Argumentem zachęcającym do sięgnięcia po zwykłą obyczajówkę jest zwykła obyczajówka. Nie no, czasem trzeba trochę wyluzować, odłożyć książkę do biologii i w końcu przeczytać coś trochę głupszego. A do tego "Gliniarz" nadaje się idealnie.
Nr. recenzji: 221
Tytuł: "Gliniarz"
Autor: Laurelin Paige, Sierra Simone
Tłumacz: Marcin Stopa
Liczba stron: 422
Data polskiego wydania: 14 września 2018
Wydawnictwo: Kobiece
W moim odczuciu: 5/10
Livia jest ambitną bibliotekarką, która skrycie ma tylko jedno marzenie. Chciałaby kiedyś mieć dziecko. Nie chodzi jej o nic innego, a jedynie o potomka, który wypełniłby pustkę w jej sercu. Do mężczyzn niestety ma dość spory dystans, ponieważ kilku facetów już zdążyło ją skrzywdzić w jej życiu. Wszystko jednak się zmienia, kiedy poznaje Chase. Gliniarz nie chce zamknąć jej młodocianej znajomej, jednak wygląda na to, że ciężko powiedzieć, iż stoi przed jakimś wyborem, ponieważ dziewczyna zablokowała cały ruch. Rozjemca przyjeżdża i nagle okazuje się, że wkrótce powstanie nie tylko układ dotyczący zbuntowanej nastolatki walczącej o prawa kobiet, ale też być może jakiś inny...
Książka sama w sobie ma dość niespotykaną fabułę. Początkowo miała dotyczyć całkowicie innego rodzaju miłości niż ta, którą normalnie spotykamy w prawie wszystkich kulturalnych tworach od wieków. Kobieta całkowicie skupiona na odrzuceniu miłości. Jej jedynym celem jest posiadanie dziecka, z którym mogłaby spędzać czas, ponieważ takie jest jej marzenie. Czuje, że mogłaby być całkiem niezłą mamą, a jednocześnie ma ten problem, że nie chce się uczuciowo angażować w żaden kolejny związek. Dość niespotykany pomysł na fabułę. Podoba mi się, że przynajmniej jeden autor (w tym przypadku nawet dwójka) w końcu odszedł od tego typowego "biznesmana wypranego z uczuć". Oczywiście, rozwinięcie wątku jest już jak najbardziej typowe, czego pewnie każdy z Was się już domyślił. Niemniej dobry pomysł to chyba jedyne co rzuca mi się w oczy na tyle, żeby dłużej się o tym wypowiedzieć, abyście mogli na ten fakt zwrócić uwagę i który mógłby Was bardziej niż zwykle zachęcić do wyboru tej książek.
Dialogi są prowadzone na bardzo zróżnicowanym poziomie. Z jednej strony jestem w stanie przyjąć rozważania głównej bohaterki, która skrzywdzona nie chce się angażować emocjonalnie, a poza tym jest już - być może trochę karykaturalnie - przekonana o zbliżającej się menopauzie. Cóż, niemniej ta książka na tym bazuje - na lekkich wyolbrzymieniach, na głupocie, którą można byłoby wpleść w dialogi, aby te stały się zabawniejsze. Doceniam próby autorek, niemniej sama nie trzęsłam się ze śmiechu, nie tym razem. Natomiast samo wykreowanie Chase przypadło mi do gustu trochę bardziej. Ma on więcej niż jedną stronę swojego charakteru, więc mogę napisać, że jest odrobinę bardziej doszlifowany niż reszta bohaterów, co przejawia się również tym, że jesteśmy w stanie go polubić i nie doprowadza nas tak często do szewskiej furii.
Podsumowując, książka utrzymana jest na typowym dla pani Laurelin Paige poziomie. Być może Sierra Simone dzięki swojej obecności starała się wprowadzić delikatny powiew świeżości, jednak widać go głównie w fabule. Książka ma wady podobne do każdej innej z gatunku. Czyta się ją przyjemnie, dzięki bazowaniu na dialogach. Trzeba jednak mieć do niej dość spory dystans, aby zaakceptować mniejsze i większe potknięcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)