Nr. recenzji: 339
Tytuł: „Mord na zimnych wodach"
Tytuł: „Mord na zimnych wodach"
Autor: Małgorzata Grosman
Liczba stron: 340
Data polskiego wydania: 28 stycznia 2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 7/10
Choć tytuł książki może kojarzyć się
marynistycznie niech was to nie zwiedzie, bo ta pozycja z morzem nie ma nic
wspólnego. "Zimne wody" to bowiem jedno z osiedli Bydgoszczy, co
jednoznacznie wskazuje nam gdzie dzieje się akcja powieści. Jest to o tyle nietypowe,
że zwykle jako miejsce wydarzeń autorzy wybierają duże miasta - najwięcej
powieści kryminalnych i sensacyjnych ma bowiem miejsce w Warszawie czy tez w
miastach, które cieszą się dość sporą "niesławą" jeśli chodzi o
przestępstwa. Bydgoszcz wydaje się pot tym względem dość nieoczywista. „Mord na
zimnych wodach” przedstawia (a jakżeby inaczej) historię zabójstw młodych
kobiet. Bydgoska policja na czele z aspirantem Andrzejem Fąferkiem podejmuje
próbę ujęcia sprawcy bestialskich czynów i jak to zwykle bywa w takich
wypadkach - wpada przy okazji na trop kilku dodatkowych afer, które z prawem
mają niewiele wspólnego. Dodać trzeba jeszcze, że akcja umiejscowiona jest w
połowie ubiegłego stulecia co dodatkowo nadaje powieści wyjątkowego klimatu, pozwala
oderwać się od rzeczywistości i przenieść w inny świat. Powieść pełna jest
sformułowań z gwary bydgoskiej, co początkowo może nieco razić osoby, które nie
są z nią zaznajomione (w tym i mnie - jako że jestem z Poznania). Przewidując
jednak także możliwość, zapobiegawcza autorka umieściła na końcu słowniczek
używanych w treści bydgoskich słów, Dzięki temu łatwiej zrozumieć nam o czym
mówią bohaterowie, a dodatkowo poszerzamy swoją wiedzę i wzbogacamy słownik (w
końcu o gwarę trzeba dbać!).
Małgorzata Grosman umiejętnie buduje klimat Bydgoszczy z zeszłego stulecia. Dzięki sprawnie prowadzonej narracji oraz opisom, w trakcie czytania przypomniał mi się polski serial sprzed kilku lat "Belle Epoque". Być może stanowił on pewnego rodzaju inspirację dla pisarki, a jeśli tak było to przyznać trzeba, ze wyjątkowo umiejętnie wykorzystała schemat telewizyjny, jednocześnie jednak nadając tworzonej przez siebie historii indywidualne i wyróżniające ją elementy. Nie można tu mówić o żadnej "kalce". Jeśli chodzi o bohaterów to w powieściach kryminalnych wszyscy policjanci czy detektywi są w pewnym sensie do siebie podobni i nie ma w tym nic zaskakującego. Skupieni i zaangażowani w prace, świadomi odpowiedzialności jaka na nich ciąży, nałogowcy - w tym wypadku mamy do czynienia z palaczem..... To czym wyróżnia się ww. aspirant Fąferek to fakt, że poza tym, że jest doskonałym policjantem to jest także przykładnym i troskliwym mężem. I bardzo dobrze, bo jego pełna zapału i werwy żona, niczym ksiądz Mateusz, samodzielnie włącza się w prowadzoną przez niego sprawę dzięki czemu pomaga w jej rozstrzygnięciu i ujęciu sprawcy morderstw.
Małgorzata Grosman umiejętnie buduje klimat Bydgoszczy z zeszłego stulecia. Dzięki sprawnie prowadzonej narracji oraz opisom, w trakcie czytania przypomniał mi się polski serial sprzed kilku lat "Belle Epoque". Być może stanowił on pewnego rodzaju inspirację dla pisarki, a jeśli tak było to przyznać trzeba, ze wyjątkowo umiejętnie wykorzystała schemat telewizyjny, jednocześnie jednak nadając tworzonej przez siebie historii indywidualne i wyróżniające ją elementy. Nie można tu mówić o żadnej "kalce". Jeśli chodzi o bohaterów to w powieściach kryminalnych wszyscy policjanci czy detektywi są w pewnym sensie do siebie podobni i nie ma w tym nic zaskakującego. Skupieni i zaangażowani w prace, świadomi odpowiedzialności jaka na nich ciąży, nałogowcy - w tym wypadku mamy do czynienia z palaczem..... To czym wyróżnia się ww. aspirant Fąferek to fakt, że poza tym, że jest doskonałym policjantem to jest także przykładnym i troskliwym mężem. I bardzo dobrze, bo jego pełna zapału i werwy żona, niczym ksiądz Mateusz, samodzielnie włącza się w prowadzoną przez niego sprawę dzięki czemu pomaga w jej rozstrzygnięciu i ujęciu sprawcy morderstw.
Książka
Małgorzaty Grosman to jedna z tych powieści, do której w pełni znajduje
zastosowanie wykres tempa czytania jaki udało mi się znaleźć w Internecie. Im
mniej stron do końca tym szybciej połyka się kolejne strony. Jedynym, drobnym
minusem, który nie psuje jednak przyjemności z czytania jest to, że na samym
końcu pojawia się zbyt wiele wątków. Zupełnie jakby autorka niejako "na
siłę", na kilku ostatnich stronach chciała zamknąć wszystkie te furtki, do
których nawiązywała w treści. Lepszym moim zdaniem rozwiązaniem byłoby
pozostawienie pewnych kwestii otwartych, zawieszenie treści, dzięki czemu
pozostałoby pole do napisania kolejnych części. W końcu nie od dziś
wiadomo, że "jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)