Tytuł: "Korona w Mroku"
Autor: Sarah J. Maas
Tłumacz: Marcin Mortka
Liczba stron: 495
Data polskiego wydania: 2 kwietnia 2014
Wydawnictwo: Uroboros
W moim odczuciu: 8/10
Za długo nie czekałam z zabieraniem się za kolejny tom tej jakże wspaniałej serii... Jednak może to dlatego, że ona promieniuje jakimiś fluidami, które trafiają prosto do serducha ze słowami: weź mnie czytaj, bo chcesz się dowiedzieć, co będzie dalej...
Cealena została Królewską Obrończynią, nadal jednak ma swój rozum i serce. Pamięta krzywdy, które jej wyrządzono, a także po głębokich przemyśleniach stwierdza, że nie ma zamiaru zabijać osób wytypowanych przez króla. Większość z nich nie ma z byciem zdrajcą nic wspólnego, a ich śmierć łatwo zatuszować. Wybiera niebezpieczną ścieżkę, jednak czuje, że jest jeszcze kilka tajemnic do odkrycia. Nie zamierza się poddać. Dodatkowo bardzo blisko niej nagle zaczyna się znajdować Kapitan Gwardii...
Cóż, nastał koniec z głupotami i przeszliśmy do prawdziwej akcji, która zdecydowaną większość czytelników zainteresuje, ponieważ jej najprościej nie da się oprzeć. Koniec z dennymi opisami ubiorów, na rzecz jeszcze bardziej wciągającej i wartkiej akcji. Duża dawka wydarzeń zmieszczona na bardzo małej przestrzeni - uwierzcie mi, że ciężko uwierzyć, że ta książka naprawdę ma 500 stron. Odnoszę wrażenie, że autorka ledwo się w nich zmieściła. Naprawdę, nie było czasu na nudę, a strony przeskakiwały w zabójczym tempie. Kto by pomyślał, że będzie się takie książki czytać w jeden dzień? Dodatkowo, kolejna dawka przygód jest wzmocniona przez grubą warstwę tajemnic. Tak prawdę mówiąc, każdy, ale to absolutnie każdy teraz coś ukrywa. Wliczając w to główną bohaterkę oczywiście, która niesamowicie wydoroślała na tle tego jednego tomu. Już nie zachowuje się jak nastolatka, tylko rzeczywiście widać we wszystkich jej ruchach jej bycie zabójczynią. Oczywiście, z wyjątkami na bycie kobietą i zakochiwanie się, któremu to niesamowicie wdzięczna będzie cała kobieca część widowni.
Cieszyć nas może fakt, że autorka bardzo wiele uwagi poświęca każdej z postaci. Główni bohaterowie są świetnie wykreowani, jednak na przestrzeni tego jednego tomu już widać było, że starała się wprowadzić drobne poprawki w ich zachowanie, by mogli stać się jeszcze bardziej realistyczni i by to właśnie oni mogli porwać czytelnika, prawdziwie sprawić, żeby książka mu się spodobała. Ich uczucia były bardzo jasno ukazane, dzięki bardzo zgrabnemu przeskakiwaniu narratora pomiędzy bohaterami. Zapomnijcie o prowadzeniu akcji w stylu "Gry o tron", od dzisiaj pani Maas powinna zacząć wyznaczać trendy. Mogliśmy wiedzieć wszystko, poznawać kolejne tajemnice, a jednak to wcale nie ujmowało zabawny. Nie, wręcz przeciwnie, bohaterowie nadal byli w stanie z łatwością nas zadziwić. Proszę Was, pani Maas była w stanie człowieka zagiąć nawet zwyczajną kołatką, która z jakiegoś powodu została obdarzona ponadprzeciętnym poczuciem humoru. Nie wiem, jakim cudem byłam w stanie o niej zapomnieć po przeczytaniu "Szklanego tronu" po raz pierwszy, ale jeszcze raz pokochałam jej charakter, gdy tylko dane mi było ją poznać.
Podsumowując, jak już mówiłam. Z każdym tomem idziemy ku lepszemu, a pani Maas nie przestaje zaskakiwać. Dbałość o wszelkie detale i wymyślanie kolejnych problemów z głową staje się jej kluczem do sukcesu. Poprawiła "głupiutką bohaterkę", dodała tajemnice, a podsyciła to wszystko gadającą kołatką. Amen i proszę, dajcie mi więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)