czwartek, 20 lipca 2017

| 143 | "Friendzone" będąc w związkach? Sandra Nowaczyk

Nr. recenzji: 143
Tytuł: "Friendzone"
Autor: Sandra Nowaczyk
Tom: jedynie
Liczba stron: 408
Data polskiego wydania: 5 lipca 2017
Wydawnictwo: Feeria Young
Ocena: 8+/10
Nie mogłam się oprzeć, kiedy zauważyłam, że dziewczyna, która jest jedynie o rok starsza ode mnie napisała książkę. A no i że wydaje ją moje ulubione wydawnictwo.  Nie wspominając oczywiście o chwytliwym tytule, wspaniałej okładce i... (chociaż przed czytaniem nie sprawdzałam) ciekawym opisie.

Tatum ma chłopaka, a Gryffin ma dziewczynę. Dobrze im w związkach, bo nie przeszkadzają im one w przyjaźni, którą pielęgnują od dzieciństwa. Wszystko zmienia się w noc balu maskowego. Chłopak w masce zaprasza dziewczynę, której nie rozpoznaje, do tańca. Wtedy coś się pomiędzy nimi zaczyna dziać. Zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Czar jednak pryśnie, gdy nadejdzie chwila odsłonięcia tajemnicy... Jednak oni nigdy przecież nie chcieli być razem. Dlaczego więc ten bal zmienia tak wiele?

 Zazwyczaj gdy sięgam po polską książkę, to na pierwszych trzydziestu stronach mogę stwierdzić, że nawet gdyby osoba zmieniła nazwisko na zagraniczne to i tak pisze tak specyficznie, że dałabym radę odgadnąć jej narodowość. Nie wiem czemu, większość książek albo na siłę wciska humor (chociaż bardziej zasługuje to na miano humoropodobnego), albo pisze tak piekielnie zawile, że po piętnastej stronie zastanawiam się, co ja robię tuuuu-u-u. Tym razem jestem naprawdę zdziwiona, ponieważ pomimo tego, że dziewczyna ma 17 lat, pisze lepiej niż niejeden autor w kwiecie wieku, którego propozycje miałam okazję czytać

Tym razem nie starano mi się niczego wcisnąć na siłę. Autorka pisze bardzo płynnie, używa języka młodzieżowego, jednak nie przesadza z nim. Pisze proste, krótkie opisy, na które składają się głównie przemyślenia - nie było żadnej przesady jeśli chodzi o opisy otoczenia, ubioru, czy nocnego nieba. Pierwszy raz cieszyłam się także, że w książce były jedynie śladowe ilości humoru. Nie porywa nas to na głęboką wodę, a jedynie zachęca do dalszego czytania. Dobrze włada również sztuką pisania dialogów - nie są infantylne, a przede wszystkim nie są koniecznym przedłużeniem treści. W moim odczuciu idealnie dobrano odpowiednią ilość - dialogi są wszechobecne, jednak nie są w żadnym wypadku sztuczne. 

Podejrzewam, że swoją rolę odegrało znakomicie także wydawnictwo. Styl pisania kojarzy mi się z panią Kasie West, więc książkę pochłonęłam mniej więcej w tym samym czasie. Jedynym, co naprawdę różni te powieści jest brak morału. Myślę, że być może zajmował się nimi ten sam korektor, lecz nie będę umniejszać - na pewno jest w tym bardzo duży sukces autorki.

Kolejną istotną sprawą jest zamysł fabularny. Myślałam, że książka będzie opowiadać o typowym friendzone - ona do niego wzdycha, a on jej nie lubi w 'ten sposób'. Całe szczęście nie prezentowało się to aż tak źle, prawda jest taka, że pomysł był o wiele lepszy. Bardzo ciężko jest zakończyć przyjaźń, która trwa od dzieciństwa. Wydaje mi się, że jeszcze trudniej byłoby się w takiej osobie zakochać. Dlatego autorka stwierdziła, że bohaterowie 'poznają się na nowo' nosząc maskę. Co prawda śmiem wątpić, że coś podobnego by zadziałało w rzeczywistości - brzmienie głosu mnie osobiście chyba łatwiej rozpoznać niż twarz, jednak wybaczam, grała z pewnością głośna muzyka lub działo się coś podobnego. Wydaje mi się, że to jedynie małe potknięcie, jednak nadal wychodzi ono obronną ręką. 

Truskawka Tosia poleca!



Na koniec zarzucę kilkoma minusami - u mnie zawsze w recenzjach musi być sprawiedliwe. Po pierwsze potknięcie logiczne, które opisałam w powyższym akapicie. Po drugie pod koniec książki coś z logiką bohaterów w pewnym momencie zaczęło szwankować - decyzje głównej bohaterki wydawały mi się bardzo nierozważne, jednak działo się tak tylko przez niewielką liczbę stron, więc jakoś mnie to nie uderzało. Myślę na co by tu jeszcze ponarzekać, jednak nie jestem w stanie znaleźć kolejnej takiej rzeczy. Próbowałam. 

Ach, byłabym zapomniała! Najważniejszą sprawą, która mnie mocno urzekła jest wplatanie w treść fragmentów piosenek. Z każdego rozdziału został wybrany jeden cytacik, który można uznać za podsumowanie. Do niego dopasowany był fragment piosenki. Wyszło to o tyle dobrze, że nie powtarzali się ani wykonawcy, ani piosenki. Na dobrą sprawę ta książka może się stać moim przewodnikiem po kolejnych dobrych piosenkach przez kolejne dwa miesiące. Najlepiej się bawiłam, kiedy kojarzyłam jakąś piosenkę, jednak nie umiałam sobie przypomnieć kiedy dany tekst został w niej użyty, więc zaczęłam sobie podśpiewywać. Polecam zabawę.

Podsumowując, książka z pewnością nie należy do żadnych wyżyn literackich, jednak jak dla mnie jest bardzo dobra. Nie muszę się nawet zniżać do poziomu oceniania w danej kategorii - wydaje mi się, że można ją postawić na równi z książkami zagranicznych autorów. Zdecydowanie warto było ją przeczytać, bo wiem, że nawet jeśli pani Kasie West przestanie pisać książki, to mamy w Polsce kogoś, kto z chęcią ją nam zastąpi. A przynajmniej mam nadzieję, że Sandra Nowaczyk nie skończy swojej przygody pisarskiej, bo przyznam - za bardzo mi się spodobało, żeby pozwolić jej karierze pisarskiej się zakończyć. (Oczywiście pomijam fakt, że i tak nie mam na to wpływu, ale ciiii...).

Za egzemplarz recenzencki serdecznie, serdecznie dziękuję:

11 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc, na początku miałam spore wątpliwości co do tej powieści. Książki nastoletnich autorów bywają różne... Ale mam i czytam. Nie jest źle! Te fragmenty piosenek są naprawdę super! Widzę, że tobie bardzo się spodobała. Teraz za dużo o niej nie mogę powiedzieć, ale początek jest naprawdę fajny. Mam nadzieję, że po zakończeniu lektury, też będę miała tak pozytywne odczucia, jak Ty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnością sięgnę po tą książkę, chociażby ze względu na młody wiek i pochodzenie autorki. Lubię czytać prace kogoś, kto jest zbliżony wiekiem do mnie, dlatego też dużo siedzę na np. wattpadzie. Sama marzę o wydaniu własnej książki, a debiut w takim wieku to już po prostu szczyt moich marzeń.

    Mój blog!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam o tej książce a lubię czasem sięgnąć po książki, które do wyżyn literackich się nie zaliczają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W najbliższym czasie ją zakupię. Słyszałam,ale nie byłam przekonana. Teraz wiem, że mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z chęcią ją przeczytam. Polski debiut nastoletniej autorki przecież nie musi być zły! Ja przecież też chciałabym żeby ktoś przeczytał moją książkę, a nie skreślił ją tylko dlatego, że to debiut i do tego polski. Nie rozumiem tej niechęci większości Polaków do rodzimych pisarzy. Przecież polscy autorzy również potrafią dobrze pisać.

    Pozdrawiam cieplutko :*
    M.
    martynapiorowieczne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa tej książki, bo w końcu autorka jest moją rówieśniczką :) Na pewno w najbliższym czasie po nią sięgnę.
    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
  7. Od kiedy zobaczyłam zapowiedź tej książki wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Mam nadzieję, że będę miała okazję to zrobić w najbliższym czasie :)

    Pozdrawiam
    My fairy book world

    OdpowiedzUsuń
  8. Najpierw nie chciałam czytać, ale po przeczytaniu Twojej recenzji chyba zmieniłam zdanie. Jestem zaskoczona, że autorka tak młoda wydała Ci się lepsza od niejednego autora w kwiecie wieku - styl pisania Polaków rzeczywiście jest dosyć charakterystyczny, a jeżeli Sandrze Nowaczyk udało się tego uniknąć, z pewnością muszę to zobaczyć :)
    Pozdrawiam!
    Patty z Truskawkowego bloga książkowego

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mam coś takiego, że po kilku stronach już wiem, że to musi być polski autor. Choćby wymyślił sobie najbardziej egzotyczny, peruwiańsko-birmański pseudonim! :D

    Weszłam dla truskawki Tosi, ale obserwuję już na dłużej. :D
    NaD okładkę ‹:)

    OdpowiedzUsuń

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)