Nie umiałam się doczekać powrotu do świata Dworów. Miałam nadzieję, że okaże się tak samo pomyślnym łącznikiem pomiędzy tomami, jakim okazała się Wieża Świtu. Pełna nadziei zasiadłam więc do czytania i... Cóż, 300 stron zamiast typowych 900 był tylko początkiem góry lodowej dziwactw.
Tytuł: "Dwór Szronu i Blasku Gwiazd"
Autor: Sarah J. Maas
Tłumacz: Dorota i Jakub Radzimińscy
Liczba stron: 318
Data polskiego wydania: 28 września 2018
Wydawnictwo: Uroboros
W moim odczuciu: 6/10
Trwają przygotowania do Przesilenia Zimowego, połączone z odbudową Miasta. Ilrydowie mają duże wątpliwości, jeśli chodzi o słuszność brania udziału w poprzedniej wojnie. Pragną ograniczenia kontaktów i przede wszystkim treningów. Natomiast jeśli chodzi o krąg znajomych Feyry i Rhysanda, to wszyscy zajmują się przede wszystkim szukaniem odpowiednich prezentów. Poruszonych jest kilka kwestii politycznych, jednak generalnie to mogłabym napisać, że bohaterowie schowali się za krzakiem i wystawili do przodu kijek, którym je szturchnęli. W tej króciutkiej książeczce pozornie jest wszystko, jednak kiedy się w nią wgłębimy, to bardzo szybko okazuje się, że tak prawdę mówiąc to nie ma w niej nic...
Sama najbardziej oczekiwałam na jeszcze chwilowe zatopienie się w historii Feyry i Rhysanda. Na to, że skoro będziemy zmuszeni opuścić ich najprawdopodobniej na zawsze, to autorka da nam trochę okruchów, żebyśmy mogli to zrobić w miarę bezproblemowo. Niestety, okazuje się, że nie działało to w taki sposób. Prawdę mówiąc, ta książka jest kompletnym zapychaczem. Owszem, pojawiło się w niej nawet całkiem sporo wątków, jednak żaden nie był rozwinięty nawet w połowie na tyle, na ile zasługiwał. Rozumiem, że książka być może miała za zadanie pozostawić po sobie niedosyt, aby Czytelnicy sięgnęli po kolejne tomy związane ze światem Fae, jednak no kurczę bez przesady. Już w szczególności denerwowało mnie, że nawet cały wątek pomiędzy dwoma głównymi bohaterami był aż w takim stopniu pominięty. No bez przesady, poświęcenie 40 stron na coś dobrego jest więcej warte niż poświęcenie 300 stron na kolejne dziwactwa.
Odnoszę coraz większe wrażenie, że seria Dworów pani Sarah J. Maas ma być ściśle przeznaczona dla starszych czytelników płci żeńskiej. Staram się nie przesadzać, jednak o ile pierwszy tom mógłby zostać przełknięty przez jakiegoś młodszego chłopaka, o tyle kolejne - a w szczególności te ostatnie, już zdecydowanie absolutnie tutaj nie pasują. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, jaki jest cel sięgania po tę książkę. W tym momencie mogę Wam zdradzić pewien fakt z mojego życia - kiedy czytałam tę opowieść w pewnym momencie zrobiło mi się do tego stopnia niedobrze, że musiałam... Okej, możliwe, że to wszystko przez tego okropnego wirusa, który ostatnio odwiedził nasz kraj, jednak muszę Wam szczerze powiedzieć, że kiedy powróciłam do czytania tej książki, to niesmak zdecydowanie mi pozostał.
Podsumowując, wydaje mi się, że autorka postąpiłaby lepiej, jeśli ten "most do nowej serii" zawarłby się na pierwszych stronach kolejnego tomu. Tę książkę można potraktować jedynie jako zimową opowiastkę, którą się czyta generalnie tylko po to, aby czytać. Zbiór opowiadań byłby dobrą nazwą, gdyby zmieniono fakt, że całość jest napisana ciągle, tylko by ją opakowano w takie ramy, jak serię Zabójczyni. Jestem rozczarowana, ale mam nadzieję, że zostanie to w jakiś sposób naprostowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)