Choć poprzednia seria Kylie Scott odznaczała się zbyt wielką ilością schematów jak na mój gust, to stwierdziłam, że sięgnięcie po kolejną jest warte świeczki. Kiedy więc nadarzyła się okazja, długo nie czekałam na poznanie serii Dive Bar.
Numer recenzji: 309
Tytuł: „Dirty"
Autor: Kylie Scott
Tłumacz: Wojciech Białas
Liczba stron: 304
Data polskiego wydania: 31 lipca 2019
Wydawnictwo: editiored
W moim odczuciu: 6/10
To miał być najpiękniejszy dzień w jej życiu. Była już gotowa na rozpoczęcie swojego nowego życia małżeńskiego, kiedy dostała SMS z zastrzeżonego numeru, który zawierał tylko jedno. Dziewczyna musiała obejrzeć film, na którym miłość jej życia okazywała się być... gejem. W związku z tym zaczyna improwizować nowy plan. Postanawia uciec gdzie pieprz rośnie, prosto ze ślubnego kobierca. Uciekając w końcu zauważa chatkę za płotem. Przechodzi przez niego (choć wymaga to od niej wręcz nadludzkiego wysiłku) i udaje jej się znaleźć otwarte okno. Znajduje się w łazience całkowicie nieznanej osoby, gdzie w końcu pozwala sobie na płacz... Aż właściciel domu postanawia wziąć prysznic...
Zarówno pierwszy tom tej, jak i pierwszej serii Kylie Scott, udowadnia, że autorka włada niesamowitą wyobraźnią. Kiedy czytamy romans zaczynający się od znalezienia panny młodej we własnej łazience, uśmiech sam ciśnie się na usta, chociażby przez samą całkowicie niespodziewaną sytuację. Zdecydowanie wymyślanie ciekawej fabuły leży w guście autorki, za co przede wszystkim należy docenić książkę. Mam tylko nadzieję, że kolejne tomy również odznaczą się oryginalnością, ponieważ, muszę przyznać, to ona zawsze najbardziej zachęca do dalszego czytania. Grunt to dobrze zacząć - te słowa zdecydowanie wzięła sobie autorka do serca, co osobiście bardzo doceniam.
Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to wypada dość dobrze. Lydia zachowuje się bardzo dojrzale, a ostatnio bardzo brakuje podobnych charakterów w opowieściach. Jej dialogi z Vaughanem są dość zabawne, co udowadnia siłę, którą w sobie ma dwójka bohaterów. Natomiast jeśli chodzi o ich relację, to zdecydowanie czegoś mi brakowało. Nie umiałam zauważyć tej chemii, której oczekiwałabym pomiędzy dwójką bohaterów. Było to zdecydowanie poprowadzone na zbyt płytkim poziomie. Dałoby się to zdecydowanie lepiej rozwinąć, gdyby Kylie Scott nie postanowiła wręcz uciąć części punktu kulminacyjnego. A szkoda.
Muszę przyznać, że mimo wszystko bardzo podobała mi się ta opowieść. Brakowało jej głębi, jednak nadrabiała fabułą, co osobiście bardzo sobie cenię. Jak już wspominałam, jest to dobre rozpoczęcie nowej serii. Mam jednak nadzieję, że kolejne tomy również nie będą skąpić oryginalności, w przeciwieństwie do poprzedniej serii autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)