Liczba stron: 412
Data polskiego wydania: 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Autor recenzji: igotidea
W moim odczuciu: 6/10
"Kiedy wydaje ci się, że złapałeś szczęście za nogi, ono okaże się jedynie złudzeniem. Za czym można tęsknić, kiedy mieszka się na francuskiej Riwierze? Marc Martin ma czterdzieści lat, pracę marzeń i piękną kobietę u boku. Nigdzie się nie spieszy, każdego ranka pije kawę na patio swojej willi, a dla relaksu gra w pokera ze swoimi bogatymi znajomymi. Czas płynie leniwie, a Marc wiedzie na pozór idealne życie." (opis wydawcy).
"Zanim zgaśnie światło" to powieść która ociera się o granicę gatunku obyczajowego i sensacyjnego. Zaczyna się niewinnie. Wprowadzenie to pokazanie sceny która ma miejsce w jakiś czas po głównych wydarzeniach opisanych w książce. Z początku może to wprowadzać nieporządek, a nawet sprawiać wrażenie pewnego chaosu, ale w miarę czytania wszystko składa się w spójną całość.
Marc, Polak z pochodzenia wiedzie spokojne, poukładane życie, a odskocznia od codzienności jest dla niego hazard. Bohater zdecydowanie lubi ryzyko. To właśnie ta cechą jako pierwsza rzuca się w oczy. Czy poza tym Marc jest nieco nudny? Jeśli życie we francuskiej sielance w otoczeniu winnic, na poziomie wyższym niż przeciętny może być określone tym słowem to odpowiedz jest twierdząca. Okazuje się jednak że to, co widać na pierwszy rzut oka to tylko wierzchołek góry lodowej. Mirosław Czarnecki umiejętnie prowadzi narrację. Choć początkowo nieco drażni łyżwiarstwie mnie krótkie wręcz urywane fragmenty rozdziałów po jakimś czasie, w miarę jak akcja nabierała tempa połykałam kolejne strony na tyle szybko, że w ogóle przestałam zwracać uwagę na ten aspekt. Nie można zaprzeczyć że zanim zgaśnie światło ton historia pełna niespodzianek. Kiedy czytelnikowi wydaje się że uchwycił już sedno autor otwiera kolejne drzwi ukazując zupełnie nowy kontekst opowieści. Jeśli nie chodzi o bohaterów to główną postać męska pomimo iż ma pewne wyróżniające go cechy wydaje się jednak schodzić na dalszy plan w porównaniu z kobietami z opowieści. Dziennikarka Chantal, która nie boi się niczego i niestrudzenie dąży do prawdy oraz tajemnicza Natalie(czy raczej Natasha) wydają się go wręcz przytłaczać, co jednak wcale nie jest wadą. Na tle męskiego świata jaki niewątpliwie opisuje autor, kobiety aby zaistnieć muszą być twarde i dobrze ze książka wiernie oddaje te realia.
Dobrze zbudowany jest też klimat. Niektóre ze scen, jak choćby opis tańca, są na tyle sugestywne że czytelnik czuje się niemal wciągnięty w historię. To z kolei pozwala na zadanie sobie pytania, jak zachowali byśmy się postawieni przed takimi wyborami i sytuacjami jak bohaterowie. Jakie wartości są dla nas ważne. Czy liczy się dreszczyk adrenaliny czy bliskość? Czy rzeczywistość jest faktycznie taka jaką kreujemy czy pod powierzchnia kryje się coś więcej? Oczywiście nikogo nie namawiam do tego, aby po lekturze zaczął kwestionować wszystko i wszystkich w swoim otoczeniu, bo to byłoby wręcz niezdrowe, jednak zanim zgaśnie światło pozwala na pewną konfrontację. I zgodnie z tytułem będzie świetną pozycja na pandemiczny wieczór zwłaszcza że pogoda ostatnio szaleje i trzeba z czymś zająć myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)