Nr. recenzji: 7
Tytuł: Atlas Chmur
Autor: David Mitchell
Tom: 1 i jedyny
Liczba stron: 544
Czas czytania: Jeden dzień i noc
Data polskiego wydania: 7 listopada 2012
Wydawnictwo: Mag
Ocena: 7/10
Wydawnictwo: Mag
Ocena: 7/10
O tej książce pierwszy raz usłyszałam, gdy jakaś vlogerka wymieniała 100 książek, które chce przeczytać. Wpisałam to wtedy na listę "oczekujących", a ostatnio zauważyłam, że jest dostępne w bibliotece. Tak więc przeczytałam. Dopiero, gdy zobaczyłam piękną okładkę pokazaną obok na zdjęciu zauważyłam, że w 2012 roku premierę miał film na podstawie filmu.
Napisana jest w formie sześciu opowiadań.
Wiruje pomiędzy latami ok. 1800 - ok. 2350. Do każdego opowiadania autor zadał sobie trud zmiany języka na odpowiedni do danej epoki.
Z jednej strony jest to świetne posunięcie, bo na prawdę możemy się poczuć jakbyśmy żyli w tych wszystkich czasach. Ale z drugiej czyta się dość wolno. Chociaż gdyby człowiek szybko "przeskoczył" tę książkę nie zrozumiałby jej przesłania. Dodatkowo każda cześć książki napisana w innym stylu literackim.
Na początku przemierzamy XIX wiek razem z bogatym prawnikiem, który ratuje życie czarnemu człowiekowi. Niestety jeszcze przed podróżą zaatakował go pasożyt - Gusano Coco Cervello.Ta cześć napisana jest jako dziennik.
Następnie lata 1930 wraz ze znakomitym lecz niedocenionym kompozytorem-gejem, który oszustwami próbuje zdobyć pieniądze na chleb i mieszkanie. Pewnego dnia zaczyna pracę u sławnego kompozytora, który przez chorobę nie może już dalej tworzyć. I tak zaczyna się jego przygoda. Przemierzamy ten czas czytając jego listy.
Niedaleko później - bo już w latach 1960 poznajemy reporterkę, która szuka nowego tematu. Jej zmarły ojciec był sławny i znany na cały świat, a ona chce mu dorównać, by w zaświatach mógł być z niej dumny. Spotyka człowieka, który opowiedział jej o raporcie na temat elektrowni atomowej - jeżeli go nie ujawni to wiele osób może zginać. Niestety próbując go przekazać informator ginie. To thriller, który jest zrobiony tak wspaniale i zaskakująco, że czytelnik połyka kolejne kartki.
Kolejna historia to już rok ok. 2010 - skromny wydawca, bankrut musi uciekać przed autorem, któremu nie potrafi zapłacić. Brat wysyła go do domu starców nic nie mówiąc. Ale to nie był szczyt marzeń naszego bohatera. Ze wszystkich sił stara się uciec, ale niestety za każdym razem się nie udaje. Melodramat.
W dalszym ciągu poznajemy usługującą niewolnicę, której życie zmienia się z dnia na dzień. Mieszka w bardzo dobrze rozwiniętej technicznie Korei, ale nie wszystko jest tak cudowne jakie się wydaje.Wszystko zaczyna się od zwykłej ciekawości... i koleżanki, która dzieli się z nią zwariowanymi pomysłami. W końcu głównej bohaterce udaje się uciec. Autor przedstawia nam tę cześć jako wywiad w stylu science-fiction.
Ostatni bohater żyje najbardziej prymitywnie. Jeżeli chodzi o czas to jest to daleka przyszłość, ale technologia - posunęliśmy się do tyłu, gdyż nasz bohater żyje w dziczy jak ludzie żyjący kilka tysięcy lat temu. W jego czasach żyje bardzo mało ludzi a do tego niedaleko miejsca, w którym żyje rozwinęło się "stado" ludzi żywiących się krwią (NIE WAMPIRÓW). Całe jego życie się zmienia, gdy do wioski przybywa nowa osoba. Świetnym posunięciem było to, że to sam bohater opowiada nam o swoim życiu (narracja pierwszoosobowa).
Opowiadania mimo, że na pierwszy rzut oka są ze sobą niczym niepowiązane, są jednak podobne. We wszystkich jest mowa o reinkarnacji, nieprzypadkowych zdarzeniach i w każdym następnym opowiadaniu jest (chociażby minimalne) nawiązanie do wcześniejszego i główni bohaterowie zawsze mają gdzieś na ciele znamię w kształcie komety.
Do książki na początku nie potrafiłam się zabrać, gdyż bardzo trudno się ją czytało (wspominałam już o językach). Uradowana, że na okładce pisało "Film w kinach" postanowiłam najpierw obejrzeć film - żeby zrozumieć o co biega w tej książce i czy jest sens przeczytania.
Film mimo, że bardzo długi (2 godziny 53 minuty) na prawdę mi się podobał. Nie było chwili, żebym mogła pomyśleć "ale nudne". Z nową energią powróciłam do czytania i jak to zwykle bywa - książka była lepsza od ekranizacji. Jedyne co mi się bardziej podobało w filmie, to że zakończenie było zrobione przejrzyściej. Bo książka moim zdaniem nie ma zakończenia.
Dodatkowo interesujący jest spis rozdziałów.
Opowiadania są ułożone tak: 1,2,3,4,5,6,5,4,3,2,1.
Dlaczego całą książkę tak "udziwniono"?
Odpowiedź jest prosta: autor chciał zwrócić naszą uwagę - może tylko na jego książkę, ale może także do pomyślenia o innych istotnych sprawach jak różnice kulturowe, dzielenie się ludzi na "tych lepszych" i "tych gorszych".
Odpowiedź jest prosta: autor chciał zwrócić naszą uwagę - może tylko na jego książkę, ale może także do pomyślenia o innych istotnych sprawach jak różnice kulturowe, dzielenie się ludzi na "tych lepszych" i "tych gorszych".
Do tego chciałabym napisać trochę o ekranizacji tejże książki.
Obejrzałam, wciągnęło mnie i sama starałam się analizować co ten film miał wnieść do naszego życia. Tak jak już napisałam w sprawie książki - zwraca uwagę na wiele rzeczy, które są do przemyślenia. Było trochę odstępstw od książki (zmiana płci niektórych postaci, pominięcie niektórych rzeczy, inne zakończenie), ale jak dla mnie i jako ekranizacja książki, i jako film - bardzo mi się podobał.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy po obejrzeniu filmu przeczytałam kilka jego recenzji i dowiedziałam się, że film został okrzyknięty jednym z najgorszych filmów 2012.
I co powiedzieć w takiej chwili?
Moim zdaniem jeżeli podeszło się do obejrzenia tego filmu jako czegoś lekkiego i nie zaczęło się nad tym rozmyślać to rzeczywiście - mogło się wydawać, że film jest bezsensowny. Ale kiedy człowiek dojrzy przesłanie - to wtedy staje się świetny.
Reasumując: książka jest świetna, ale nie jest lekturą lekką, którą da się przeczytać szybko. Nad nią trzeba trochę pomyśleć i się nagłowić. Bardzo polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)