Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądają studia? Na czym polega to całe studiowanie, jak wygląda studenckie życie i czym jest groźnie brzmiąca sesja, spędzająca studentom sen z powiek? Jeśli was zaintrygowałam to myślę, że książka Jana Nowickiego pt. „Stracone pokolenia, czyli co studenci robią za Twoje pieniądze” częściowo rozwieje wasze wątpliwości. Pełna humoru i sytuacji z życia wziętych historia na pewno was zaciekawi.
Nr. recenzji: 360
Tytuł: „Stracone pokolenia,
czyli co robią studenci za Twoje pieniądze"
czyli co robią studenci za Twoje pieniądze"
Autor: Jan Nowicki
Liczba stron: 236
Data polskiego wydania: 8 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Novae Res
W moim odczuciu: 8/10
W książce poznajemy głównego bohatera, którym jest sam autor - Jan Nowicki. Nasz bohater jest absolwentem politechniki w jednym z Polskich miast. Na swoim własnym przykładzie opisuje realia naszych Polskich uczelni. Książka jest podzielona nie na akapity, lecz na poszczególne semestry, z dokładnym opisem każdego z nich. Jan rzetelnie opisuje siedem semestrów, czyli tyle, ile potrzeba, żeby zdobyć tytuł inżyniera. Zwieńczeniem jego pracy jest oczywiście obrona pracy inżynierskiej. Bohater nie ogranicza się jedynie do opisu samej uczelni, ale przedstawia także swoje bujne życie studenckie. W ten sposób poznajemy jego przyjaciół, rodziców, a także dziewczynę - Kasię. Cała historia, w miarę przypływu nowych sytuacji, robi się coraz bardziej zaskakująca, a momentami wręcz komiczna.
Na wstępie autor pozostawił do przemyślenia kilka pytań dotyczących obecnej sytuacji na Polskich uczelniach. Następnie sam próbuje krótko na nie odpowiedzieć i pokrótce opisuje nam o czym jest książka. Dalej dowiadujemy się, że wszystkie imiona, nazwiska czy nazwy miejscowości zostały zmienione. Książka nie ma więc na celu brania na celownik tej czy tamtej uczelni, a raczej ma za zadanie przedstawić problem z jakim od dłuższego czasu boryka się szkolnictwo wyższe. Poszczególne semestry, o których już wspomniałam, dzielą książkę na pewne etapy. Każdy etap zawiera inne historie - ściąganie na egzaminach, handel na uczelni czy łapówki to tylko wierzchołek góry lodowej tego, co studenci robią, żeby nie oblać semestru. Pojawiają się także wykładowcy, którzy pozwalają ściągać, bądź zaliczają przedmioty na podstawie znajomości czy też łapówek. Każda z osób patrzy wyłącznie na siebie i swoje korzyści.
Książka jest napisana prostym językiem. Nie brakuje również studenckiego slangu ale, co mnie oczywiście bardzo cieszy, każde takie wyrażenie jest precyzyjnie i jasno wytłumaczone w adnotacjach na dole odpowiedniej strony. Dzięki temu książka wydaje się przystępna nie tylko dla młodego studenta czy studentki, ale także dla starszego czytelnika, nieznającego pewnych młodzieżowych zwrotów. Świetnym zabiegiem ze strony autora jest także podział książki ze względu na semestry. Dzięki temu łatwo można sobie wyobrazić poszczególne lata nauki naszego bohatera. Nie gubimy się także w szczegółowych wątkach.
Podczas lektury miałam mocno mieszane uczucia co do całej historii. Raz byłam zła na tych wszystkich studentów, którzy nie przykładali się do swoich obowiązków, lub wręcz ignorowali je, innym znów razem byłam zła na wykładowców, którzy nie traktowali studentów poważnie czy nawet podchodzili do nich z cynizmem. W pewnym momencie zamknęłam nawet książkę i uznałam, że autor tak mocno nacechował wszystko i wszystkich negatywnymi emocjami, że nie warto jej czytać. Zmieniłam jednak zdanie zarówno co do tematu jak i do książki i samego jej autora. Niestety wiele z opisywanych sytuacji dzieje się naprawdę, co jest po prostu straszne i nieodpowiedzialne zarówno ze strony studentów jak i ze strony kadry uniwersyteckiej. Winnych jest jednak więcej - winy możemy doszukiwać się już w nieodpowiednim i złym systemie, który to wszytko napędza.
Na zakończenie autor przyznaje, że nie jest dumy z tego jak wyglądały jego studia i w jaki sposób zdobył upragniony tytuł inżyniera. Dowiadujemy się wówczas jaki był cel napisania tak prawdziwej i jednocześnie kontrowersyjnej książki. Autor zdaje sobie sprawę z tego, że po lekturze świat nagle nie stanie na głowie, a system szkolnictwa wyższego nie zmieni się od tak, ale książka może otworzyć niektórym ludziom oczy. Jak często słyszy się dziś "musisz iść na studia", "po liceum niczego nie masz, nie znajdziesz dobrej pracy", "na studiach zdobędziesz odpowiedni papierek", itd., itd. Rodzice napędzają dzieci, dzieci napędzają siebie nawzajem prześcigając się w coraz bardziej nietypowych kierunkach studiów, wielkością miast do których wyjeżdżają lub wysokością kieszonkowego otrzymywanego od rodziców i przeznaczonego na studia. Kiedyś studia były tylko dla elit - dla ludzi, którzy naprawdę chcieli się czegoś nauczyć i czerpali z tego radość. Dziś (nie oszukujmy się) studia może skończyć każdy, ale czy rzeczywiście każdy potrzebuje papierka, który w dzisiejszym świecie znaczy coraz mniej?
Książkę polecam każdemu, niezależnie czy jest zainteresowany tematem, czy też nie, studentowi, jak i temu, który wybrał inną drogę życiową. Historia głównego bohatera naprawdę otwiera oczy na pewne sprawy. Sytuacje, choć wydawać by się mogło - wyssane z palca, to codzienne realia Polskich uczelni. Może nie wszędzie jest tak samo, może są miejsca, uczelnie czy wydziały, gdzie studiować, znaczy poświęcać się nauce. Chwała za to ludziom, którzy to dostrzegają i którzy rzeczywiście reprezentują sobą wysoki poziom. Co do pozostałych mogę tylko poradzić: przemyślcie to, przemyślcie czy to jest wasza droga, czy może ta droga nie jest wybrana przez innych - przez rodziców, nauczycieli albo znajomych. Przemyślcie co chcecie robić w życiu, bo przecież wszytko jest na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba wiedzieć jak i kiedy po to sięgnąć.
Na wstępie autor pozostawił do przemyślenia kilka pytań dotyczących obecnej sytuacji na Polskich uczelniach. Następnie sam próbuje krótko na nie odpowiedzieć i pokrótce opisuje nam o czym jest książka. Dalej dowiadujemy się, że wszystkie imiona, nazwiska czy nazwy miejscowości zostały zmienione. Książka nie ma więc na celu brania na celownik tej czy tamtej uczelni, a raczej ma za zadanie przedstawić problem z jakim od dłuższego czasu boryka się szkolnictwo wyższe. Poszczególne semestry, o których już wspomniałam, dzielą książkę na pewne etapy. Każdy etap zawiera inne historie - ściąganie na egzaminach, handel na uczelni czy łapówki to tylko wierzchołek góry lodowej tego, co studenci robią, żeby nie oblać semestru. Pojawiają się także wykładowcy, którzy pozwalają ściągać, bądź zaliczają przedmioty na podstawie znajomości czy też łapówek. Każda z osób patrzy wyłącznie na siebie i swoje korzyści.
Książka jest napisana prostym językiem. Nie brakuje również studenckiego slangu ale, co mnie oczywiście bardzo cieszy, każde takie wyrażenie jest precyzyjnie i jasno wytłumaczone w adnotacjach na dole odpowiedniej strony. Dzięki temu książka wydaje się przystępna nie tylko dla młodego studenta czy studentki, ale także dla starszego czytelnika, nieznającego pewnych młodzieżowych zwrotów. Świetnym zabiegiem ze strony autora jest także podział książki ze względu na semestry. Dzięki temu łatwo można sobie wyobrazić poszczególne lata nauki naszego bohatera. Nie gubimy się także w szczegółowych wątkach.
Podczas lektury miałam mocno mieszane uczucia co do całej historii. Raz byłam zła na tych wszystkich studentów, którzy nie przykładali się do swoich obowiązków, lub wręcz ignorowali je, innym znów razem byłam zła na wykładowców, którzy nie traktowali studentów poważnie czy nawet podchodzili do nich z cynizmem. W pewnym momencie zamknęłam nawet książkę i uznałam, że autor tak mocno nacechował wszystko i wszystkich negatywnymi emocjami, że nie warto jej czytać. Zmieniłam jednak zdanie zarówno co do tematu jak i do książki i samego jej autora. Niestety wiele z opisywanych sytuacji dzieje się naprawdę, co jest po prostu straszne i nieodpowiedzialne zarówno ze strony studentów jak i ze strony kadry uniwersyteckiej. Winnych jest jednak więcej - winy możemy doszukiwać się już w nieodpowiednim i złym systemie, który to wszytko napędza.
Na zakończenie autor przyznaje, że nie jest dumy z tego jak wyglądały jego studia i w jaki sposób zdobył upragniony tytuł inżyniera. Dowiadujemy się wówczas jaki był cel napisania tak prawdziwej i jednocześnie kontrowersyjnej książki. Autor zdaje sobie sprawę z tego, że po lekturze świat nagle nie stanie na głowie, a system szkolnictwa wyższego nie zmieni się od tak, ale książka może otworzyć niektórym ludziom oczy. Jak często słyszy się dziś "musisz iść na studia", "po liceum niczego nie masz, nie znajdziesz dobrej pracy", "na studiach zdobędziesz odpowiedni papierek", itd., itd. Rodzice napędzają dzieci, dzieci napędzają siebie nawzajem prześcigając się w coraz bardziej nietypowych kierunkach studiów, wielkością miast do których wyjeżdżają lub wysokością kieszonkowego otrzymywanego od rodziców i przeznaczonego na studia. Kiedyś studia były tylko dla elit - dla ludzi, którzy naprawdę chcieli się czegoś nauczyć i czerpali z tego radość. Dziś (nie oszukujmy się) studia może skończyć każdy, ale czy rzeczywiście każdy potrzebuje papierka, który w dzisiejszym świecie znaczy coraz mniej?
Książkę polecam każdemu, niezależnie czy jest zainteresowany tematem, czy też nie, studentowi, jak i temu, który wybrał inną drogę życiową. Historia głównego bohatera naprawdę otwiera oczy na pewne sprawy. Sytuacje, choć wydawać by się mogło - wyssane z palca, to codzienne realia Polskich uczelni. Może nie wszędzie jest tak samo, może są miejsca, uczelnie czy wydziały, gdzie studiować, znaczy poświęcać się nauce. Chwała za to ludziom, którzy to dostrzegają i którzy rzeczywiście reprezentują sobą wysoki poziom. Co do pozostałych mogę tylko poradzić: przemyślcie to, przemyślcie czy to jest wasza droga, czy może ta droga nie jest wybrana przez innych - przez rodziców, nauczycieli albo znajomych. Przemyślcie co chcecie robić w życiu, bo przecież wszytko jest na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba wiedzieć jak i kiedy po to sięgnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)