Z jednej strony nikt nie umiał się doczekać, aby jednocześnie sprawdzić, czy Diabelski Młyn okaże się ostatnim tomem serii o Nikicie, a z drugiej... Czy okaże się lepszy, czy gorszy od swoich poprzedników? Bestie którymi nas zaskakiwano w poprzednich tomach to tylko początek, jednak czy wszystko zmieni się na lepsze i wyjdzie lepiej?
Tytuł: "Diabelski Młyn"
Autor: Aneta Jadowska
Liczba stron: 400
Data polskiego wydania: 2 sierpnia 2018
Wydawnictwo: SQN
W moim odczuciu: 8/10
Nikita wyrusza na kolejną niesamowicie niebezpieczną przygodę. Tym razem jedzie walczyć o odzyskanie pamięci Robina, swojego partnera w walce. Nie wiedzą, co się kryło w jego przeszłości i nie mają pojęcia, dlaczego oraz przez kogo zostało mu odebrane. Dowiedzieli się wspólnie, że istnieje szansa, aby chociaż częściowo dowiedzieć się czegoś o tym, co było i chcą wykorzystać swoją jedyną szansę. Wyruszają w drogę z Cygańskim Księciem i jego taborem - Niespokojnymi, zabierając po drodze mrukliwego kierowcę, napotykając kilka interesujących postaci (wyobraźcie sobie smoka szczeniaczka - w sensie małego smoka, który zachowuje się jak szczeniaczek, jest szczęśliwy i... trochę pluje ogniem, aczkolwiek preferuje lizanie po twarzy). Udaj się w wyprawę do Archiwum Zakonu już dziś!
Jak zaczyna się ta książka? Szybciutko przypominamy sobie, co tam się działo w poprzednich tomach i wyciągamy wnioski z tych wydarzeń - nie żartuję, to były dosłownie dwa akapity, a jednak z całą pewnością bardzo dużo dadzą osobom, które będą czytały kolejne części serii w większych odstępach czasowych. Chwilę później z całej siły wepchnięto nas w wartką akcję. Osobiście bardzo przypadło mi do gustu, że tym razem na początku wymieniony został określony cel i przez całą długość trwania książki bohaterowie niezmordowanie do niego dążyli. We wcześniejszych tomach brakowało mi takiej wiedzy i to kręcenie się w poszukiwaniu przygód nie było już aż takie zaplanowane, a wręcz przeszkadzał mi trochę ten brak wiedzy. Natomiast bohaterowie nadal mają jakąś dziwną przypadłość tracenia świadomości kilka razy na każdą książkę. W pierwszym tomie wyobrażałam sobie, że Nikita i Robin poważnie oberwali, jednak nie można z każdej bójki wychodzić tym samym sposobem! Bez przesady!
Styl pisania pani Anety Jadowskiej całe szczęście nie uległ zmianie. Mało tego rzekłabym, że przy czytaniu tego tomu prychałam dużo więcej niż się zdarzało przy poprzednich. Może nie było to takie całkowite wybuchanie śmiechem na zawołanie i prawdziwe trzęsienie się z humoru, jednak delikatny uśmiech błąkał mi się po ustach przez cały czas. Podejrzewam również, że moje prychanie było słychać w całym domu. Stworzone uniwersum całe szczęście, nie zmieniło się ani o jotę, wszystko pozostało takie samo, a my nadal możemy się zastanawiać, jakim cudem autorka ma aż taką wyobraźnię, że była w stanie wymyślić tę opowieść. Nie wiem jak wy, jednak osobiście nigdy nie słyszałam o absolutnie żadnych Cygańskim Księciu, Besterkach, czy praktycznie niczym, co zostało użyte w tej książce. Okej, przyznam, Diabelski Młyn osobiście mi się trochę kojarzy z tym takim kołem, co się obraca, jednak przy książkach Anety Jadowskiej na tym moja wiedza się kończy.
Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić, to chyba jedynie do nieprecyzyjnych sformułowań użytych w opisach. Cały ten humor bazowany jest z jednej strony na zabawnych wypowiedziach, którymi to odszczekują się i rozluźniają atmosferę bohaterowie, z drugiej strony wplatany jest również w opisy, czy tego chcemy, czy nie. W związku z tym często wyolbrzymiane są informacje nie do końca prawidłowe. Przykładowo było tak z syndromem sztokholmskim, czyli stanem pojawiającym się u ofiar porwań i przetrzymywań, kiedy osoby zaczynają się dogadywać ze swoimi oprawcami, czując do nich uczucia raczej pozytywne. W tej książce syndrom sztokholmski został użyty co najmniej trzy razy i za każdym razem raczej był to kontekst, pt.: "Jechaliśmy tak długo razem autem. Syndrom sztokholmski!". Jestem świadoma faktu, że niektórym czytelnikom ten fakt może prawdziwie przeszkadzać.
Pomimo wymienionych przeze mnie w recenzji wad, książka jest naprawdę ciekawa i interesująca. Wydaje mi się, że warto do niej podejść z delikatnym dystansem i dać jej miejsce do popisu, a nie zostaniemy zawiedzeni. Nie, wręcz przeciwnie, podejrzewam, że większość czytelników będzie czytała z zapartym tchem, raczej śmiejąc się z wyżej wymienionych przeze mnie wad, niż zwracając na nie szczególną uwagę. Osobiście bardzo mi się podobało i dlatego subiektywnie dałam 8/10. Czy czeka na nas kolejny tom, czy może to był koniec tej historii? Nie wiem. Sama straciłam pojęcie, ale w sumie - czemu nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)