piątek, 1 czerwca 2018

Wspaniały początek i marna druga część, czyli "Bratobójca" Jay Kristoff...

Nr. recenzji: 173
Tytuł: "Bratobójca"
Autor: Jay Kristoff
Tłumacz: Jakub Radzimiński
Liczba stron: 654
Data polskiego wydania: 16 marca 2016
Wydawnictwo: Uroboros
W moim odczuciu: 4/10

Perspektywa wojny wydaje się coraz bardziej realna. Yukiko dokonała już kilku wielkich przełomów w swoim życiu przez zaprzyjaźnienie się z anashitorą, czy zabicie kilku sławnych osób (kto czytał ten wie...). Po wydarzeniach z poprzedniego tomu odlatują wspólnie w stronę gór, gdzie teraz zbierają siły oraz wojowników do stworzenia czegoś wielkiego. Chcą wywołać rebelię, by przywrócić w kraju równość oraz wytępić pola Lotosu, od którego uzależnieni są członkowie Gildii, a który jednak okropnie wyniszcza ekosystem. Niemniej, dziewczyna szybko sobie uświadamia, że wcale nie panuje nad swoją mocą. Bierze więc swojego gryfa i wspólnie lecą na opuszczoną wyspę, żeby mogła w spokoju nauczyć się nad nią panować. 


Well... Nie tego się spodziewałam. Robiąc notatki do recenzji nakreśliłam to zdanie trzy razy, żeby nie zapomnieć, że totalnie nie tego się spodziewałam. (jakbym w ogóle mogła to zrobić) Po pierwsze, po przeczytaniu tyle książek z gatunku, byłam bardziej niż pewna, że cała akcja ruszy w całkowicie inną stronę. Wiecie, jak się ma przeprowadzić rebelię, to raczej się szuka wojowników, szkoli ich, ustala strategię... a nie trzyma grzbietu gryfa, który poleciał za samicą w rui przez 500 stron! Syndrom drugiego tomu tutaj jawi się bardzo wyraźnie i bardzo tego nie umiałam przecierpieć. Nie ma w tym tomie w ogóle jasno określonego celu, ani planu. Autor całkowicie odszedł od struktury pierwszego tomu, wątek miłosny jeszcze próbował ratować jakimiś postaciami drugoplanowymi (moim zdaniem urządził losowanie bohaterów, bądźmy szczerzy, nic mnie ich życie nie obchodziło), za to poddał się po prostu, jeśli chodzi o kreację innych wątków. 

Pana Hiro prawie w ogóle w tym tomie nie było, a jeśli już się pojawił to zamiast również szykować się do starcia robił jakieś głupoty, jak rozmowa z dziewczyną, którą i tak przymusi do ślubu, czy inne superważne rzeczy (boże, dlaczego narrator w ogóle się zwraca do kogoś per pan? czy on nie powinien być może... hm... narratorem?). Wracając, przez calutki drugi tom nie wydarzyło się nic spektakularnego, jak dotarłam do "punktu kulminacyjnego" to miałam ochotę wstać i podziękować za szalone przeżycia, jednak chyba pomylił mi się gatunek, żeby takie wątki kulminacyjne były... Chyba jedyną zaletą tej części jest wpakowanie wszyściutkich bohaterów w sytuacje bez wyjścia (albo zabicie ich), więc przygotowano sobie dobre podłoże pod wydarzenia z finalnego tomu i bardzo ciekawa jestem, czy wszystko zostanie dobrze poprowadzone, żeby mogło się zakończyć odpowiednio. Kolejny tom już czeka na mnie na półce, więc zobaczymy! 

Podsumowując, drugi tom prawdopodobnie zawiedzie wielu czytelników. Nie jest do szpiku zły, jednak raczej nudny i przewidywalny, zdecydowanie nie jest tym, na co większość czytelników się nastawi, jednak nie uważam, żeby na taki obrót spraw w ogóle dało się przygotować. Nie, to chyba trzeba po prostu wziąć na klatę i przemilczeć, bo nic innego nie zrobimy. Mam naprawdę duże oczekiwania w związku z ostatnim tomem i naprawdę, ale to naprawdę, mam nadzieję, że autor mnie nie zawiedzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)