Nr. recenzji: 16
Tytuł: Między życiem a życiem
Autor: Jessica Shirvington
Tom: 1
Liczba stron: 288
Data polskiego wydania: 11 maja 2015
Wydawnictwo: Dreams
Wydawnictwo: Dreams
Gatunek: Sience-fiction/Romans
Ocena: 6/10
Ocena: 6/10
Zaczęłam pisać tę recenzję już w sobotę. Niestety nie udało mi się jej dokończyć tego samego dnia.
Nie potrafiłam i nie chciałam się oderwać od tej książki. Była bardzo ciekawa, lekka i bardzo dobrze się czytało. Poleciła mi ją moja znajoma, ale gdy tylko zobaczyłam tę okładkę to wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Standardowo najpierw krótkie streszczenie.
Główna bohaterka przez całe życie musi przeskakiwać z jednego ciała do drugiego. Zawsze o 24 jest "przeskok" i znajduje się w całkowicie innym miejscu, a nawet wymiarze. Sprawa tego gdzie dokładnie się znajduje niestety nie została ujawniona. Wiemy, że wędruje pomiędzy Wellesley i Roxbury, ale Sabine zdradza nam, iż wszystko w obu życiach się różni. Przykładowo jeżeli chciałaby się wybrać do jakiegoś domu, w którym mieszkał jej przyjaciel z jednego życia, w drugim mogłaby tam spotkać całkowicie inną osobę, niezwiązaną z wcześniej opisaną.
Wszystko się zmienia kiedy nasza postać dorasta. Po ukończeniu 18 roku życia zmieniają się "zasady" na jakich mogła zmieniać ciało. Wcześniej jeżeli, np. skaleczyła się w Wellesley to po obudzeniu miała tę samą ranę w Roxbury. To samo tyczyło się zmiany czegoś w swoim wyglądzie jak obcięcia włosów. A teraz może to spokojnie zrobić i budząc się nie ma żadnych widocznych śladów. Jedynie strach i nerwy po tym, co zrobiła.
Chcąc sprawdzić jak daleko może się posunąć zaczyna robić listę. Zamierza przetestować krwawienia, włosy, środki przeczyszczające i trucizny. Jednak jedno z jej żyć ma bardzo opiekuńczych rodziców. Coś wydaje im się być nie tak, gdy jednego dnia ich córka łamie rękę, a następnego widać bandaże na jej żebrach i słychać było cało nocne wymiotowanie. Gdy dziewczyna zaczyna im opowiadać o podwójnym życiu jakie prowadzi postanawiają, że zadzwonią z tym na pogotowie. Sądzą, że ich córeczka chce popełnić samobójstwo. Nie są dalecy od prawdy. Sabine zostaje zabrana do psychiatryka, gdzie poznaje Ethana. I wszystko w jej życiu zaczyna nabierać kolorów.
Na początku bardzo trudno było mi się zabrać za tę książkę. Byłam po Przebudzonym Magu, więc kto czytał moją recenzję ten wie, że okropne rozkojarzenie i tzw. "kac książkowy" nie odstępował mnie na krok. A także w bodajże czerwcu czytałam Każdego dnia i po przeczytaniu streszczenia wydawało mi się to bardzo do tego podobne. Na szczęście to tylko złudzenie. Powieść okazała się być inną na każdy możliwy sposób i szczerze mówiąc bardziej mi się podobała od debiutu pana Davida Levithana. Pewnie ze względu na zakończenie i na to, że nie muszę czekać na kolejne części, żeby zobaczyć zakończenie. Dlatego wykorzystałam jedną ze znalezionych technik szybkiego czytania. Jaka to technika, czy jest skuteczna i czy w ogóle warto próbować polepszyć swoje tempo czytania - tego się dowiecie za parę tygodni. Przetestuję na sobie parę technik i napiszę post dla wszystkich, którzy chcieliby czytać szybciej i więcej książek, ale nie mają na to czasu. Tylko musicie najpierw uzbroić się w cierpliwości, bo sposobów jest masa, a ja jestem tylko jedna.
Drugą niezwykle podobającą mi się kwestią jest oprawa graficzna. Nie wiem, czy to polskie wydawnictwo potrafi tworzyć takie cuda, czy jest to zagraniczna produkcja, ale tak czy inaczej wyszło świetnie i na pewno każdy, kto zobaczy taką piękną okładkę - od razu będzie chciał poznać treść. Jeżeli mówimy o środku książki to znajdziemy tam duże litery napisane oryginalną czcionką. Jedyne co mnie dziwi to to, że tak mało patronatów objęło Między życiem a życiem.
Tom jest bardzo, bardzo krótki - ma tylko 288 stron, więc jest idealny na jeden wieczór. Jest to typowa jednotomowa, lekka i przyjemna romansowo podobna książka. Przeczytałam ją w ok. 1 godzinę 28 minut i 31 sekund #czytaniezestoperem.
Fabuła była ciekawie wymyślona i zaprezentowana. Autorka starała się w pełni wykorzystać jej potencjał. Stworzyła niebanalną historię, do której aż chce się wrócić. Na początku myślałam, że to kolejny całkowicie przewidywalny bestseller, ale nie. Było wiele całkowicie niespodziewanych zwrotów akcji. Na pewno nie spodziewałam się ponad połowy rzeczy opisanych. Cieszyłabym się, gdyby napisano kontynuację, ale wiem, że szanse na napisanie drugiej części są nikłe. Szkoda. Tak samo byłabym szczęśliwa jeżeli na wielkim ekranie mogłabym to zobaczyć.
Kolejną kwestią, w której widać było zaawansowanie literackie pani Shirvington były postacie. Doskonale wykreowane i opisane w każdym szczególe. Są niesamowitym dopełnieniem dobrych rzeczy wymienionych przeze mnie wcześniej. Wydawały mi się bardzo realistycznie przedstawione. Ukazywały wiele emocji. Prawie chciało mi się płakać.
Jedyne co mi nie pasowało w tej książce - za dużo opisów i zbyt mało dialogów. Jedna rzecz potrafiła być opisana na całą stronę. Były dobre, napisane prostym językiem jednak ilośc tekstu w jedynym miejscu potrafi człowieka skutecznie zniechęcic do zabrania się za czytanie. Tak na prawdę to nie widziałam ani jednego długiego dialogu. Każdy jest stworzony bardzo ubogo - mając jedynie trzy myślniki na stronę. Pomiędzy każdy wplecione jest dużo tekstu. Za dużo.
Do tego brakowało tutaj życia. Sabine owszem wyrażała emocje, czasem nawet lekko przesadzone... Kiedy coś opisujemy mówimy o tym, jakie nam się to wydawało. Mimo, że przedmiot jest nieożywiony pragniemy, żeby taki nie był. Tego tutaj brakowało.
Najciężej ocenia się takie książki. Podobała mi się, ale nie była jakimś cudem, który mnie zaczarował do tego stopnia, że nie umiem się powstrzymać przed daniem 10/10. Nie. Tutaj raczej zastanawia mnie jaka jest ta górna granica oceny jaką mogę dać. Rzeczą, która bardzo mi się podoba jest nazwa oceny na lubimyczytac.pl. Nie nazwałabym tej lektury przeciętną, więc 5/10 odpada. Zostaje mi troszeczkę wyższa ocena. Tak więc 6/10 - dobra wydaje mi się być sprawiedliwym ocenieniem sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)