotkaną postać, nie chcąc jej wypuszczać, dopóki nie będzie choć trochę lepiej, zaraz za tym, dostrzegamy lojalność, cierpliwość i niepewność, czy to, co robi, jest właściwe i nie skrzywdzi przy tym  osoby, której nie chciałby tego zrobić.



Nie tylko na zachwyty zasługują główni bohaterowie, ale też postać, która, mimo że nie jest na pierwszym planie, jest równie ważna dla historii co wyżej wspomniana dwójka. Bridget, która jest siostrą Felixa i przyjaciółką Lucy, jej rola jest niepozorna, jednak to ona nie wiedząc o tym, pcha w sidła miłością tę dwójkę. Sama jej postać, mimo że jest bardziej tłem całej historii, ma swoje własne życie i problemy, które są subtelnie wplecione w fabułę.



Podsumowując, uważam “To lato będzie inne” autorstwa Carley Fortunie za historię, która idealnie wpasowuje się w definicje wakacyjnej historii, zapewnia nie tylko emocjonalny rollercoaster, ale również syci duszę opisami Wysypy Księcia Edwarda.  Opisy, bohaterowie i styl pisania te trzy elementy sprawiły, że przepadłam w historii, odnajdując w niej spokój i miejsce, gdzie czas zwalnia, pozwalając zatrzymać się, skupić uwagę na tu i teraz, a nie na tym co było czy będzie.



czwartek, 1 sierpnia 2024

kwintesencja wszystkiego

09:08:00 0 Comments

 


tytuł: Kwintesencja wszystkiego


autor: Suzie Sheehy


wydawnictwo: Zysk i s-ka


data wydania: 30 kwietnia 2004


liczba stron: 520


moja ocena: 7/10



Kiedy młody człowiek zaczyna edukację szkolną i słyszy nazwy przedmiotów : chemia, fizyka, biologia, oczami wyobraźni widzi już sceny niczym z Breaking Bad i amerykańskich szkół, pełne wybuchów, imponujących eksperymentów i pasji do nauki. A później przychodzi (brutalne) zderzenie z rzeczywistością. Spędzanie godzin na czytaniu o naukowcach i ich odkryciach nie ma nic wspólnego z tym czego uczeń się spodziewał. I jest niewątpliwie jednym z powodów, dla których ciężko jest w nim zaszczepić faktyczną pasję do nauki i odkryć.


A teraz –


Czy wiecie, że kiedy Wilhelm Rentgen (tak, ten Rentgen!) zaczął prace nad badaniem promieniowania jego żona uciekła przerażona z jego pracowni, kiedy zobaczyła kliszę ze zdjęciem swojej ręki, bo było widać na niej kości?


Czy wiecie, że kiedy Ernest Rutherford zainteresował się budową atomu odkrył że najbliższym porównaniem jest „katedra”, w której centrum znajduje się jądro, a ujemnie naładowane  elektrony krążą „po ścianach”. A pomiędzy tymi dwiema cząstkami jest zasadniczo pustka.


I nie chodzi tu bynajmniej o nazwiska czy daty, ale o to, że nauka może być ciekawa. Bardzo często postrzegamy bowiem naukowców jako niedościgłe ideały, geniuszy, którzy stali ponad szarym tłumem, a w rzeczywistości byli to przecież zwykli ludzie. Moim zdaniem jest to jedno z przesłań jakie niesie ze sobą „kwintesencja wszystkiego”.  


Oczywiście, podstawowy cel książki to nadal edukacja i wzbogacanie wiedzy. Opisywanie sytuacji, podawanie anegdotek, których nie poznajemy w szkole, dzięki którym historie stają się bardziej dynamiczne. Pomimo, że czytelnik „laik” może w niektórych momentach czuć się nieco przytłoczony fachowością terminologii, daję wam słowo, że jeśli macie otwarty umysł i znudziło was już scrollowanie tiktoka czy facebooka, przy odrobinie samozaparcia nie zrazi was to do całości. W rzeczywistości bowiem książka pisana jest na tyle prosto, że nawet osobie, która z fizyką czy chemią miała do czynienia kilka lub więcej lat temu sprawi przyjemność czytelniczą. Najważniejsze to się nie poddawać. I drążyć. Zadawać pytania. Wątpić. Kierować się ciekawością. I to założenie również jest spójne z tym czego uczy książka. Czy badacze mogli się poddać? Machnąć ręką na badania, bycie nazywanym szaleńcem, krzywe spojrzenia i oddać się prostemu życiu pozbawionemu głębszego sensu? Mogli. Czy to zrobili? Nie. A co byłoby gdyby zaniechali swoich wysiłków? Cóż, współczesna medycyna i inne dziedziny nauki z pewnością nie wyglądałyby tak samo. „Kwintesencja wszystkiego” nie skupia się bowiem jedynie na tym, co działo się w XIX i XX wieku, ale prowadzi akcję każdej z opowiastek aż do czasów współczesnych, pokazując jak te badania i metody, które dziś mogą się wydawać nieco prymitywne, wpłynęły na współczesny świat. Warto o tym pamiętać, bo te 12 odkryć, które wybrała autorka, rzeczywiście zrewolucjonizowały naukę.


Mam szczerą nadzieję, że „Kwintesencja wszystkiego” stanie się początkiem całej serii książek, które będą odnosiły się nie tylko do chemii czy fizyki, ale również historii, sztuki czy biologii.

"Kochanie? Witam w piekle" - Aleksandra Mrorers

00:00:00 0 Comments

Prze­ko­na­nie, że po­zo­sta­je­my silni, kiedy po­sia­da­my swoje ta­jem­ni­ce, jest nie­wąt­pli­wie na­iw­ne, bo praw­da wy­glą­da tak, że w rze­czy­wi­sto­ści to ta­jem­ni­ce trzy­ma­ją nas w sza­chu.




Tytuł: Kochanie? Witam w piekle


Autor: Aleksandra Mrorers


Data wydania: 24.04.2024


Wydawnictwo: Amare


Liczba stron: 454


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Czy starając się być dobrą dla wszystkich, możesz trafić do piekła zgotowanego przez jedną osobę?


Jeanny jest zwykłą osiemnastoletnią dziewczyną, posiadającą marzenia i snującą plany na przyszłość. W najgorszych koszmarach nie może przewidzieć tego, co szykuje dla niej los. Wszystko za sprawą przystojnego mężczyzny o hipnotyzującym spojrzeniu. Jedna zła decyzja sprawia, że wszystko zostaje jej odebrane. Zostaje tylko on. I jego obsesja na jej punkcie. Czy młoda kobieta wygra walkę o siebie? I czy jeszcze kiedykolwiek będzie wolna? Nagle wpada na coś, co przypomina skałę, ale kiedy unosi wzrok, widzi wysokiego mężczyznę. Ciemnobrązowe tęczówki wpatrują się w nią tak, jakby znalazły coś bardzo cennego. Intensywność tego spojrzenia jakby bije Jeanny po twarzy. Nieznajomy ma tak ostro zarysowaną linię żuchwy, że gdyby tylko przyłożyła palec, skaleczyłaby się. Gęste kosmyki jego brązowych włosów lśnią niczym złoto w świetle promieni słonecznych wpadających przez okna. Właśnie stoi przed nią ziemska wersja Adonisa.



Tym właśnie jest zło. Zielonym klejnotem, po który sięgają ludzkie ręce. Z początku zachwyca, lecz tylko po to, by z czasem okazać się trucizną, która powoli nas zabija.


Literatura obyczajowa przyciąga czytelników swoimi prostymi historiami, pełnymi emocji i mniej bądź bardziej niespodziewanymi zwrotami akcji. I oprócz dobrze znanym wszystkim podgatunków, na polskim rynku wydawniczymi coraz częściej gości “nowy”, dużo odważniejszy i przełamujący wszelkie granice - dark romanse. Gatunek prezentujący nie tylko zakamarki ludzkich serc, ale również granicę między miłością a obsesją, namiętnością a przemocą czy przyjemnością a bólem. Nic nie stanowi lepszego oderwania od słodkich romansów niż thriller z elementami dark romansu, który po raz pierwszy przyciągnął mnie swoją mroczną atmosferą, napięciem oraz skomplikowanymi postaciami, które często balansują na granicy moralności. Nieprzewidywalne zwroty akcji trzymają w napięciu do ostatniej strony, sprawiając, że lektura staje się przygodą. Dodatkowo mroczne i skomplikowane relacje bohaterów wzbogacają doświadczenia, oferując coś dużo bardziej intrygującego i zarazem wciągającego niż typowy romans Co do samych bohaterów, miałam wiele obaw. Historie tego gatunku nie wybaczają złej kreacji bohaterów czy potraktowania ich bardzo ogólnikowo, ich kreacja musi być dobra, albo posiadać wady nierzucające się aż tak bardzo w oczy. W tym przypadku mamy do czynienia z bardzo poprawną kreacją bohatera, ich kreacja nie jest tylko powierzchowna, a skupia się również na głębszych aspektach ich osobowości. Nie zaskoczę nikogo, jednak każda postać wnosi do fabuły unikalną perspektywę i zestaw motywacji, które napędzają akcję. Czarny charakter jest postacią pełną tajemnic, zmuszony do stawiania czoła swoim wewnętrznym demonów. Zaś Jeany jest postacią intrygującą, której działania często wywołują dreszcze i skłaniają do refleksji nad granicami moralności. Wątki poboczne są wzbogacone przez barwne postacie drugoplanowe, które wnoszą dodatkowe warstwy emocji i komplikacji. Wszyscy bohaterowie razem tworzą dynamiczną i napiętą sieć relacji, która nie pozwala oderwać się od książki. Co do samej fabuły, cały czas sprawia, że moja opinia o całości zmienia się. Z jednej strony nie brakuje zwrotów akcji, które są ciekawe, z drugiej zaś tempo, jakie przyjęła autorka, nie do końca do mnie przemawia, jest zbyt spokojne i momentami rozwleczone. Bardzo ważnym aspektem jest również to, że książka ta przeznaczona jest wyłącznie dla dorosłych czytelników. Pojawiające się wątki erotyczne, przemoc, używanie wulgaryzmów czy inne kontrowersyjne tematy. Tego rodzaju zawartość wymaga dojrzałości emocjonalnej i odpowiedniego kontekstu, który często jest zrozumiały jedynie dla starszych czytelników. W związku z tym, osoby poniżej 18 roku życia powinny unikać tej książki, aby nie narażać się na potencjalnie szkodliwe treści. Nie istniało na świecie nic bardziej zwodniczego od zła, ponieważ przybierało ono postać z kanonu piękna.
Podsumowując, uważam “Kochanie? Witaj w piekle” autorstwa Aleksandry Mrorers za bardzo dobry debiut zwłaszcza w tak trudnym gatunku, w którym kreacja bohaterów stanowi bardzo ważny element. Sama historia ma w sobie coś, przez co chce się ją czytać cały czas, jednak drobne niuanse sprawiły, że moje odczucia względem niej są bardzo mieszane. I ciężko ukierunkować mi się względem jednego kierunku opinii, dlatego uważam, że jeśli opis przekonuje Was do siebie, warto sięgnąć po nią i dać jej szansę.