"Tatuażysta z Auschwitz" Heather Morris
Nr. recenzji: 289
Tytuł: „Tatuażysta z Auschwitz"
Autor: Heather Morris
Liczba stron: 320
Data polskiego wydania: 18 kwietnia 2018
Wydawnictwo: Marginesy
W moim odczuciu: 9/10
Przychodzę dziś do Was z recenzją i opinią o książce Heather Morris zatytułowaną "Tatuażysta z Auschwitz". Książka premierę polską miała 18 kwietnia 2018 roku i od razu zrobiło się o niej bardzo głośno.
Kolejka do wypożyczenia w bibliotece mojego miasta cały czas utrzymuje się na poziomie 7-10 osób i właśnie ze względu na czas oczekiwania zdecydowałam się na zakup tej pozycji.
Jestem z pokolenia, gdzie w rodzinie się ten temat poruszało, ponieważ moi pradziadkowie mieli to nieszczęście być w obozie, a zarazem wielkie szczęście, że zostali wywiezieni na roboty do niemiec, gdzie trafili do bardzo dobrych gospodarzy, z którymi nasza rodzina ma kontakt do dnia dzisiejszego. To dzięki nim w głównej mierze udało się przetrwać to piekło na ziemi. Więc podświadomie w pewnym stopniu tkwi we mnie nadal "zadra" za to co zrobiono moim pradziadkom. Tyle prywaty tytułem wstępu, a teraz juz wracam do książki.
Jest to opowieść o tym, jak młody dzwudziestosześciolatek pochodzenia żydowskiego o imieniu Lale trafia jednym z pierwszych transportów do obozu Auschwitz. Trafia do miejsca gdzie nie ma imion, nazwisk, dokumentów, a jedynym znakiem jest numer wytatuowany na przedramieniu. Od tej pory stał sie numerem 32407. I choć z początku miał w sobie duszę buntownika, to bardzo szybko pojął obozowe zasady w walce o przetrwanie. Wykorzystał to, że mówił biegle kilkoma językami i stał się tätowierer. Ta profesja dała mu jak na obozowe realia bardzo duże możliwości, między innymi swobodę poruszania się po terenie calego obozu, a nawet między obozami na odcinku 8 kilometrów.
Dobrze wiedział, że potęgą jest tu informacja i takowe starał się za wszelką cenę gromadzić. Jako człowiek inteligentny dość szybko nawiązał kontakty, dzięki którym miał dostęp do kosztowności znalezionych w rzeczach nowych więźniów, za które kupował jedzenie oraz lekarstwa spoza obozu które później rozdawał innym mieszkańcom obozu, którzy pojawiali się na jego drodze. To właśnie te długi wdzięczności nie raz ocalały jego życie, które każdego dnia wystawione było na próbę.
Podczas wykonywania swoich zadań jako tatuażysta zobaczył młodą kobietę, w której od razu się zakochał. To właśnie ten wątek jest w książce pierwszoplanowy. Gita podobnie jak on przebywała w obozie od samego początku. To właśnie w obozie kwitło ich uczucie, które daje obojgu siłę do przezwyciężenia chorób i trudów dnia codziennego.
Książka porusza także historię obozowych oprawców jakimi byli żołnierze SS, lekarze niemieccy, którzy w okrutny sposób eksperymentowali na ludziach oraz innych więźniów, którzy wyzbywali się swojego człowieczeństwa w walce o przeżycie na stanowiskach obozowych "kapo".
Wiedząc, że wydarzenia opisane w książce są autentyczne oraz znając ten temat w historii, nie oceniam żadnej postawy tych ludzi. Jak sam Lale zauważył obowiązywała tam zasada - rób co musisz aby przeżyć.
Książka jest zbiorem wspomnień Lalego, który zdecydował się opowiedzieć swoją historię po śmierci żony - Gity w 2003 roku. Napisana płynnie w sposób dość lekki przez co czyta się bardzo szybko. Jak juz wspomniałam jest to głównie historia miłosna Lalego i Gity, jednak w bardzo delikatny sposób zahacza o brutalność wydarzeń. Bardzo ciekawym dodatkiem pod koniec książki są fotografie, a także słowa głównego bohatera, jego syna i autorki.
Moim zdaniem warto przeczytać tę, jak i inne książki poruszające tą tematykę, choćby po to, aby pamięć o tym strasznym okresie historii światowej nigdy nie umarła wraz z odchodzącym pokoleniem ocalałych więźniów niemieckich obozów zagłady.
Autor recenzji - Agnieszka Jarosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)