Nawet sobie nie wyobrażacie, ile w swoim życiu wysłałam próśb o wydanie tej serii. Ile razy spamowałam Moondriveowi, że popełniają karygodny błąd, nie wydając kolejnych części Klątwy Tygrysa. Ile razy zostałam zignorowana (wszystkie razy generalnie). Ale oto jest! WARTO BYŁO WALCZYĆ.
Tytuł: „Przebudzeni"
Autor: Colleen Houck
Tłumacz: Andrzej Goździkowski
Liczba stron: 484
Data polskiego wydania: 16 stycznia 2019
Wydawnictwo: We need YA
W moim odczuciu: ciężkie pytanie
serce: 10/10 ; umysł: 6/10
serce: 10/10 ; umysł: 6/10
Lilianna ponad wszystko uwielbia odpoczywać w Metropolitan Museum of Art. Jest zaprzyjaźniona ze wszystkimi strażnikami, więc gdy tylko prosi o dostęp do cichego miejsca, chwilowo wyłączonego z użytku, nikt nie ma większych problemów. Tak właśnie dostaje się na wystawę dotyczącą starożytnego Egiptu. Tam od razu zauważa, że coś jest nie tak. Słyszy jęk i nagle widzi dziwnie ubranego mężczyznę, który mówi w obcym języku. Nie wiedząc o co chodzi, dziewczyna zaczyna się wycofywać, aż nagle zaczyna wszystko rozumieć. Dosłownie, mężczyzna nagle znikąd mówi po angielsku. Prosi o pomoc w tajemniczej misji, która została mu przydzielona tysiące lat wcześniej przez egipskiego boga. Cóż, jak to tak opisuję, to jakoś chyba już się nie dziwię, że bohaterka uznała go za czubka...
Jeśli czytaliście Klątwę Tygrysa i jesteście w niej tak samo zakochani jak ja, a teraz postanowicie sięgnąć po Przebudzonych, to prawdopodobnie będziecie tak samo zmieszani, jak ja. Ciężko mi do Lilianny nie mówić Kelsey. Autorka na siłę postarała się pozmieniać szczegóły, ale dokładnie widać kto jest kim, co zmieniono, gdzie dostawiono bohatera, który miałby odwrócić naszą uwagę. Jak już coś ma się różnić to zazwyczaj jest po prostu odwrócone o 180 stopni. Biedna - bogata, trójkąt miłosny - czworo... brak trójkąta miłosnego, nieśmiała - zadziorna i tak dalej. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy w jednym z bohaterów odkryłam odbicie lustrzane pana Kadama z poprzedniej serii. Bądźmy szczerzy, jest o co się gniewać. I czuję wewnętrznie, że jako recenzent właśnie powinnam puścić wodze wyobraźni i porządnie pokrzyczeć, że to karygodne i niedopuszczalne. Ale tak właściwie po co, skoro wyszło to tak cudownie?
Stęskniłam się za poznawaniem mitologii w opowieściach. Stęskniłam się za tak cudownie nienachalnym wątkiem romantycznym. Brakowało mi bohatera, który swoim zachowaniem sprawiałby jednocześnie, że chciałabym go udusić, przytulić i uwięzić w domu. W sensie to nie jest kolejność, to osobne czynności, jeszcze aż tak nie oszalałam. Absolutnie nie jestem w stanie czekać na kolejne części, to po prostu wciąga. Zostałam bestialsko i bezpodstawnie wciągnięta do Egiptu, który byłabym w stanie pokochać. Oczywiście - były wzloty i upadki autorki, w pewnych momentach zaczęłam sprawdzać ile książka ma stron, ponieważ widać było, że jakieś wydarzenie na siłę było przeciągane. Zaskoczyła mnie jednak obecność spójnego zakończenia. Coś niezwykłego, można całość potraktować jako jednotomówkę i grzecznie odłożyć do gabloty, zamknąć i powrócić do życia. Ach, no oczywiście, jeśli się nie zakochaliście w serii, bo inaczej wyglądacie jak ja, na kolanach żebrząc o kolejne części...
Przed podsumowaniem szybko jeszcze muszę wcisnąć jedną informację. Jestem trochę zawiedziona tłumaczeniem tej książki. Widać było, że tekst nie jest łatwy i oczywiście, tłumacz wykonał spędził nad nim dużo czasu, ale niektóre momenty są niesamowicie nieskładne. Autorka musi się posługiwać ciężką do zrozumienia angielszczyzną. Aczkolwiek niektóre słówka musiały być podejrzane ze słownika, bo nie uwierzę, że autor sam z siebie użyłby tak wyniosłych archaizmów w ciągłym tekście napisanym całkiem przystępnie. Mam nadzieję, że to kwestia wprawy i w następnym tomie już się wszystko unormuje. Oczywiście nie naskakuję na tłumacza, wierzę, że tekst był trudny. Jednak czuję się w obowiązku dodać, że niektórym czytanie chwilowo może sprawiać trudności.
Podsumowując, nie wiem, co mam podsumować. Jestem zakochana w tej serii. Absolutnie nie umiem się doczekać, aż sięgnę po kolejną część, a jednak szkoda mi trochę, że autorka nie postarała się bardziej. Widać niedociągnięcia, a wiadomo, że z każdą książką powinno się pisać coraz lepiej, ponieważ wszystko się ładnie wyrabia. No nic, prawdopodobnie niedostatecznie doszlifowane były przygotowania. Natomiast nawet z tym, książkę nadal uważam za wartą przeczytania. Pokochałam ją absolutnie całym serduchem, tylko jestem zbyt obiektywną dziewczyną, żeby Wam tutaj nie powypominać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)