"A lasy wiecznie śpiewają" to wznowienie powieści wydanej po raz pierwszy w roku 1933. Tak więc już prawie osiemdziesiąt lat minęło, a kolejne pokolenia wciąż wracają do książki, na kartach której mogą przeczytać o... pokoleniach! Nie przychodzi mi bowiem do głowy żadna inna odpowiedź na pytanie, o czym właściwie przeczytałam, aniżeli taka, że o relacjach, życiu, przychodzeniu i odchodzeniu. A więc tematy uniwersalne, bliskie każdemu sercu oraz dające autorowi nieograniczone pole manewru.
Tytuł: "A lasy wiecznie śpiewają"
Autor: Trygve Gulbranssen
Tłumacz: Henryk Goldmann, Henryk Leśniewski
Data polskiego wydania: 11 listopada 2021
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 560
Autor recenzji: K.
W moim odczuciu: 10/10
Akcja powieści toczy się w skutej lodem osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej Norwegii, gdzie swój żywot pędzi ród Bjorndal. Na początku wyraźnie nakreślone zostają postaci mężczyzn tego rodu - silnych, upartych, nieustępliwych, a przez ich pryzmat ukazane są towarzyszące im kobiety oraz ich równie wyraziste osobowości. Życie regulują zmieniające się pory roku, codzienność wypełnia praca oraz krótkie chwile odpoczynku. Bohaterowie opisani zostali w sposób bardzo bezpośredni - pisarz konkretnie nakreślił ich cechy osobowości, nie pozostawiając miejsca sferze domysłu i własnej interpretacji, co stanowi - w moim odczuciu - pewien kontrast w porównaniu do kreacji postaci we współczesnych powieściach. Odniosłam wrażenie, że pomimo iż członkowie rodu Bjordnal sprawiają wrażenie twardych "ludzi lodu", czytelnik może utożsamiać się po trochu z każdym z nich, współodczuwając ich moralne i emocjonalne rozterki. Autorowi udało się osiągnąć ten rodzaj uniwersalności poprzez bardzo obszerne i dogłębne przedstawienie aspektu mentalnego postaci - liczne opisy psychiki oraz monologów wewnętrznych. Zwraca także uwagę ich przywiązanie do przekazywanych z pokolenia na pokolenie tradycji, kultywowanie zwyczajów, przykładanie ogromnej wagi do znaczenia więzów rodzinnych. Są to aspekty bardzo dla mnie poruszające i nadające treści intensywniejszego wydźwięku.
Nie sposób wypowiedzieć się o tej książce nie uwzględniając opisów przyrody. Mamy tutaj surowy norweski klimat, niesprzyjający człowiekowi, oraz bohaterów próbujących oswoić żywioły. Autor opisuje wszelkie trudy wynikające ze skrajnie nieprzyjaznej przyrody w tak sugestywny sposób, że niemalże mogłam poczuć podmuchy chłodnego wiatru uderzające mi w twarz po przewróceniu strony. Stanowi to pokaz niesamowitego literackiego kunsztu połączonego z wrażliwością artysty. Bohaterowie darzą naturę wielkim szacunkiem i respektem, gdyż zdają sobie sprawę, jak wiele aspektów ich życia jej podlega. Stanowi to uderzający kontrast względem sposobu myślenia współczesnego człowieka, który naturę już dawno ujarzmił i sobie podporządkował. W tym momencie moje myśli wracają do wielu innych dzieł literatury, napisanych w ubiegłym stuleciu i z pewną dozą zdumienia kontempluję ten kontrast względem powieści współczesnej.
Zmierzając do końca, chciałabym na moment zatrzymać się przy tytule. "A lasy wiecznie śpiewają". W odróżnieniu od większości treści w książce, przedstawionej w sposób dosłowny, momentami naturalistyczny, tytuł stanowi metaforę. Bohaterami są ludzie z kolejnych pokoleń, kolejne pokolenia rodzą się i umierają, a w tle wciąż słychać jednostajny szum drzew. Jedyne, czego możemy być pewni, to ów szum, obojętny na małe radości i ogromne cierpienia. Metafora ta zmusza do chwili refleksji nad tym, jak niewiele znaczymy w tym świecie, jak krótkie jest nasze życie.
Podsumowując - czuję, że przeczytałam powieść genialną. Jedną z takich, które zapamiętam na zawsze, do której będę wracać i polecać przyjaciołom. Książka pozostawiła mnie w melancholijnym nastroju, jednak nie można powiedzieć, abym czuła się nią przytłoczona. Styl pisania - absolutny majstersztyk. Zatem zachęcam do lektury, w szczególności w nowym, pięknym wydaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)