Tytuł: "Tydzień na Uwiedzenie"
Autor: Tessa Dare
Tłumacz: Agnieszka Kowalska
Liczba stron: 304
Data polskiego wydania: 27 marca 2014
Wydawnictwo: Amber
W moim odczuciu: 8/10
Przemknęłam wzrokiem po kilkunastu recenzjach i w zasadzie rzuciło mi się w oczy tylko jedno słowo - "zabawna". A ponieważ wydawnictwo Amber już dawno u mnie zasłynęło z przezabawnych i nawet niegłupich książek (ekm, ekm Susan Elizabeth Phillips) to nie mogłam mieć żadnych większych oporów...
Minerva nie zamierza dopuścić do tego, by niejaki lord Payne, słynący z lekkich obyczajów wyszedł za jej siostrę. W pewną noc postanawia przechytrzyć łotra i przemówić mu do rozsądku. Gdy ten jednak nie ustępuje, dziewczyna oferuje swoje towarzystwo w zamian za małżeństwo z jej siostrą. Chce by wspólnie pojechali na naukową wyprawę do Edynburga, a dodatkowo mężczyzna ma otrzymać małą fortunę za wyniki badań, które po raz pierwszy będzie miała okazję zaprezentować dziewczyna we własnej osobie.
Od początku zadziwiającym wydaje się przemieszanie tradycyjnej baśni z kobietą naukowcem z lat, kiedy kobiety jeszcze nie miały podobnych praw. Z hardą bohaterką, która nie tylko jest w stanie się poświęcić dla rodziny, jak również chce zmienić świat, dokonać przełomu, zdobyć chwałę dzięki swojej ciężkiej pracy. Natomiast Payne wydaje się od początku... miły i... to by było na tyle z pozytywnych cech. Chce wywlec prawdziwą Minervę na wierzch jej skorupy, którą okrywała się przez tyle lat, jednak ma na to zaledwie dwa tygodnie (nie pytajcie mnie skąd pochodzi tytuł, pojęcia bladego nie mam!). Połączenie tych dwóch charakterów okazuje się niesamowicie zabawne, a jednak całkowicie trafione. On chce jej pokazać inną - weselszą stronę świata, a ona chce zmienić wszystko na lepsze swoim odkryciem i podsumowaniem badań. Poza tym, rozwijające się uczucie, ukazane na tych 300 stronach zdecydowanie było warte zachodu. Jest takie przejmujące, a to stopniowe ujawnianie się jest czymś, na co czekałam od początku roku, wypatrując w każdej kolejnej książce. Przygarnia do siebie czytelnika, obwiązuje i absolutnie nie pozwala się poruszyć, aż do finału, a nawet wtedy pozostawia niedosyt.
Zachwycające w tej krótkiej historii jest przede wszystkim to, że jest ona napisana jak prawdziwa baśń. Mamy lorda nadchodzącego na pomoc wszystkim skrywanym marzeniom głównej bohaterki, chcącego pomóc jej w dokonaniu czegoś dobrego, a z drugiej strony dziewczynę do szpiku niewinną, która nigdy nie doznała prawdziwej przyjaźni, a o czymś więcej nawet nie śmiała marzyć. Jak możecie się zapewne domyśleć zakończenie również jest rodem z bajki, co tylko działa na korzyść całokształtu. Styl pisania autorki jest dobrym dopełnieniem, pozwala czytelnikowi się całkowicie zatracić w lekturze, bazując na dialogach, co jest dla nas przychylne, nie trzeba się zagłębiać w żadne większe opisy, wszystko jest napisane dla czytelnika, ponieważ ma to być taka opowiastka na jeden wieczór, by zrobiła na nas dobre wrażenie, obroniła się, zabawiła nas, jednak byśmy byli w stanie przy niej odpocząć i pomyśleć o niebieskich migdałach.
Podsumowując, jest to naprawdę świetna opowieść na wakacje, wciągająca i ukazująca wielką gamę emocji. Przyciąga czytelnika niczym magnes, a później nie chce wypuścić. Osobiście styl pisania pani Dare bardzo mi przypadł do gustu, więc z całą pewnością sięgnę po kolejne jej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)