Nie umiałam się doczekać od czasu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o tym, że kolorowanka powiązana z „Dworem Cierni i Róż” ujrzy światło dzienne, aby w końcu móc po raz pierwszy zobaczyć, czy moje wyobrażenia pokrywają się z tymi „oficjalnymi”. Dlatego byłam wręcz wniebowzięta, kiedy do mnie dotarła i mogłam się z nią zapoznać.
Nr. recenzji: 218
Nr. recenzji: 218
Tytuł: „Kolorowanka Dwór Cierni i Róż"
Autor: Sarah J. Maas
Tłumacz: Jakub Radzimiński
Data polskiego wydania: 14 września 2018
Wydawnictwo: Uroboros
W moim odczuciu: 8/10
Jeżeli chodzi o styl, w jakim została wydana, to osobiście jestem kolejny raz zachwycona i zdecydowanie doceniam starania wydawnictwa Uroboros. Ogólnie mówiąc, całość jest dość podobna do kolorowanki związanej z serią „Szklany Tron”, więc osoby, którym już udało się z nią zapoznać i przypadła im do gustu, z całą pewnością będą zadowolone. Układ jest identyczny - na każdych dwóch stronach, po lewej znajduje się tekst z książek, a po prawej związany z nim obrazek. Dzięki temu nie musimy za bardzo się wysilać, od razu wiemy kto jest kim, jak również która tym razem scena została nam ukazana. Świetny sposób, aby sobie przypomnieć wydarzenia z książki i jeszcze raz, na nowo się w nich zakochać.
Jeżeli chodzi o dobór scen, to sama byłam delikatnie zawiedziona, ponieważ za bardzo skupiliśmy się na głównej bohaterce. Znaczy się, ja rozumiem, że słowa „główna bohaterka” mają jakieś znaczenie, jednak bądźmy szczerzy - Rhysa jest zdecydowanie za mało, choć prawdopodobnie w szczególności dlatego, że na większości rysunków przedstawiony jest od tyłu, więc jego twarzy nie można podziwiać cały czas, co osobiście było dla mnie ujmą. Poza tym, reszta postaci była przedstawiana raczej okresowo, nie zabrakło nawet Luciena, czy sióstr Feyry, co wydaje mi się bardzo przemyślane oraz doszlifowane. Takie rozplanowanie, aby nikt nie został pominięty. Kto najbardziej mnie zaskoczył? Najgorsza postać pierwszego tomu okazała się pięknością, a więc wpajane nam przez Hollywoodzkie filmy wartości - zły toć brzydki musi być, poszły na drzewo.
Wszyscy bohaterowie zostali narysowani bardzo pięknie i osobiście muszę przyznać, że książka spełniła moje oczekiwania. Być może byłam lekko zdziwiona, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam takie już materialne i dopracowane wyobrażenie wszystkich postaci, jednak nie jestem w stanie powiedzieć, żebym była zawiedziona. Każda przedstawiona postać, abstrahując od tego, czy mężczyzna, czy kobieta jest naprawdę piękna. Widać talent rysowników, zdecydowanie jest co podziwiać w tej kolorowance. Zwolennicy ślicznie narysowanych mang (ekm, ekm, Książki Bez Tajemnic) na moje oko również odnajdą w książce coś dla siebie, ponieważ jedna postać bardzo przypominała mi któryś z licznych fanartów.
Uważam, że nie ma co pisać dłuższej recenzji, ponieważ bądź co bądź to kolorowanka, a więc jej dogłębna analiza chyba nie jest tutaj potrzebna. Wydaje mi się, że spełni ona oczekiwania większości czytelników „Dworu Cierni i Róż”, chociaż zwolennicy Rhysa mogą być chwilowo zaskoczeni, że większość jego przedstawień skupia się, do jasnej ciasnej, na skrzydłach. No cóż, nie sądziłam, że czymś niepojętym jest fakt, iż większość osób zakochanych w jakimś bohaterze chce przede wszystkim widzieć twarz, ale być może jest to jakieś nawiązanie do faktu, że ma się za niedługo pojawić film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)