Zdecydowana większość z Czytelniczek spojrzy łaskawym okiem na tę powieść, gdy zobaczy wielki napis na okładce, głoszący "Znakomita lektura dla fanów serii Rywalek". A gdy dodatkowo odwróci książkę i zauważy to streszczenie, w którym aż bucha od miłości, lecz także sporo się nawiązuje do fantastyki, czyli drugiego ulubionego gatunku takich Szperaczy jak ja... Och, nie ma zmiłuj! Dlatego musiałam, po prostu musiałam dorwać ją w swoje łapki!
Sage ma pewien poważny problem. Jej wuj i ciotka chcą jej znaleźć męża. Zdążyli już zapłacić pokaźną cenę swatce, jednak dziewczyna podchodzi do tematu bardzo sceptycznie. Nic dziwnego, gdyż w jej świecie związki odbywają się na starym, (nie) dobrym angażowaniu małżeństwa, a dziewczynie marzy się książę na białym koniu z rodem z bajek... Niemniej nawet jak zaczyna się starać, to po przekroczeniu progu swatki wszystko zaczyna się sypać. Niechcący wybucha gniewem i nie odpowiada już tak, jak powinna. Całe szczęście swatka ma plan B - postanawia główną bohaterkę wrobić w bycie swoim asystentem...
Od pierwszej strony coś mnie ciągnęło do tej treści. Na początku nie do końca rozumiałam o co chodzi, jednak po kilkudziesięciu stronach mnie olśniło - książka jest mocno oparta na losach Mulan. Sytuacja początkowo jest prawie identyczna jak sceny z Disneyowskiego filmu, dopiero później wszystko się trochę rozgałęzia. Niemniej wydaje mi się, że z czystym sercem możemy mieć pewność, co tym razem było inspiracją. Czy to źle? Nie wydaje mi się, Dwory również były oparte na baśni, a wszyscy wiemy z jak wielkim uznaniem się przyjęły. Łatwo stwierdzić, czy tematyka nam będzie się podobać, czy też nie. Wystarczy obejrzeć bajkę z młodszym rodzeństwem i wszystko stanie się jasne.
Powolne przedstawianie rodzącego się uczucia również doczekało się mojej hucznej aprobaty. Już dawno nie czytałam książki opisującej to w tak uroczy sposób. Z jednej strony, znowu zaczęto ten wątek od nienawiści - "ja cię znieważyłam, a ty się obraziłeś i w ogóle to się nie lubimy". Przez przyjaźń dopiero dotarliśmy do miłości. W wielu książek ten wątek przejściowy jest pomijany. Dziewczyna zakochuje się od pierwszego wejrzenia, a piętnaście stron później przedstawiana nam jest od razu scena z gorszego gatunku niż romans. Tym razem do wszystkiego autorka postanowiła podejść w taki trochę bajkowy sposób - zdobywanie zaufania, rozmowy, bycie przyjacielem i tego typu sprawy.
Wielką ujmą są błędy logiczne. Jest ich naprawdę od groma i są mocno zróżnicowane - od zmiany nazw przedmiotów z historycznych na normalne, przez pomyłki bohaterów co do wydarzeń, aż do całych wydarzeń, które się nie kleją. No bądźmy szczerzy, akurat takie błędy to należałoby ograniczać. Ja wiem, że to trudne, w szczególności jak dany tekst się pisze w środku nocy, ale tych błędów jest naprawdę zbyt dużo. Ba! Wyobraźcie sobie, że ja w pewnym momencie najzwyczajniej tak mocno machałam na nie rękami, wszystko olewałam i tak dalej, że koniec końców pogubiłam się już co jest błędem a co prawdą, więc wątek kulminacyjny rzeczywiście mną wstrząsnął.
UWAGA: praktyczna wskazówka ode mnie. Olejcie wstęp - pierwsze rozdziały o rycerzach. Serio: Totalnie. Go. Olejcie. A będzie wam się podobało :P
UWAGA: praktyczna wskazówka ode mnie. Olejcie wstęp - pierwsze rozdziały o rycerzach. Serio: Totalnie. Go. Olejcie. A będzie wam się podobało :P
Podsumowując, pomimo tego, że książka wesoło wkracza do grona moich ulubieńców i wywołała u mnie ogromne emocje, to nie mogę jej całkowicie polecić. Ma błędy, więc zdecydowanie nie dziwię się, że moi znajomi blogerzy mięli z nią większe problemy niż ja nawet teraz jestem sobie w stanie wyobrazić. Trzeba dać się porwać i ponieść było moim mottem i naprawdę nie żałuję, że sięgnęłam po Pocałunek Zdrajcy, a nawet czekam na drugi tom. Wszystko jednak zależy od tego, co jesteście w stanie, jako Czytelnicy, znieść i czego oczekujecie.
Nr. recenzji: 167
Tytuł: "Pocałunek Zdrajców"
Autor: Erin Beaty
Liczba stron: 472
Data polskiego wydania: 25 października 2017
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 9/10
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 9/10
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję:
Ciekawa recenzja, ale nie mój gatunek.
OdpowiedzUsuńJakie błędy?
OdpowiedzUsuńAleż mnie zaintrygowałaś! Nie słyszałam o tej serii nic a nic, ale po twojej recenzji już zapisałam sobie tytuł :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Brzmi ciekawie... Będę mieć na uwadze ten tytuł. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeszcze bardziej zachęciłaś mnie do przeczytania :) Mulan uwielbiam, wiec ta książka też powinna mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńNie mój gatunek, więc odpuszczę sobie tą pozycję.
OdpowiedzUsuńAle dołączam do obserwatorów bloga :)
Pozdrawiam, Daria z book-night