niedziela, 15 września 2019

Za starzy na fantastykę

„Jak możesz czytać takie bzdury?” „To przecież książki dla dzieciaków.” Pewnie każdy fan fantastyki się z tym spotkał, prawda? Ja również. A sama zresztą zadaję sobie pytanie, jak kogoś może bawić „American Pie, a jakakolwiek twarz Greya wywoływać rumieńce na policzkach. Jedyny słuszny Pan Szary to Gandalf. Gandalf Szary.
Ale nie wszyscy muszą być tacy sami, prawda? I nic nie może równać się z fantastyką. Otóż to.
Jako mała dziewczynka, ja i moje rówieśniczki marzyłyśmy o wielkiej miłości. O księciu o gładkim licu i pięknych oczach. Z bajki, na białym koniu. Z zamkiem i milionami w skarbcu. Każda z nas chciała wyglądać jak Kopciuszek na balu, i matki chrzestne uczynne i pomoce jakie miała Aurora. Szybko z tego wyrosłam. One nadal goniły za księciem i pantofelkami, a ja... Nawet nie pamiętam kiedy to wszystko się zaczęło. Nagle czytałam o odległych światach, o nierealnych potworach, o elfach, krasnoludach, smokach i sprawiało mi to nieprawdopodobną przyjemność. Nie byłam już taka jak one, o nie. Ja chciałam za męża Włóczykija albo Thora. Ja pragnęłam przenieść się w świat Jumanji, chciałam być w Nibylandii i zemścić się raz na zawsze na tych, którzy mówią, że wróżki nie istnieją. Raz, dwa. (Trzeba klasnąć w dłonie, żeby żadna nie zginęła.)
Dawniej próbowałam sobie radzić z problemami, o których czytałam w książkach. Poradzić na swój sposób, na sposób dziecka. Gdy teraz do nich wrócę, widzę, że te problemy nadal istnieją, nadal z nimi muszę sobie radzić. Ale już nie w momencie czytania i rozmyślania o historii, do której się na moment przeniosłam. Ale tutaj, w prawdziwym życiu. Tu i teraz. Nie w odległej galaktyce, nie w spokojnym królestwie elfów, nie za Pagórkiem.
Nie mam i nigdy nie miałam utartych ścieżek jeśli chodzi o gatunki czy w literaturze, filmie jak i w muzyce. Czytam, oglądam i słucham wszystkiego co było pod ręką, nie skreślam książki po okładce, filmu przez aktora, za którym nie przepadam. Oczywiście, nie wszystko mi się podoba, do większości nie wrócę już nigdy. Ale też nigdy nie żałowałam, że poświęciłam na to czas. Nie wiem i nigdy nie zrozumiem, jak można stracić czas na coś, co przeniosło nas choćby na chwilę w świat zupełnie inny niż ten za oknem. Gdy przez moment wcielaliśmy się w umysł mordercy chcąc odgadnąć co popycha go do tak niecnych czynów. Gdy wzruszaliśmy się razem z głównym bohaterem, gdy ukochana córka wychodzi za mąż. Gdy wiedzieliśmy, że on i tak nas dopadnie, ale nadal mieliśmy nadzieję, że uda nam się uciec.
To w fantastyce znalazłam coś dla mnie najważniejszego. Uniwersalność i rzeczywistość. To nie prawda, że fantastyka nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Wręcz przeciwnie, to ona uczy nas wszystkiego o świecie. To właśnie jest to coś. To esencja, istota miłości do świata przedstawionego. To, że wcielamy się w te role, że zamykamy oczy i widzimy te drzewa, góry, oceany, które są w innym świecie. W tym świecie, w którym pragniemy uczestniczyć. To, że utożsamiamy się z rozterkami bohaterów, od razu przekształcając ich problemy w nasze. Mamy te same dylematy, smutki i lęki. Te same radości i pragnienia. Nieważne, że nasze światy są różne, że tamten jest nierealny. Realne są nasze uczucia. Dokonujemy wyborów, lepszych lub gorszych. Chronimy swoich bliskich, walczymy o swoją przyszłość, o przekonania, o wolność. Tak jak Tam, tak jak Oni. Smok też jest rzeczywisty choć przybiera ludzką postać.
Miłość do fantastyki, raz zaszczepiona, nie umrze. Ona może się utajnić, schować gdzieś na dnie, ale nigdy nie zniknie. Powróci w najmniej oczekiwanym momencie przypominając te wszystkie dobre wspomnienia lotem błyskawicy. Będzie ewoluować, a my razem z nią wspinać się na coraz wyższe poziomy.
Mimo upływu lat, uważam, że dopiero teraz zaczynam być świadomym fanem fantastyki. Teraz jestem jej pewna.

Nie jesteśmy na nią za starzy. To niektórzy są ciągle zbyt młodzi.

Raz.
Dwa.



@weziczytaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)