Znowu zauważycie trochę sprzeczności jeśli chodzi o moją opinię porównaną ze wszystkimi innymi ochami i achami, ale wydaje mi się, że tym razem wszystko mogło się potoczyć przynajmniej minimalnie lepiej.
Nr. recenzji: 252
Tytuł: „Słodki Drań"
Autor: Penelope Ward, Vi Keeland
Tłumacz: Edyta Stępkowska
Liczba stron: 295
Data polskiego wydania: 13 marca 2019
Wydawnictwo: editiored
W moim odczuciu: 4/10
Aubrey musi się przeprowadzić. Odciąć od eks chłopaka, którego aktualnie szczerze nienawidzi. Zmienić pracę, środowisko, najlepiej całe życie. Jest już nawet w drodze do swojego celu. Podziwia, jak osoby jeżdżące na motorach robią rzecz, która wydaje jej się szalona, ale w tym szaleństwie dostrzega piękno. Kiedy wchodzi na stację benzynową, przez rozmowę z jednym z nich strąca figurkę. Zmuszona jest za nią zapłacić, ale mężczyzna bierze winę na siebie, choć nadal jest gburowaty. Gdy jednak wraca do samochodu, zauważa, że z motorem ewidentnie jest coś nie tak. Zaczyna się śmiać, nie zauważając, że sama ma przebitą oponę, a na pewno nie będzie w stanie jej wymienić... Pomiędzy bohaterami powstaje nowy układ - pomoc za podwózkę.
Cóż, jeśli już musicie coś o mnie wiedzieć... To zdecydowanie fakt, że ja uwielbiam książki dziejące się w podróży. Nie mam pojęcia, czemu mnie tak do nich ciągnie. Gdy byłam młodsza, zawsze uważałam, że jak tylko idą i idą, i idą, to po zabawie. A jednak gdzieś po drodze zauważyłam, że te książki są niesamowite. No więc gdy autorki już się zabrały za pisanie opowieści, która miała przygotowane miejsce na półce ulubieńców, to mogły bardziej dopilnować szczegółów. Naprawdę, wydaje mi się, że wyszłoby lepiej. Książka przede wszystkim jest nie do końca spójna. Bohaterowie, a w szczególności główny bohater płci męskiej, odznaczają się bardzo dużą schizofrenią. Zmieniają zdania, raz są kochani, raz odpychają, coś tam... Główna bohaterka jest niby troszkę lepsza, ale jednak nadal wpisuje się idealnie w ramki Mary Sue. Ponadto z każdą kolejną stroną (i każdym kolejnym przewróceniem oczami) stwierdzałam, że coraz bardziej staje się bezosobowa.
Okej, przyznaję. Zaobserwowałam próby stosowania humoru. Próby to w tym momencie słowo klucz. Płynność akcji została w pewnym momencie przerwana na dwa lata. Takie zabiegi się zdarzają. Niemniej, wypadałoby to w jakiś sposób przygotować. Czułam się, jakby usilnie przerwano akcję, bo autorki postanowiły olać przygotowana do wątku kulminacyjnego. Zostawiamy Aubrey w nowym domku, PUF, Aubrey ma wielu znajomych, dobrze płatną pracę, a ogólnie to gdzie podział się nasz znajomy z poprzednich 150 stron? Naprawdę, jak staram się być cierpliwym człowiekiem, tak w pewnym momencie już poczułam, że się poddaję. Za szybko, za dużo, za mało dopracowane. Wyszło mało realnie, czułam się, jakby wszystko zostało napisane na siłę. Jak się domyślacie, raczej mi to nie podeszło do gustu.
Podsumowując, starałam się, ale niestety. Książka nie jest zła, jest przyzwoicie napisana i ma całkiem ciekawą fabułę, aczkolwiek tych niedociągnięć było po prostu zbyt wiele. Naprawdę nie zaprzyjaźniłam się ze Słodkim Draniem, dlatego daję mu subiektywnie 4 na 10, a jednak ciągle nie jestem pewna, czy ta liczba dokładnie wyraża moje odczucia. Na początku recenzji zaczęłam od szóstki. Niemniej w miarę jak coraz więcej myślałam, ocena zaczęła spadać. Niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)