Nie bez powodu tak się stało. Moje serce potrzebowało zamknięcia tamtej historii, żebym mogła je otworzyć przed Ryle'em, i chyba do tej chwili nie było to możliwe. TO dobrze. Owszem, płaczę. Ale poczuję się lepiej. Taka już ludzka natura: stara rana się goi, a w jej miejsce powstaje nowa, świeża warstwa skóry. I tyle.
Tytuł: It ends with us
Autor: Colleen Hoover
Liczba stron: 360
Data wydania: 11.10.2017
Wydawnictwo: Otwarte
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
Płynąca z prądem i marząca o otwarciu kwiaciarni dla osób, które nie lubią kwiatów Lily Bloom. Na swojej drodze spotyka nieziemsko przystojnego Ryle'a Kincaida, który już od pierwszego spotkania robi na niej ogromne wrażenie. Oby dwoje chcą poświęcić się pasji i sukcesowi, co sprawia, że wydają się sobie jeszcze bliżsi. Uczucia między nimi sprawią, że Lily będzie przekonana o doskonałości życia. Słodka historia romantyczna, którą z początku jest, staje się koszmarem dla głównej bohaterki, a to, co piękne równie szybko się kończy. Kryjące się tajemnice w relacji pary dostrzega Atlas Corrigan, dawny przyjaciel Lily. Relacja między parą skomplikuje się jeszcze bardziej gdy na jaw wyjdzie tajemnica związana z Atlasem. Co kryje się za postawą spokojnego i opanowanego neurochirurga? Czy ból fizyczny jest gorszy do złamanego serca?
Kiedy stoimy z boku, łatwo myśleć, że gdyby ktoś nas krzywdził, odeszlibyśmy od niego bez zastanowienia. Łatwo powiedzieć, że nie moglibyśmy kochać kogoś, kto nami poniewiera. To nie my czujemy miłość do tej osoby.
Swoją popularność zwiększyła dzięki Tiktokowi, zachwalana przez wielu twórców. Czy książki Colleen Hoover warte są uwagi? Jak wypada It ends with us w odniesieniu do innych książek autorki?
Z twórczością autorki spotkałam się już parę razy, ale to pozytywne opinie i zachwyty, jakie wywołała ta pozycja na platformie TikTok sprawiły, że zechciałam sięgnąć i po nią. Po "Maybe someday" i "November 9" moje oczekiwania względem książki były dość wysokie, zarazem spodziewałam się, że będzie to równie emocjonująca książka z poruszonym ważnym tematem w tym wypadku przemocą fizyczną. Pierwsze co nam się rzuca w oczy, to brak omijania opisów, jeśli autorka ma opisać scenę znęcania się fizycznego, robi to. Co sprawia, że nie dostajemy tylko zarysu sytuacji a w pełni przedstawione wydarzenia.
Jak we wcześniej przeczytanych przeze mnie pozycjach również tutaj dostajemy dobrze wykreowanych bohaterów, którzy są wyraźni a na swoich barkach, niosą ciężar dzieciństwa. Lily na początku sprawiała wrażenie kruchej i bezbronnej, czekającej aż ktoś powie jej, że życie wcale takie nie jest. Jednak to tylko pozory, z czasem dostrzegamy w niej silną kobietę, która zdaje sobie sprawę z przeszłości nie tylko związanej z przemocą, ale również tej z Atlasem, który stanowi ważną część jej życia. Ciężko jest jej rozstać się z nim, pomimo tego ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania, cały czas darzy go ogromną miłością a pojawiający się u jej boku Ryle, nie niweluje tego uczucia. Skoro już przy nim jesteśmy, warto wspomnieć parę słów o tym ciekawym neurochirurgu, który budzi sprzeczne uczucia. Z początku poznajemy go jako mężczyznę, który doskonale zdaje sobie sprawę, że związki nie są dla niego przez wzgląd na to, ile czasu spędza, poświęcając się pracy. Przypadkowe spotkanie, dziewczyny wręcz idealnej, która równie jak on chce skupić się na sukcesie i nie przeszkadza jej ilość czasu, jaką ze sobą spędzają, staje się dla niego koszmarem. Wszystkie myśli kierują się ku niej, nie może uwolnić się od niej a w momencie gdy los zrobi sobie żart z nich, przez co będą jeszcze bliżej siebie już nic, nie będzie stać na przeszkodzie, by uzależnić się od siebie. W ten sposób poznajemy drugie oblicze Ryle'a, który swoimi zachowaniami potrafi stopić cały lód oplatający serce, lecz nic nie może być, zbyć piękne, gdyż w tym momencie poznajemy również jego ukrytą część, która nie jest już taka wspaniała.
Czymś, dzięki czemu przyjemniej czytało mi się, okazały się listy do Ellen. To z ich dowiadywaliśmy się najwięcej o historii Lily i Atlasa. Z nich również dowiedzieliśmy się o dzieciństwie i przemocy w rodzinie Bloom. Opisy łapały za serce i wywoływały ogromny ból a dodatkowa bezsilność bohaterów, pokazała tylko, jak wygląda to w rzeczywistości. Nie od dziś wiadomo, że jest to temat tabu, a ofiary często nie mają odwagi prosić o pomoc, momentami wręcz błagają, aby tej pomocy nie udzielać, bojąc się konsekwencji, jakie z tego mogą wyniknąć.
Podsumowując, uważam "It ends with us" za książkę wartą uwagi, która pokazuje uczucia ofiar przemocy, ich strach i bezsilność. Pomimo tego ma w sobie wiele ciepła i pokazuje, że warto pomagać. Warto jednak zaznaczyć, że nie należy ona do tych przyjemnych lektur, wywołuje wewnętrzny ból i pozostawia czytelnika w zmieszaniu. W odniesieniu do innych pozycji autorstwa Colleen Hoover wypada wyśmienicie, budzi nadzieję na lepsze jutro i z tym zostawia czytelnika.
Myślę o tym, że czasami, bez względu na to, jak bardzo jesteśmy przekonani, że nasze życie potoczy się w określonym kierunku cała ta pewność może odpłynąć wskutek zwykłej zmiany prądów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)