Opowieść o smutku, bólu, ale i radości. Opowieść niosąca nadzieję, taki promyk słońca w pochmurny dzień. Takie właśnie jest “Życie Violette”.
Tytuł: Życie Violette
Autor: Valerie Perrin
Wydawnictwo: Albatros
Data premiery: 23.03. 2022
Autor recenzji: Magdalena Kwapich
Liczba stron: 480
W moim odczuciu: 9/10
“Życie Violette” Valerie Perrin, francuskiej fotografki i scenarzystki, jest pierwszą przełożoną na język polski książką tej autorki. Jej bohaterka, Violette Toussaint, była dróżniczką, a teraz pełni funkcję dozorczyni cmentarza w małym miasteczku we francuskiej Burgundii. W toku powieści poznajemy jej wcześniejsze losy. Dowiadujemy się o smutnym dzieciństwie, spędzonym w zmieniających się rodzinach zastępczych, o szybkim zamążpójściu, o narodzinach dziecka. Śledzimy jej życie wypełnione pracą i troską o rodzinę, mimo tego, że jej małżeństwo nie należało do tych nadzwyczaj udanych, a ją samą w najmniej oczekiwanym momencie spotkała wielka tragedia. Przy okazji poznajemy także losy innych osób z nią związanych, ich skrywane tajemnice, wielkie miłości czy dramaty. Odkrywamy powoli, niespiesznie, to co zostało rozpisane na wiele głosów, kilku narratorów, wzajemnie się uzupełniających i tworzących wielobarwną opowieść o życiu, wszystkich jego odcieniach, opowieść nasyconą wielkimi emocjami, będącą tak naprawdę wielką pochwałą istnienia, człowieczeństwa.
Zaiste, wielkiej odwagi ze strony pisarki wymagało umieszczenie akcji swojej powieści wśród cmentarnych nagrobków i wybranie na jej bohaterkę kobietę - dozorczynię tego miasta umarłych. Nie znam żadnego utworu o takiej tematyce! Co prawda, w toku rozwoju fabuły orientujemy się, że wybór cmentarza na miejsce akcji nie jest przypadkowy, a śmierć w życiu Violette jest tak mocno zakorzeniona jak samo trwanie i chyba została już przez nią oswojona. Violett “przerobiła” temat śmierci, długo trwało to jej wychodzenie z traumy, próba odbudowania swojego życia od nowa, w nowym miejscu, z nowo poznanymi ludźmi. O dziwo, spokój i ukojenie odnalazła, podejmując pracę dozorczyni cmentarza. Jednak powieść Perrin nie jest wcale książką depresyjną, przygnębiającą czy przytłaczającą, ale książką niosącą nadzieję i radość, ciepłą i otulającą emocjami. To oda do codzienności, pochwała zwykłych czynności, zanurzenie się w zwyczajność. To powolne delektowanie się życiem, jego smakami, zapachami, barwami: kubkiem świeżo zaparzonej kawy, herbatą jaśminową z miodem, sałatką z pomidorów, porządną bagietka, trzema kocurami ocierającymi się o nogi, piosenkami Elvisa, Brela, szumem marsylskiego morza. To także codzienne pogawędki z grabarzami, cotygodniowe obiady z proboszczem, rozmowy z ludźmi odwiedzającymi cmentarz, dbanie o kwiaty, epitafia, zdjęcia nagrobne. Tylko tyle lub aż tyle…
“Życie Violette” to przede wszystkim powieść obyczajowa, choć nie zabrakło w niej miejsca dla kilku przejmujących romansów i tragicznej dla głównej bohaterki zagadki kryminalnej. Jest to też historia o ludzkich losach, splątanych, bolesnych, ale też i tych ze szczęśliwym zakończeniem. To w niej życie przenika się ze śmiercią, a Violette staje się strażniczką przeszłości, pamięcią o zmarłych. To ona zapisuje przebieg pogrzebów, przechowuje mowy na nich wygłaszane, epitafia, tabliczki nagrobne. Służy zmarłym, ale chyba bardziej jest potrzebna nam - żywym. To Violette i jej “podopieczni” uświadamiają nam ulotność chwili, nietrwałość, a tym samym zachęcają do czerpania z życia garściami, korzystania z pięknych chwil, które niesie ono ze sobą, akceptacji tego, co jest, co jest nam dane i do patrzenia z nadzieją w przyszłość.
Książka to wyjątkowa, z wyjątkową bohaterką, niebanalną, o bogatym wnętrzu, empatyczną, chłonącą życie wszystkimi zmysłami. Książka subtelna, delikatna jak skrzydło motyla i tak jak on rozświetlająca świat. Napisana pięknym, starannym językiem, z bardzo sugestywnymi, plastycznymi opisami. Pełna emocji, pozornie prosta, z delikatnymi metaforami, ukrytą symboliką. Opowieść - pochwała życia, swoista oda do radości z rzeczy małych. Hołd złożony życiu, codzienności, trwaniu.
“Życie Violette” to powieść, która mnie oczarowała i zachwyciła, wzruszyła i rozemocjonowała, otuliła swoją magią i czułością. Od tej pory będę tak jak Violette powtarzać: “ Każdy mój dzień to prezent od losu. Tak też sobie mówię codziennie rano, gdy otworzę oczy” (str. 8, tamże)
Szczerze polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)