Nr. recenzji: 2
Tytuł: 7 razy dziś
Autor: Lauren Oliver
Tom: 1 i jedyny
Liczba stron: 387
Czas czytania: Jeden wieczór (ok. 5h)
Data 1 polskiego wydania: 23 luty 2011
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 6,5/10
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 6,5/10
Kolejna książka (a właściwie odświeżone wydanie) sławnej już od serii [delirium] Lauren Oliver.
Opowiada o popularnej w swojej szkole Samancie Kingston, która ma świetne życie, 3 najlepsze przyjaciółki - Lindsay, Elody i Ally, przystojnego chłopaka i wydaje się, że niczego jej nie brakuje. Książka udowadnia nam, że sława to nie wszystko. Cała akcja dzieje się 7 razy. 7 razy jest 12 luty - Dzień Kupidyna, a po szkole Sam wraz ze swoją świtą idzie do Kenta na imprezę. Podczas pierwszego dnia, gdy w środku nocy nasze 4 kumpele wracają do domu Lindsay uderza samochodem w drzewo, w skutek czego Sam umiera. I przeżywa ten sam dzień jeszcze 6 razy.
Sam pomysł na książkę był świetny, ale czytanie tej książki i 7 razy czytanie tego samego trochę przerobionego było dziwne. Nie powiem, że się wynudziłam podczas czytania. Było dużo zaskakujących scen. Autorka pokazuje nam jak wygląda szkolne środowisko z każdej strony i ukazuje jaki mamy wpływ na nasze życie. Jedna decyzja i cały dzień może wyglądać inaczej.
Przez czas trwania lektury życie Sam zaczęło się zmieniać. Dowiedziała się, co o niej myślą różni ludzie. Po woli przestawała być zadufaną w sobie, durną dziewczyną, której przez połowę książki nie potrafiłam znieść. Odkryła sens powtarzania się tego dnia - naprawienie swoich relacji z ludźmi i uratowanie życia dawnej znajomej, które wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami zniszczyły, żeby się "wybić", żeby stać się popularniejszym, lepszym w szkolnym środowisku. Oczywiście ta przemiana nie nastąpiła gwałtownie. Chyba czwartego lub trzeciego dnia główna bohaterka sprawdziła, co by się stało, gdyby w ten dzień była dla wszystkich wredna, całowała się z nauczycielem i... znalazła przyjaźń tam, gdzie nigdy by się tego nie spodziewała. Ten dzień w niej wywołał dużą zmianę, ale także był dla czytelnika największą zmorą. Co kilka linijek musiałam odejść od książki i odetchnąć, powiedzieć sobie, że Sam się da radę się ogarnąć, iż bez tego ta książka nie miałaby sensu.
Oczywiście (co stało się moim standardem książek pani Oliver) zakończenia nikt się nie spodziewał. Tak jak w [requiem] - gdzie, gdyby nie było, że ta książka to trylogia i od wydania tej książki nie minęło parę ładnych lat - mogłabym spokojnie czekać na następną cześć.
Ale wracając do 7 razy dziś ostatni dzień był najlepszy. Sam poprawiła swoje relacje ze wszystkimi wartościowymi osobami i mimo, że mniej więcej od dnia piątego dała wszystkim czytelnikom nadzieję na całkowicie inne zakończenie to moim zdaniem trochę poszła na łatwiznę i rozegrała to inaczej niż w przekonaniu większości czytelników mogłoby się to odbyć. Jednocześnie autorka powiedziała nam sporo o osobach z bliskiego otoczenia głównej bohaterki - tyle, że znowu mogłabym czekać na następną cześć, ale jest to książka sprzed czterech lat i jeżeli do tej pory o kontynuacji nie było mowy to raczej już jej nie będzie.
Książkę polecam szczególnie osobom, które poszukują niestandardowych zakończeń i niespodziewanych lektur oraz możliwości posiadania rozdartego serca pod koniec czytania.
Oceniam tę książkę podobnie jak Ty - mam co do niej mieszane uczucia i spodziewałam się czegoś lepszego.
OdpowiedzUsuńhttp://papierowenatchnienia.blogspot.com/