Kto z nas nie narzekał na nudne, bezsensowne, bezowocne szkolenia dotyczące bezpieczeństwa i higieny pracy niech pierwszy rzuci kamieniem. Autor Kalendarza BHP-owca jest w pełni świadomy tego jak takie szkolenia są odbierane i traktowane. Nie wiem jakie motywacje kierowały autorem gdy pisał tę książkę, ale z pewnością zmienił moje spojrzenie na przepisy dotyczące bezpieczeństwa.
Autor: Marcin Stachowski
Liczba stron: 148
Data polskiego wydania: 22 października 2021
Wydawnictwo: Novae Res
W moim odczuciu: 6/10
Autorka recenzji: Małgorzata Górna
Właściwie nie wiem czego się
spodziewałam sięgając po tę książkę. Wydało mi się to na tyle interesująca, że
zabrałam się za nią w ciemno. Z tematów dotyczących pracy w sektorze BHP wiem
tyle, że to istnieje. A książka jest w sam raz dla tych, którzy chcieliby
dowiedzieć się czegoś więcej, ale też nie za dużo (żeby się nie zanudzić).
Próżno szukać tam przepisów, odnośników do ustaw, wykazu co wolno a czego nie.
Książeczka (jeśli można to tak nazwać) ma tylko sto czterdzieści osiem stron
zapełnionych zabawnymi, ironicznymi felietonami opowiadającymi o pracy
tytułowego BHP-owca.
Tak jak wspomniałam, książka jest formą dziennika, czy pamiętnika. Pokazuje nie tylko samą pracę od strony bezpieczeństwa i higieny pracy, ale też podejście pracowników do kwestii obowiązkowych szkoleń (co nie jest raczej optymistycznym obrazem). Dużo ludzi traktuje osobę od BHP jako człowieka-widmo. Niby jest, ale nigdzie go nie widać, a czym się zajmuje nie wiadomo tym bardziej. Kalendarz nieco pomaga zmniejszyć niewiedzę w bardzo przystępny sposób. Na tych stu czterdziestu ośmiu stronach możemy poznać różnego rodzaju wypadki, wpadki i przypadki (niekiedy z zaskakujących powodów), oraz sposób sporządzania protokołu wypadku – wszystko wydaje się proste i zabawne, dopóki samemu nie stanie się w takiej sytuacji, ale o tym musicie już poczytać sami.
Co jeszcze można powiedzieć o Kalendarzu BHP-owca? Na pewno nie to, że jest nudny. I być może, że jest za krótki, chociaż liczba dni w roku jest ograniczona. Bardzo możliwe, że nie jest to książka przy której będziecie skakać z zachwytu i podziwu, ale jest naprawdę dobrze. Dramat ludzki opisany z humorem w lekki sposób ma wzięcie i z chęcią przeczytałabym więcej (oczywiście z nadzieją że sama nigdy nie będę musiała uczestniczyć w spisie protokołu powypadkowego). Myślę, że mimo tego dystansu i lekkiego podejścia do tematu ważne jest uświadamianie, że przepisy dotyczące bezpieczeństwa nie są po to, by nas zanudzić, by zmarnować nam kilka godzin w pracy, by uczyć nas niepotrzebnych rzeczy. Te sprawy są bardzo istotne, bo chodzi tutaj tylko i wyłącznie o nasze życie i zdrowie, czego nie należy tego bagatelizować.
Polecam przeczytać z czystej ciekawości jak może wyglądać taki przeciętny dzień w pracy BHP-owca. Albo z ciekawości do wypadków – co kto lubi. Na pewno lektura minie szybko , przyjemnie i ze śmiechem, a Wy będziecie bogatsi o nowe spojrzenie na obowiązujące wymogi w miejscach pracy i nie tylko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)