sobota, 6 sierpnia 2022

"Heaven" – Karolina Glabisz

W życiu trzeba nieustannie radzić sobie z przeciwnościami losu. Jak każdy wie, jest to szczególnie męczące. Niekiedy zaczynamy myśleć, że to nasza wina – sami sobie przecież zasłużyliśmy. Sytuacja robi się jeszcze gorsza, gdy nie mamy w nikim oparcia i ze wszystkim musimy mierzyć się indywidualnie. Cóż, może właśnie to jest coś, czego chcemy. Najnowsza powieść Karoliny Glabisz pt. "Heaven" pokazuje, że czasem nie potrzeba wiele, aby na ziemi zobaczyć niebo. Żeby stworzyć to niebo z drugą osobą i potem je dzielić..




Nr recenzji: 664
Tytuł: "Heaven"
Autor: Karolina Glabisz
Data polskiego wydania: 13 lipca, 2022
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 320
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 7/10






Ostatni rok w życiu Aimee nie należał do najłatwiejszych. Dziewczyna straciła ukochaną matkę i wpadła w nieodpowiednie towarzystwo, co ściągnęło na nią lawinę kłopotów. Przymusowy wyjazd na wakacje do ciotki mieszkającej w niewielkiej kanadyjskiej miejscowości ma być dla niej lekcją pokory. Czy to miejsce – jawiące się w jej wyobraźni jako odludne i przeraźliwie nijakie – stanie się jej czyśćcem, niebem czy piekłem? Nowo poznani przyjaciele oraz pewien młody, utalentowany chłopak odmienią jej spojrzenie na świat, ale przeszłość powróci do Aimee niczym bumerang i ponownie namiesza w jej życiu. Jedno jest pewne: to lato w Pickering wcale nie będzie spokojne...

Książka wywołuje sprzeczne emocje. Z jednej strony nie mogłam oderwać się od czytania tej słodkiej powieści (co prawda nawiązującej do religii i boskiej ingerencji jako "Bóg tak chciał" lub "to zasługa Boga") i nietypowej relacji między głównymi bohaterami. Z drugiej, miałam wrażenie, że całość jest troszeczkę odklejona od rzeczywistości i w pewnym momencie autorka zwyczajnie popłynęła.. Ale o tym później.
Powieść została naprawdę lekko napisana. Powyższą pozycję czyta się bardzo szybko – Glabisz pozbawiła nas długich i żmudnych opisów nic niewnoszących do fabuły. Na spokojnie można skończyć ją w jeden wieczór, zajadając się ciasteczkami.
Bohaterowie również zostali umiejętnie wykreowani. Nie są niewolnikami jednego, powtarzającego się schematu (co niestety bardzo często się zdarza), lecz mają odmienne charaktery i solidny światopogląd, który według naszego uznania sprawia, że darzymy ich (lub nie) sympatią. Choć nie zaprzeczam, że Simon wydawał się wzorowany na Shawnie Mendesie.

Co zatem poszło nie tak? Nie zaprzeczam, że powieść miała ogromny potencjał, żeby zachwycić nawet najbardziej wymagającego czytelnika. Zaczęło się oryginalnie – główna bohaterka nie jest ucieleśnieniem perfekcji i popełnia błędy (nawet te najbardziej bezmyślne!). Jej życie wymknęło się spod kontroli, w dodatku ból po stracie matki.. Jednak to, co dostajemy później, sprawia, że cały ten potencjał znika.
Nie rozumiem, dlaczego autorka tak bardzo starała się, by wybielić Aimee – książka kończy się w beznadziejny sposób. Niby bohaterka przechodzi wewnętrzną przemianę na lepsze, ale teoretycznie wcale nie musiała jej przechodzić. No i ta końcówka.. Zdaje się, że pisana była na kolanie.
Kwestia religii to zupełnie odrębny temat. Podobała mi się ta cała otoczka z chórem kościelnym i spotkaniami z ludźmi, którzy dużo przeszli, ale co za dużo to nie zdrowo. Podkreślanie, że zmiana otoczenia, manipulującego środowiska i pozbieranie się po stracie to zasługa bóstwa jest mocno naciągane.

Reasumując, nie mam pojęcia, co się stało i dlaczego autorka w połowie tak sobie odpuściła. Być może wam książka spodoba się w całości, więc się nie zrażajcie. Pomimo elementów, które zwyczajnie nie podeszły mi do gustu, powyższa powieść to naprawdę dobra lektura z charakterem moralizatorskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)