Tytuł: "Światło, które utraciliśmy"
Autor: Sandra Nowaczyk
Tom: jedyny
Liczba stron: 350
Data polskiego wydania: 5 lipca 2017
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 8/10
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 8/10
Nie wiem, co najbardziej zachęca do przeczytania tej książki. Może piękna okładka. A może opis, który wydaje się bardzo zwyczajny, jednak ma to 'coś' w sobie. Wydaje mi się, że ta książka w moim przypadku była po prostu jak magnes. Przyciągała mnie, aż w końcu przyciągnęła i...
Zakochanie. Tak piękny stan dotknął Lucy i Gabe. Kierowani własnymi marzeniami musieli jednak podjąć decyzję, czy miłość okaże się dla nich wystarczająca, kiedy mieli na celu zmianę świata na lepsze. Odchodząc starali się uporządkować swe światy, lecz cały czas wiedzieli, że nikt nie okaże się dla nich lepszy. Byli dla siebie za dobrzy, a teraz muszą sobie poradzić ze skutkami swoich decyzji. Czy jednak wystarczy im odwagi, by znowu podjąć trud bycia razem?
Najpierw chyba chciałabym omówić sprawy dotyczące stylu pisania, bo zdecydowanie łatwiej będzie od nich zacząć. Po pierwsze jeśli chodzi o narrację, to książka została napisana w drugiej osobie liczby pojedynczej. Bardzo podobnie to wygląda do sposobu pisania listu - Lucy jest jedynie jego adresatem, za to odbiorcą jest Gabe, czyli Ty, Czytelniku. Tak, w tej książce masz szansę naprawdę się wcielić w jednego z bohaterów. Używane są zwroty jak "powiedziałeś", czy "napisałeś", więc naprawdę łatwo jest sobie wyobrazić daną sytuację.
Drugą sprawą jest fakt, że rozdziały są króciuteńkie. Czasem potrafią trwać stronę, czasem są na dwóch, jednak zdarzają się też normalnej długości. Cała książka ma ich w sumie 80, czyli statystycznie rozdział ma 4 strony. Mnie to trochę przeszkadzało, bo nie mogę robić czegoś i zrobić sobie przerwy na jeden rozdział - potrwa ona może z dwie minuty, a ja przez tak krótki czas nie jestem w stanie chociażby się wciągnąć w treść. Wiadomo, można czytać więcej, jednak dla niektórych może to być z lekka mniej komfortowe niż normalnie.
Powieść zbiera bardzo mieszane opinie i szczerze mówiąc dokładnie wiem, czemu się tak dzieje. Jeśli szukamy czegoś na lżejszy dzień, co go umili i poprawi nam humor to niestety nie tędy droga. Książka jednak jest idealna do popłakania, ponieważ na dobrą sprawę bardzo łatwo wydarzenia w jej przedstawione odnieść do naszego życia. Dotyka tematów dla nas normalnych - małżeństwa, rodziny, spełnienia marzeń, a jednak w tym, co nam przedstawia jest ukryta głębia. Z jednej strony mamy przedstawione marzenia i skutki ich osiągnięcia. Oczywiście, warto je spełnić. Jednak pozostaje pytanie, co się stanie, gdy będziemy na końcu naszej drogi do szczęścia. Kiedy będzie nam brakowało jedynie prawdziwego przyjaciela - osoby, z którą możemy piec gofry i rzucać się ciastem, innego dnia narzekać przy niej na cały świat, albo śmiać się z nią do rozpuku.
Podczas czytania naprawdę warto się zacząć zastanawiać nad naszymi marzeniami. Z jednej strony nikt z nas nie chce wylądować pod mostem, z drugiej podążanie ślepo za karierą, a nieprzywiązywanie większej uwagi do osób, które kochamy może mieć większe znaczenie niż przypuszczaliśmy. Moim zdaniem powinniśmy znaleźć swój "złoty środek" i przywiązywać tak samo wiele uwagi do nauki, jak i do osób, z którymi życie nam mija. Książka w dobry sposób zwraca uwagę na to, jak planujemy swoje życie. Dzięki niej w łatwy sposób możemy zacząć się zastanawiać, gdzie tym razem zrobiliśmy błąd. Uświadamia ona, że życie jest krótkie, więc tylko korzystając z niego garściami, uda nam się być szczęśliwym. Tak, popłakałam się w trakcie czytania, popłakałam się w trakcie przemyśleń. Jednak wiem, że było warto.
Podsumowując, polecam. Książka ma niewielkie niedociągnięcia, jednak historia w niej przedstawiona jest zdecydowanie warta zapoznania się z nią. Dodatkowo zakończenie, które... Cóż, boli. Chyba jednak wiadomo powszechnie, że im więcej coś zaboli, tym mocniej je zapamiętamy. A lekcję, którą wyniesiemy z czytania warto przyjąć do wiadomości i z niej skorzystać. Dam 8,5/10.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję:
Jestem bardzo ciekawa tej książki, również za sprawą kontrowersji, które budzi- chciałabym się przekonać, jak spodoba się mnie :)
OdpowiedzUsuńJeśli warto przy niej popłakać, to jestem na TAK. Uwielbiam kiedy książka wywołuje takie emocje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/
Z pewnością muszę przeczytać tą książkę
OdpowiedzUsuńBardzo przypadła mi do gustu ta książka :)
OdpowiedzUsuńMuszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCudowna okładka! Książka leży na półce i czeka na swoją kolej :D
OdpowiedzUsuńA stałam dopiero co w księgarni i zastanawiałam się czy kupić! Wrócę się po nią :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest niewątpliwie piękna :) Ale w tym momencie motorem napędowym moich przemyśleń jest stanie na rozdrożach we własnym życiu, dlatego jeśli sięgnę po tę książkę, to wtedy jak się wszystko się u mnie uspokoi. Inaczej mózg mi wybuchnie :)
OdpowiedzUsuńNo i teraz jestem mega ciekawa zakończenia!! :D
OdpowiedzUsuńA mnie wszystkie pozycje Otwartego, na których się zawiodłam, odrzucają od tego wydawnictwa niewyobrażalnie...
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja zaciekawiła mnie i z miłą chęcią sięgne po tę oto książkę. Poluję na nią już od pewnego czasu, ale ciągle znajduje inne pozycje książkowe do przeczytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco ^^
http://zaakreconazaaczytana.blogspot.com/?m=1
Przekonałaś mnie. Muszę jak najszybciej sięgnąć po tę książkę. Mam nadzieję, że tak jak Ty będę płakała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i ściskam :*
M.
martynapiorowieczne.blogspot.com